8 marca 2017

Zamówienie [104] Fedemiła "Honey"


Tytuł: Honey 
Para: Fedemiła (Federico + Ludmiła)
Rodzaj: Komedia, Romans
Moje uwagi: brak
Uwagi zamawiającego: Londyn, Fede jest synem bogatych biznesmenów, którzy nie lubią narzeczonej swojego syna - Ludmiły. Uważają, że jest gorsza, ponieważ jest biedna i mieszkała w domu dziecka. Federico ma przejąć firmę po rodzicach. W związku z tym, jego rodzice przyjeżdżają do syna i jego narzeczonej w odwiedziny. Podczas ich pobytu para się kłóci, a Lu się wyprowadza. Federico znajduje list od Ludmiły, w którym napisała, że będą rodzicami. Rodzice pomagaj synowi odnaleźć ukochaną. Happy end.
Zamawiający: Maybe you
Autorka: Patty





-Za chwilę będą, Fede! - wrzasnęłam na niego, kiedy zobaczyłam go, oglądającego telewizję.
-Czym się tak przejmujesz? - spojrzał na nią przed ramię. - To nie żadni przedstawiciele państwowi.
A jednak przejmowała się.
Ciągłe szykanowanie przez przyszłych teściów było na tyle wyczerpujące, że wszystko musiało być dopięte na ostatni guzik. Inaczej znowu usłyszy to, co ostatnio.

I to niby ty masz być naszą synową?
Mogłeś trafić lepiej, Federico.
Nie wierzę, że mój syn upadł na ten poziom. 

Nie sądziła, żeby ktokolwiek chciał to usłyszeć. To było jak cios zadany w plecy. Miała wrażenie, że oni niedługo jej takowy wbiją. I to nie w przenośni.
-Dziewczyno, cały dom zrobiłaś na błysk, nie będzie nikt go sprawdzał testem białej rękawiczki - zaśmiał się, gdy zobaczył ją wycierającą stolik.
-Dobrze wiesz, że zależy mi na dobrym wrażeniu. Poza tym, mają podarować ci firmę, czy sądzisz, że zrobią to, kiedy zobaczą jak bardzo nieodpowiedzialnie podchodzimy do własnego domu?
-Nawet i bez tej firmy dalibyśmy sobie radę - wstał i stanął naprzeciw Ludmiły, oplatając ręce wokół jej talii.
-Wątpię, czy ją dostaniesz. Kiedy tylko mnie tu zobaczą, od razu zmienią zdanie. To pewne - mruknęła i odsunęła się od niego, łapiąc ponownie za szmatkę i przetarła ponownie blat.
-Kochanie - zaczął, ponownie się do niej zbliżając, gdy w całym budynku rozbrzmiał dźwięk dzwonka. Już przyjechali.
-Dobrze wyglądam? - spytała, poprawiając czerwoną sukienkę i przeczesując palcami włosy. - Może chociaż raz nie skojarzę im się z żebrakiem z bidula.
-Przestań - uśmiechnął się łagodnie. - Pójdę otworzyć.
Serce Ludmiły Ferro biło jak szalone. Nigdy nie czuła takiej adrenaliny. Widziała się z rodzicami ukochanego już kilka razy, za każdym razem znosząc te same obelgi, a jednak nadal miała nadzieję, że ich wszelka nienawiść do niej w końcu minie. Czy to zależy od tego spotkania?
-Cześć mamo, tato - skinął głową i pocałował matkę w policzek. Kobieta była ubrana w elegancką, czarną sukienkę i białe, futrzane boa, zdjęła szpilki z nóg, nie tracąc przy tym ani miligrama gracji. Jej mąż, równie elegancki, ściągnął robioną na zamówienie marynarkę i powiesił na najwyższym wieszaku. Poprawił jeszcze muchę i od razu wziął swoją żonę pod rękę.
-Dobry wieczór - uśmiechnęła się Ludmiła najlepiej, jak tylko potrafiła. Poważne miny nadal nie schodziły z twarzy jej gości. Nie wiedziała, co może w nich wyczytać, jednak nie były to na pewno pozytywne uczucia.
-Witam - odrzekł pan Pasquarelli.
Ludmiła podała im obu rękę, widziała, że im się to nie spodobało. Chociaż nie zrobiła nic źle, oni ewidentnie nawet nie chcieli jej widzieć, a co dopiero musnąć czy dotknąć.
-Zapraszamy więc na kolację - Federico wskazał ręką na jadalnię. Miał mieszane uczucia. Nie lubił spędzać czasu z rodzicami. Odkąd tylko pamiętał, zawsze byli zbyt poważni. Chyba nigdy nie odbył z nimi luźnej rozmowy - chyba, że wtedy, kiedy był mały. Ojciec nie miał wtedy jeszcze własnego biznesu. Kiedy to osiągnął, zupełnie mu odbiło. Zupełnie tak, jakby wychowywali go inni ludzie, niż ci, którzy właśnie przed nim stoją. Zdecydowanie sobie tego nie zazdrościł.
Dumnym krokiem, jego rodzice pomaszerowali przodem do pomieszczenia, a on ścisnął rękę Ludmiły. Miał nadzieję, że doda jej otuchy, ale chyba to nie skutkowało. Zdawał sobie sprawę, jak bardzo była zestresowana i wcale się jej nie dziwił. Też by był.

