Tytuł: "I'm a broken girl"
Para: Shichi (Shane i Michi)
Rodzaj: Psychologiczny, kryminalny
Miejsce akcji: Francja
Szczególne uwagi: Brak
Szczególne uwagi: Brak
Autorka: Sydney
Zamawiający: Invisible
Zamawiający: Invisible
Zastanawialiście się kiedyś jak
to jest stracić wszystko na czym wam zależy w jeden dzień? Ja nigdy nad tym nie
myślałam, ale i tak to do mnie przyszło. Nie prosiłam się oto. Nigdy nawet nie śmiałam
o tym pomyśleć. Ale przyszło. Odcięło mi tlen. Złamało. Zmieniło.
Widok najlepszej przyjaciółki w
ramionach ukochanego już na zawsze pozostanie w mojej głowie. Bo czy można go
z niej wyrzucić? Minęło już pięć lat. Cholernie
długich lat. Próbowałam zapomnieć i udało mi się, choć pierwszy rok był dla
mnie męką. Ciągle koszmary z nimi w roli głównej. Telefony których nigdy nie
zamierzałam odebrać. Dzwonki do drzwi które ignorowałam. Krzyki na ulicy od których
próbowałam uciec. On zrezygnował i ja też. Choć jako pierwsza opadłam z sił.
Wyjechałam.
Pożegnałam słoneczną Kalifornię i
wyjechałam do Paryża. Tam moje życie obróciło się o 180 stopni. Z przestraszonej dziewczyneczki zmieniłam się
w kobietę. Wiem czego chce. Jak żyć. Nie
kieruję się sercem. Już raz jego głos sprawił że już nie jestem w stanie nikomu
zaufać. Nie mam chłopaka. Od pięciu lat go nie miałam. Przyjaciele. To słowo
też stało się mi obce. Tak mam znajomych, ale tylko znajomych. Żadnemu z nich
nie jestem w stanie powierzyć choć najmniejszego szczegółu z mojego życia. Nie
znają dawnej wersji mnie. Nie wiedzą co zmieniło mnie w taką kobietę. Zimną.
Wyrachowaną. Można by nazwać mnie zdzirą. Prawda jest inna, choć po części nią
jestem. Co to znaczy? Nie mam serca. Nie potrafię kochać, współczuć czy ufać.
Wszystkie te uczucia już na zawsze wymazały się z mojego życie. Ze mnie. Dlatego jestem idealna do pracy jaką
sprawuje. Agentka. Tak mam bardzo oryginalny zawód. Mało kto może pracować we
francuskim wywiadzie. Nigdy nie przypuszczałam że skończę tak. Widziałam siebie jako prawniczkę we własnej kancelarii, która
wieczorami wracałaby zmęczona do domu w którym spotkają ją jeszcze dwie
pocieszy i kochany mąż. Za każdym
razem kiedy zamykam powieki i widzę ten obrazek w roli mojego wybranka widnieje
on. Tak bardzo cię skrzywdził a ty dalej go kochasz? Moja podświadomość jedyny głos którego się słucham.
-Torres słuchasz mnie?
Mój przełożony zerka na mnie zza
ekranu. Wyczekuje na moją odpowiedz.
-Tak. Jakie rozkazy?
Wstaje z fotela obitego czarną
skóra i kierują swój wzrok na monitor.
-Pewien niebezpieczny ładunek
został przetransportowany do nas z USA. Musisz go przekwycić.
-Mam naprawiać to co spieszyli Jankesi?
Słyszę jak głośno wzdycha, a dźwięk
roznosi się po całym pomieszczeniu.
-Nie będziesz sama. Do tej misji dostaniesz
partnera.
-Johnsa? Benson? -Po każdym
nazwisku wykonuje przeczący znak głową.
Proszę niech to tylko nie będzie
żaden Amerykanin. Wiem jak się z nimi współpracuje, w końcu sama jestem rodowitą
amerykanką.
-Wywiad z USA przysłał nam
swojego najlepszego agenta-Jesteś skazana
na jankesa -Greya.
Znam to nazwisko. Proszę niech to
tylko nie będzie on. Proszę nie.
Zza wielkich dębowych drzwi
wyłania się postać. Widać że jest dobrze zbudowany, bo jego umięśnione ramiona
są widoczne nawet z tej odległości. Z każdym krokiem mrok z jego twarzy znika i
pokazują się już znane mi rysy. Nie! To nie może być on. Nie po tylu latach.
Staje na przeciwko mnie i
zamiera. Sama nie wiem co mam o tym wszystkim myśleć. W środku moje myśli
zagubiły się w bezkresnym labiryncie, ale twarz dalej jest kamienna. Z jego oczu bije jednocześnie radość i
zdziwienie. On się cieszy? Jak śmie.
-Ładunek został przemycony dragą
lotniczą i przebywa teraz w tych okolicach.
Na ekranie pojawia się mapa i na
niej zaznaczony na czerwono obszar. To chyba okolice Brest. Przecież to logiczne
jedno z miast najbardziej wysunięte na północny-zachód.
