15 kwietnia 2015

Zamówienie [031] Shichi "I'm a broken girl"


Tytuł:  "I'm a broken girl"
Para: Shichi (Shane i Michi) 
Rodzaj: Psychologiczny, kryminalny
Miejsce akcji: Francja
Szczególne uwagi: Brak
Autorka: Sydney
Zamawiający: Invisible


Zastanawialiście się kiedyś jak to jest stracić wszystko na czym wam zależy w jeden dzień? Ja nigdy nad tym nie myślałam, ale i tak to do mnie przyszło.  Nie prosiłam się oto. Nigdy nawet nie śmiałam o tym pomyśleć. Ale przyszło. Odcięło mi tlen. Złamało. Zmieniło.
Widok najlepszej przyjaciółki w ramionach ukochanego już na zawsze pozostanie w mojej głowie. Bo czy można go z  niej wyrzucić? Minęło już pięć lat. Cholernie długich lat. Próbowałam zapomnieć i udało mi się, choć pierwszy rok był dla mnie męką. Ciągle koszmary z nimi w roli głównej. Telefony których nigdy nie zamierzałam odebrać. Dzwonki do drzwi które ignorowałam. Krzyki na ulicy od których próbowałam uciec. On zrezygnował i ja też. Choć jako pierwsza opadłam z sił.
Wyjechałam.                                                   
Pożegnałam słoneczną Kalifornię i wyjechałam do Paryża. Tam moje życie obróciło się o 180 stopni.  Z przestraszonej dziewczyneczki zmieniłam się w kobietę.  Wiem czego chce. Jak żyć. Nie kieruję się sercem. Już raz jego głos sprawił że już nie jestem w stanie nikomu zaufać. Nie mam chłopaka. Od pięciu lat go nie miałam. Przyjaciele. To słowo też stało się mi obce. Tak mam znajomych, ale tylko znajomych. Żadnemu z nich nie jestem w stanie powierzyć choć najmniejszego szczegółu z mojego życia. Nie znają dawnej wersji mnie. Nie wiedzą co zmieniło mnie w taką kobietę. Zimną. Wyrachowaną. Można by nazwać mnie zdzirą. Prawda jest inna, choć po części nią jestem. Co to znaczy? Nie mam serca. Nie potrafię kochać, współczuć czy ufać. Wszystkie te uczucia już na zawsze wymazały się z mojego życie.  Ze mnie. Dlatego jestem idealna do pracy jaką sprawuje. Agentka. Tak mam bardzo oryginalny zawód. Mało kto może pracować we francuskim wywiadzie. Nigdy nie przypuszczałam że skończę tak. Widziałam siebie jako prawniczkę we własnej kancelarii, która wieczorami wracałaby zmęczona do domu w którym spotkają ją jeszcze dwie pocieszy i kochany mąż. Za każdym razem kiedy zamykam powieki i widzę ten obrazek w roli mojego wybranka widnieje on. Tak bardzo cię skrzywdził a ty dalej go kochasz? Moja  podświadomość jedyny głos którego się słucham.
-Torres słuchasz mnie?
Mój przełożony zerka na mnie zza ekranu. Wyczekuje na moją odpowiedz.
-Tak. Jakie rozkazy?
Wstaje z fotela obitego czarną skóra i kierują swój wzrok na monitor.
-Pewien niebezpieczny ładunek został przetransportowany do nas z USA. Musisz go przekwycić.
-Mam naprawiać to co spieszyli Jankesi?
Słyszę jak głośno wzdycha, a dźwięk roznosi się po całym pomieszczeniu.
 -Nie będziesz sama. Do tej misji dostaniesz partnera.
-Johnsa? Benson? -Po każdym nazwisku wykonuje przeczący znak głową.
Proszę niech to tylko nie będzie żaden Amerykanin. Wiem jak się z nimi współpracuje, w końcu sama jestem rodowitą amerykanką.
-Wywiad z USA przysłał nam swojego najlepszego agenta-Jesteś skazana na jankesa -Greya.
Znam to nazwisko. Proszę niech to tylko nie będzie on. Proszę nie.
Zza wielkich dębowych drzwi wyłania się postać. Widać że jest dobrze zbudowany, bo jego umięśnione ramiona są widoczne nawet z tej odległości. Z każdym krokiem mrok z jego twarzy znika i pokazują się już znane mi rysy. Nie! To nie może być on. Nie po tylu latach.
Staje na przeciwko mnie i zamiera. Sama nie wiem co mam o tym wszystkim myśleć. W środku moje myśli zagubiły się w bezkresnym labiryncie, ale twarz dalej jest kamienna.  Z jego oczu bije jednocześnie radość i zdziwienie. On się cieszy? Jak śmie.
-Ładunek został przemycony dragą lotniczą i przebywa teraz w tych okolicach. 
Na ekranie pojawia się mapa i na niej zaznaczony na czerwono obszar. To chyba okolice Brest.  Przecież to logiczne jedno z miast najbardziej wysunięte na północny-zachód.
Próbuje skupić całą swoją uwagę na informacjach które wychodzą z ust mojego przełożonego, ale on skutecznie mi to utrudnia. Ciągle czuje na sobie jego palący mnie wzrok. Wszystko wraca. Czemu akurat  to musi być on? Czemu pracuje w tym samym zawodzie co ja?
-To trudna misja. Możliwe że nie ujdziecie z tego z życiem.
-Dobrze wiesz że nie boję się śmierci.
Tak nie boję się jej. Boimy się jej kiedy mamy dla kogo żyć. A ja? Ja nie mam nikogo. Zdradzona. Porzucona. Złamana. Dla kogo mam żyć jeśli nie potrafię kochać i ufać? Nie chce udawać miłości, bo jej nie da się udawać.
- Mitchie dlatego jesteś z nas najlepsza. Resztę informacji dostaniecie na bieżąco. Powodzenia.
Obraz znika. Ekran staję się czarny. Teraz musze tylko wytrzymać jedną misję z nim.  Szybko skierowałam swoje kroki do wyjścia, ale męską ręka spoczywająca na moim nadgarstku mi to uniemożliwiła.
-Znalazłem cię.
Zaczyna gładzić mnie po policzku, a ja tak bardzo chciała bym zatracić się w jego dotyku. Ale nie mogę. Zdejmuję jego dłoń z policzka, i próbuje wyrwać z dłoń z tego uścisku. Ale jest zbyt silny. Przypakował.
-Nie mamy o czym rozmawiać. Ty skończyłeś to co między nami było, teraz łączy nas tylko te przechwyt.
Krzyczę na jednym oddechu po czym spotykam jego zdziwiony wzrok.  Nie znał mnie takiej. Choć To on mnie stworzył.
-Posłuchaj.
-Nie mamy o czym rozmawiać.
Wyswobadzam się z jego uścisku i skierowałam do wyjścia. To będzie trudne zadanie.