-Więc, co o sobie możesz nam powiedzieć, Ludmiło... Przypomnij, jak masz na nazwisko? - burknął ojciec jej narzeczonego.
-Ludmiła Ferro, proszę pana - odpowiedziała w miarę miło. - W zasadzie wiele się nie zmieniło, nadal z Federico planujemy, jak przebiegnie remont, dopinamy szczegóły wesela na ostatni guzik. W końcu pozostał miesiąc, prawda.
-Ach, tak - rzuciła kobieta naprzeciw niej. - Zapewne Federico poświęca dużo pracy na organizację.
-Właściwie, oboje nad tym pracujemy - zmarszczyła brwi. - I on, i ja.
-Oj, nie rozśmieszaj mnie - machnęła ręką. - Na pewno nie orientujesz się w tym wszystkim tak dobrze, jak nasz syn. Wiemy, że nie miałaś nigdy do czynienia z takimi rzeczami, ale co poradzić, przeszłość zrobiła swoje... Biedne dziecko.
-Um, tak, ale jestem po studiach i...
-Mniejsza z tym - przerwała. - Federico, opowiedz może trochę o tym weselu, które zaplanowałeś.
-Ludmiła powiedziała już, że to nie tylko ja - powiedział, a jego usta przypominały jedynie wąską kreskę.
-Dobrze, zostawmy to, ale to żaden powód do wstydu - westchnął ojciec Federico. - Więc mówcie o tym weselu, które rzekomo razem przygotowujecie.
-Jakie "rzekomo"? - głos chłopaka podniósł się o kilka tonów.
-Federico, nie prowokuj ojca - skarciła go kobieta.
-Nie chcę zabrzmieć nieuprzejmie, ale to państwo sprowokowali. Moja przeszłość nie ma nic wspólnego z moimi umiejętnościami, doskonale radzę sobie z płatnościami i organizacją, nie rozumiem tego całego szumu - wtrąciła Ludmiła.
-Czy mi się zdaje, czy właśnie rozmawiamy ze swoim synem, a nie z tobą? - zwróciła się do niej.
-Ludmiła ma prawo komentować wszystko, co jest ze mną związane. Nie bez powodu to ona będzie moją żoną - zmrużył oczy brunet.
-Dajcie spokój, nie mam nastroju na kolejne kłótnie - syknął mężczyzna. - Weźmy się lepiej za jedzenie.
Cała czwórka nałożyła na talerze potrawy, przygotowane przez blondynkę. Od pachnących mięs po najzdrowsze surówki. Samym zapachem przyciągały uwagę.
-Co to jest? - matka chłopaka rzuciła widelcem na talerz i nieschludnie wypluła kęs w serwetkę. - Gotowaliście ten makaron w wodzie po skarpetach?
-Co ci nie pasuje? Smakuje normalnie - odrzekł jej partner.
-Nie, nie smakuje. Zgaduje, że ty to robiłaś. W tym całym domu sierot nie uczyli was pewnie, jak gotować? Chyba będziecie musieli zainwestować w naprawdę dobrą kucharkę. Chociaż nie... Nawet przeciętna wystarczy, żeby tylko się pozbyć tych paskudztw.
-Pani sobie żarty robi? - prychnęła. - Siedzę przy garach od południa, żeby tylko ze wszystkim zdążyć. I co to za słowa o domu sierot? Wychowywałam się bez rodziców, ale wpojono mi na pewno więcej wartości, niż pani dostała. Z pewnością nie nauczono pani, co to jest szacunek do czyjejś pracy, ba, nawet co to jest szacunek, "mamo".
-Nie śmiej nawet tak do mnie mówić, dziewucho - trzasnęła w stół. - Mam w sobie naprawdę wiele szacunku i tolerancji, ale wszystko ma swoje granice. Federico, jeśli za nią wyjdziesz, nie przepiszemy ci firmy.
-Nikt nie będzie obrażał mojej żony, paniusiu - pokiwał jej palcem. - Wydziedziczę cię synu, przyrzekam, wraz z dniem twojego ślubu z tą istotą. Nie będziesz skażał naszego nazwiska brudną sierotą.
Oczy Ludmiły prawie zaszły łzami. Nie wytrzymała. Odsunęła gwałtownie krzesło i wyrzuciła porcelanowe talerze na podłogę, rozbijając je na mniejsze kawałki. Pobiegła na górę, musiała jak najszybciej się stąd wynieść. Nie zniesie tego rodzaju przezwisk, nie zniesie bezsilności Federico wobec nich, nie zniesie takiego traktowania. Jeśli wyjdzie za niego, on straci rodzinę, majątek, wszystko. A ona będzie żyła u jego boku, obrażana na każdym kroku przez jego ojca i matkę. Czy naprawdę tego chce? Może nie jest odpowiednia? Szarpnęła za rączkę walizki, wystającą z ogromnej szafy. Natychmiast zgarnęła większość rzeczy do środka. Usłyszała, że ktoś wchodzi do pokoju.
-Ludmiła, skarbie - zaczął powoli, wyciągając do niej rękę.
-Proszę cię, przestań. Nie chcę, żeby to tak wyglądało.
-Nie będzie tak wyglądać, przysięgam - złożył dłonie w jej kierunku.
-Ile już było tych przysiąg? Powiedz mi, ile?! Jak to się kończyło? Zawsze tak samo. Mam już tego dosyć, Federico, nie wytrzymam takiej sytuacji. Rozłożyli mnie psychicznie. Nie mam już w sobie ani trochę pewności siebie.
-Wiesz, że im na to nie pozwolę.
-Nie pozwolisz? - parsknęła. - Gardzę tymi słowami, Fede. Za każdym razem dzieje się identycznie. Nienawidzę tego, nienawidzę ich, nienawidzę tego domu, wszystkiego. Nigdy mnie nie bronisz, rozumiesz? Rzucisz słowo, może dwa, a oni i tak mają to gdzieś. Czy sądzisz, że takie sytuacje by się powtarzały, gdybyś odnosił cel? Odpowiem ci: nie odnosisz go. Jesteś dzieckiem, bezsilnym bachorem, który nie potrafi postawić na swoje. Nie jestem dumna z tego, kim byli moi rodzice, gdzie mieszkałam, ile miałam pieniędzy, nie jestem. I ty dobrze o tym wiesz. Ale czy to sprawia, że jestem zła? Jeśli nie potrafisz walczyć o to, co kochasz, nie jesteś wart bycia kochanym.
Wzięła walizkę i wytaszczyła ją z pokoju, po czym postąpiła krokami w dół. Zgarnęła kurtkę z wieszaka i założyła marne adidasy na kostki, po czym wyszła, trzaskając drzwiami.