Próbuje skupić całą swoją uwagę na
informacjach które wychodzą z ust mojego przełożonego, ale on skutecznie mi to
utrudnia. Ciągle czuje na sobie jego palący mnie wzrok. Wszystko wraca. Czemu
akurat to musi być on? Czemu pracuje w
tym samym zawodzie co ja?
-To trudna misja. Możliwe że nie
ujdziecie z tego z życiem.
-Dobrze wiesz że nie boję się
śmierci.
Tak nie boję się jej. Boimy się
jej kiedy mamy dla kogo żyć. A ja? Ja nie mam nikogo. Zdradzona. Porzucona.
Złamana. Dla kogo mam żyć jeśli nie potrafię kochać i ufać? Nie chce udawać
miłości, bo jej nie da się udawać.
- Mitchie dlatego jesteś z nas
najlepsza. Resztę informacji dostaniecie na bieżąco. Powodzenia.
Obraz znika. Ekran staję się czarny.
Teraz musze tylko wytrzymać jedną misję z nim.
Szybko skierowałam swoje kroki do
wyjścia, ale męską ręka spoczywająca na moim nadgarstku mi to uniemożliwiła.
-Znalazłem cię.
Zaczyna gładzić mnie po policzku,
a ja tak bardzo chciała bym zatracić się w jego dotyku. Ale nie mogę. Zdejmuję
jego dłoń z policzka, i próbuje wyrwać z dłoń z tego uścisku. Ale jest zbyt
silny. Przypakował.
-Nie mamy o czym rozmawiać. Ty
skończyłeś to co między nami było, teraz łączy nas tylko te przechwyt.
Krzyczę na jednym oddechu po czym
spotykam jego zdziwiony wzrok. Nie znał
mnie takiej. Choć To on mnie stworzył.
-Posłuchaj.
-Nie mamy o czym rozmawiać.
Wyswobadzam się z jego uścisku i
skierowałam do wyjścia. To będzie trudne zadanie.
Wszystko poszło nie po naszej
myśli. Bo chyba żadne z nas nie chciało znaleźć się w środku szczelaniny. Błędne informacje.
Źle wymierzona odległość. Brak zaufania. To dzięki tym trzem czynnikom się
tutaj znaleźliśmy. Ciągle dogryzanie z mojej strony też nam nie pomogło. Teraz
przed kulami pędzącymi kilkadziesiąt kilometrów na godzinę dzieli nas tylko
ściana.
-Czy na twoich misjach zawsze tak
jest?
Jego głos jest pełen rozbawienia.
No tak reakcja na to że zapewne za chwilę zginiesz. Nie wiem czemu ale też
zaczynam się śmiać. Spotykam jego rozbawione
oczy , które wwiercają się w moją duszę. Czuje jakby w tym momencie wiedział o
mnie wszystko. Co działo przez te lata. Dlaczego taka jestem.
-Pierwszy raz jest aż tak źle.
Wyciąga pistolet i kieruje go w
jednego z naszych napastników. Trafił.
Zostało tylko dziesięciu. Wradza na miejsce obok mnie a ja patrzę na niego
zdziwionym wzrokiem.
-Wiesz że bardzo za tobą
tęskniłem.
Przybliża się do mnie. A ja mam niepohamowaną chęć pocałowania
go. Nie mogę! Choć tak bardzo tego chce.
Tak czy nie. Kalkulacja w mojej głowie nie daje mi spokoju. Wykonuje jeden krok w jego kierunku.
-Ja tez tęskniłam.
Wbija się w moje usta, a ja z
największą przyjemnością oddaje pocałunek. Tak bardzo brakowało mi tych ust. Wplątuje
palce w jego włosy a on łapie mnie w pasie i przyciąga do siebie. Z każdą
chwilą pogłębia pocałunek a ja delektuje się choćby jednym najmniejszym
muśnięciem. Nie obchodzą mnie ostrzyły otaczające na s wokoło. Jesteśmy my. I
tylko my teraz się liczymy. Odrywa się ode mnie po czym skupia się na moich oczach.
Nagle słyszę strzał który
przebiega niebezpiecznie blisko mnie. Nie trafił. Nie mnie. Czerwona plama
zaczyna znaczyć czarny strój Schana. Szybko do niego podbiegam. Rana jest
głęboka, mogę to ocenić już teraz. Oddzieram kawałek materiału ze swojego
kombinezonu i zaczynam uciskać ranę.
-Będzie dobrze.
Próbuje spojrzeć mu w oczy, ale
nie umiem. Ten wzrok nie pozwolił by mi już odejść.
-Z tobą zawsze jest dobrze.
Szepcze w moje włosy, po czym
traci przytomność.
-Schane! Schane!
On nie może odejść. Nie teraz.
Nie przeze mnie. Skrzywdził mnie. Zranił. Zniszczył. Ale nie zasługuje na
śmierć.
Łzy mimowolnie ciekną z moich
oczu. Kolejny raz płaczę przez niego. Tylko że tym razem to moja wina.