Minęły dwa tygodnie. Nie odbierała, nie odzywała się. Federico nie wiedział, co dalej robić. Za każdym razem, gdy widział twarze swoich rodziców, miał ochotę wydrapać im oczy. Wiedzą, co zrobili, a co najgorsze są z tego dumni. Chyba naprawdę zaczynał ich nienawidzić. Za to wszystko, co mu odebrali, czego zakazali, co nakazali. Takimi właśnie powinni być rodzice? Nieokazujący wsparcia, nadęci, próżni i poważni? Nie czuł się dobrze w ich towarzystwie. Nie, nie, on nie może pozwolić Ludmile odejść.
Leżał na swoim łóżku, wpatrując się nieustannie w sufit. Starał się nie myśleć o ukochanej, ale to było niemożliwe. Powinien walczyć. Naprawdę był tchórzem, miała rację. Nie potrafił zawalczyć. Potrzebował zapalić. Nie robił tego tyle czasu... I nie chciał. To jednak był jedyny sposób na spokój ducha. Otworzył szufladkę swojej szafki nocnej i zauważył z wierzchu białą kopertę. Ewidentnie był w niej list i jakiś przedmiot.
 Nie kojarzył, żeby przynosił coś takiego ze skrzynki pocztowej. Wysypał zawartość i zamarł.
-Test ciążowy - oczy zamigotały mu tak, jak jeszcze nigdy. Pozytywny. Rozłożył kartkę i przeczytał szybko wypisany na niej tekst.

Mam nadzieję, że się cieszysz. Jest nas teraz trójka ☺ 
Kochamy cię mocno! 
Ludmiła i twój syn

W jego oczach zakręciły się łzy. Teraz na pewno musi znaleźć ukochaną.
Dlaczego nie powiedziała o tym wcześniej?
To pewnie była niespodzianka, baranie 
Zerwał się na równe nogi. Ojciec musi mieć kontakty. Zapewne teraz siedzi na dole z mamą i udają, że wielce się przejmują odejściem Ludmiły.
-Muszę ją znaleźć, rozumiesz - warknął do ojca, wylegującego się w fotelu. Albo mi w tym pomożesz, albo przelecę całą Europę w poszukiwaniu.
-O co ci chodzi? - dołączyła jego matka, przecierając ścierką mokre ręce. - Nie myśl o tej ladacznicy, nie była ciebie godna. Mamy już z ojcem nową kandydatkę.
-Nie chcę żadnej kandydatki, pogięło cię? - wrzasnął. - Chcę kogoś, kogo kocham. A kocham Ludmiłę i naszego syna.
Jego ojciec prawie zachłysnął się herbatą. Kobieta zamarła, stojąc na środku pokoju.
-Dziecko? - wydukała. - Z nią?
-A z kim innym? Myślisz, że po jakiś klubach się prowadzam?
-Na to miałam nadzieję - rzuciła cicho. - Nie kontaktuj się z nią.
Zacisnął ręce w pięści.
-Przestaniesz? Wiesz, ile się starała, żeby było wam dobrze? Całe wesele, waszą 25. rocznicę, a nawet twoje urodziny, zaplanowała Ludmiła. Nie próbuj mi wmówić, że jest złą osobą.
-"Czymże jest nazwa? To, co zwiemy różą, pod inną nazwą równie by pachniało" - odezwał się jego ojciec. - Romeo i Julia.
-Z ust mi to wyjąłeś - burknął. - Czy tego chcecie, czy nie. Znajdę ją, bo ją kocham. A ona was kochała mimo cierpienia, jakie jej sprawialiście. Nigdy was nie zrozumiem. Waszego braku czułości do innych, nawet do mnie. Kiedyś było inaczej. Kiedyś było prawdziwiej. 
Ruszył do wyjścia, biorąc tylko komórkę z szafki.
-Synu - zatrzymał go tata. - Poczekaj. Jadę z tobą.
Matka usiadła na kanapie. Nadal zastanawiała się nad wszystkim, co usłyszała. 
W Federico urodził się mały płomyczek nadziei. Może chociaż tata zaakceptuje jego związek?
Wsiedli do samochodu. Chłopak przekręcił klucz w stacyjce.
-Zadzwonię do Williama, na pewno bez problemu przejrzy bazy hotelowe w zasięgu kontynentu. 
Auto prawie ruszyło z podjazdu, kiedy usłyszeli wołanie:
-A wy dokąd? Beze mnie? - jego matka biegła przez mokry od deszczu trawnik, zasłaniając się parasolką. Szybkim krokiem wparowała na tyły wozu. - Chyba byłam głupia, dziecko.
-My byliśmy - westchnął mężczyzna. 
-Nie mnie jesteście winni przeprosiny - odchrząknął. 