Przytulam się do niego dalej uciskając ranę, a kropelka po kropelce spływa po
moim policzku.
Nagle po pomieszczeniu rozchodzi
się trzask i strzały. Teraz jest ich więcej. Podnoszę się i wychylam zza muru.
To nasi. Udało się. Podchodzę do nieprzytomnego szatyna i na ile tylko dam radę
próbuje podnieść go z podłogi.
-Co się stało?
-Poszczelili go. Szybko
zabierzcie go stąd.
Kiwa tylko głowa i zabiera z
moich ramion Greya. Wychodzę razem z nim z magazynu. Tuzin antyterrorystów
czeka na znak, aby wkroczyć. Tylko na próżno. Wszystko zostało już wykonane. Misja
wypełniona. Tyle zachodu o jedną płytę CD.
Zanoszą go do karetki a ja ciągle
jestem przy nim.
-Dziękuje że przy mnie jesteś-
szepcze ledwie słyszalnie- przepraszam cię za wszystko.
Kolejny raz czuje napływające kropelki.
Nie płakałam przez taki szmat czasu a teraz?
Nagle z tłumu wybiega jakaś
kobieta. Młoda. Ma ciemne włosy i smukłą sylwetkę. Podbiega do Schana. Tak to
ona. Kolejna rozrywka dzisiejszego dnia. Caroline. Moja dawna najlepsza
przyjaciółka, której tak na mnie zależało że przespała się z moim chłopakiem.
Z oczu dziewczyny zaczynają
toczyć się łzy na jego widok. Kolejna
która tak zareagowała. Czy są razem. Wybrali siebie zamiast mnie.
- Mitchie. To ty?
Jest tak samo zdziwiona jak ja.
Tylko że jej oczy nie świecą radością tylko złością. Na mnie? To ja powinnam być
zła.
-Tak to ja.
Wymawiam bez uczuć, choć chciała bym się do niej
przytulić a potem solidnie uderzyć z liścia.
-To ty mu to zrobiłaś?
Jest zła. Zazdrosna. Jej wzrok
mógł bym mnie zabić. Już nie raz prawie zginęłam, ale taka śmierć była by
najgorsza.
Podchodzę tylko do noszy i całuje
szatyna w policzek i posyłam mu uśmiech. Na nic więcej mnie nie stać.
-Wiesz co? Tak. Z chęcią bym go
poszczeliła. Tak samo jak i ciebie. Potraktowałaś mnie jak zabawkę. Byłaś moją
najlepszą przyjaciółką, jednym oparciem.
I co? Zdradziłaś mnie z moim chłopakiem!
-Sama nie jesteś święta. Zabijasz
ludzi tak od niechcenia.
Podeszłam do niej, z chęcią bym
teraz wygarnęła jej wszystko. Ale nie mogę. Jednak zostało we mnie coś z dawnej
wersji.
-Ty zabiłaś dawną mnie. Ja
zabijam bo muszę a ty bo chciałaś się zabawić z moim chłopakiem.
Patrzę w jej oczy i dopiero teraz
dostrzegam jej prawdziwa naturę. Ten
płomyk nienawiści który umknął mi przez te wszystkie lata.
Odchodzę. W oddali widzę tylko migające
światła policyjnych radiowozów. Uśmiecham się w duchu. Powinnam? Poznałam
prawdziwą wersje mojej „najlepszej przyjaciółki”, zrozumiałam że choć nadal
kocham Schana to nie potrafię mu wybaczyć. I już nigdy pewnie nie wybaczę. Teraz chce tylko
wrócić do mojego codziennego życia. Bez dawnym znajomych. Do świata
wypełnionego moim cierpieniem, ale jednocześnie szczęściem. Trzeba było żeby to
wszystko się zdarzyło, abym zrozumiała że choć moje nowe życie powstało na cierpieniu.
Teraz wypełnia go siła, której brakowało mi przez całe życie.
Mój pierwszy (mam nadzieje że nie ostatni) One Shot na SWM.
Chciałam pokazać że nie tak łatwo jest wybaczać kiedy aż tak bardzo się zawiedziesz. Miłość nigdy nie jest łatwa,a po krzywdzie jest wręcz znikoma.
No to tak jestem Sydney prowadzę bloga Leonetta~Alguien Como tu i dostałam sie na okres próbny więc jeszcze mnie tutaj zobaczycie.
Mój pierwszy (mam nadzieje że nie ostatni) One Shot na SWM.
Chciałam pokazać że nie tak łatwo jest wybaczać kiedy aż tak bardzo się zawiedziesz. Miłość nigdy nie jest łatwa,a po krzywdzie jest wręcz znikoma.
No to tak jestem Sydney prowadzę bloga Leonetta~Alguien Como tu i dostałam sie na okres próbny więc jeszcze mnie tutaj zobaczycie.
Sydney
Sydney! <3
OdpowiedzUsuńWspaniały os! *=* Jak na pierwszy to rewelacja:*
Czekam na kolejne w twoim wykonaniu ;*
Pozdrawiam,
Werkaa ;*