Szarpnął za klamkę hotelowych drzwi. Siedziała tam, pisząc coś w laptopie. Chyba się nie spodziewała, że ją znajdzie. Z pewnością nawet nie dałby sobie rady, gdyby nie pomoc taty. 
-Co ty tutaj robisz? - spytała zaskoczona. Ogarnęła ją fala ciepła, ale nie chciała dać po sobie poznać, że cieszy się na jego widok.
-Ludmiła, kocham cię najmocniej na świecie. Was kocham - złapał ją za ręce i klęknął. - My kochamy.
-Jacy znowu my? Też jesteś w ciąży? - uniosła kąciki ust ku górze.
-My - rzekł mężczyzna, przekraczając progi pokoju. - Przepraszamy najmocniej. Nie wierzę, że zachowaliśmy się jak ostatnie wieśniaki. Jak widać stanowisko o człowieku nie świadczy.
-Każdy popełnia błędy - mruknęła. Miała nadzieję, że przeprosiny są szczere.
-Modlimy się, że ty nam nasze wybaczysz - uśmiechnęła się kobieta, łącząc palce. 
-Nie ma co chować urazy - rzekła i wstała z miejsca, sprawiając, że chłopak również podniósł się z ziemi. - Oby wasze słowa były prawdą.
-Jeśli kiedykolwiek źle cię nazwę, możesz śmiało zabrać jeden z moich zegarków, a uwierz, że nie chciałbym ich stracić - mlasnął mężczyzna, a jego żona zaśmiała się szczerze chyba po raz pierwszy w ich towarzystwie. - Tak na poważnie: to się nie powtórzy. Masz słowo Pasquarellich. Życzymy wam tylko dobrze, odstawialiśmy nieodpowiedzialne scenki i bardzo tego żałujemy. 
-Nic się nie dzieje - rzekła delikatnie. - Postaram się o tym zapomnieć, jakoś. 
Federico uścisnął ją lekko i oparł głowę na jej ramieniu. Nie mógł opisać szczęścia, jakie go spotkało. 
-Wracajmy do domu, co? - zaproponowała jej przyszła teściowa. - Musimy się naradzić, jak nazwać dziecko.
-Chłopiec czy dziewczynka? - spytał jej mąż i jak to ma w swoim zwyczaju, złapał ją pod rękę. 
-Chłopiec - uśmiechnęła się i złapała dłoń narzeczonego.
Wreszcie mogli zaznać spokoju.


Czy ta praca się spodoba? Czas pokaże. Wyświetlenia i komentarze również ☺
Chciałabym wam oznajmić o etykietach, które znajdują się na lewym pasku. Teraz z łatwością możecie znaleźć interesującego was One Shota. Dodatkową opcją jest ask, do którego odnośnik znajdziecie po prawej stronie.
Nabór jest nadal otwarty, więc zachęcamy wszystkich do spróbowania swoich możliwości. Być może niedługo twoje prace się tu ukażą!
Dziękuję z góry za każdą szczerą opinię, jaką zostawicie przy poście (jeśli też takowa będzie)
Miłego dnia!
Love,
Patty

2 komentarze:

Każdy, najdrobniejszy komentarz daje nam motywację do publikowania kolejnych prac. Może poświęcisz dla nas chwilkę i wyrazisz swoją opinię? ☼

Szablon by
InginiaXoXo