Wszystko poszło nie po naszej myśli. Bo chyba żadne z nas nie chciało znaleźć  się w środku szczelaniny. Błędne informacje. Źle wymierzona odległość. Brak zaufania. To dzięki tym trzem czynnikom się tutaj znaleźliśmy. Ciągle dogryzanie z mojej strony też nam nie pomogło. Teraz przed kulami pędzącymi kilkadziesiąt kilometrów na godzinę dzieli nas tylko ściana.
-Czy na twoich misjach zawsze tak jest?
Jego głos jest pełen rozbawienia. No tak reakcja na to że zapewne za chwilę zginiesz. Nie wiem czemu ale też zaczynam się śmiać.  Spotykam jego rozbawione oczy , które wwiercają się w moją duszę. Czuje jakby w tym momencie wiedział o mnie wszystko. Co działo przez te lata. Dlaczego taka jestem.
-Pierwszy raz jest aż tak źle.
Wyciąga pistolet i kieruje go w jednego z  naszych napastników. Trafił. Zostało tylko dziesięciu. Wradza na miejsce obok mnie a ja patrzę na niego zdziwionym wzrokiem.
-Wiesz że bardzo za tobą tęskniłem.
Przybliża się do mnie. A  ja mam niepohamowaną chęć pocałowania go.  Nie mogę! Choć tak bardzo tego chce. Tak czy nie. Kalkulacja w mojej głowie nie daje mi spokoju.  Wykonuje jeden krok w jego kierunku.
-Ja tez tęskniłam.
Wbija się w moje usta, a ja z największą przyjemnością oddaje pocałunek. Tak bardzo brakowało mi tych ust. Wplątuje palce w jego włosy a on łapie mnie w pasie i przyciąga do siebie. Z każdą chwilą pogłębia pocałunek a ja delektuje się choćby jednym najmniejszym muśnięciem. Nie obchodzą mnie ostrzyły otaczające na s wokoło. Jesteśmy my. I tylko my teraz się liczymy. Odrywa się ode mnie po czym skupia się na moich oczach.
Nagle słyszę strzał który przebiega niebezpiecznie blisko mnie. Nie trafił. Nie mnie. Czerwona plama zaczyna znaczyć czarny strój Schana. Szybko do niego podbiegam. Rana jest głęboka, mogę to ocenić już teraz. Oddzieram kawałek materiału ze swojego kombinezonu i zaczynam uciskać ranę.
-Będzie dobrze.
Próbuje spojrzeć mu w oczy, ale nie umiem. Ten wzrok nie pozwolił by mi już odejść.
-Z tobą zawsze jest dobrze.
Szepcze w moje włosy, po czym traci przytomność.
-Schane! Schane!
On nie może odejść. Nie teraz. Nie przeze mnie. Skrzywdził mnie. Zranił. Zniszczył. Ale nie zasługuje na śmierć.
Łzy mimowolnie ciekną z moich oczu. Kolejny raz płaczę przez niego. Tylko że tym razem to moja wina. Przytulam się do niego dalej uciskając ranę, a kropelka po kropelce spływa po moim policzku.
Nagle po pomieszczeniu rozchodzi się trzask i strzały. Teraz jest ich więcej. Podnoszę się i wychylam zza muru. To nasi. Udało się. Podchodzę do nieprzytomnego szatyna i na ile tylko dam radę  próbuje podnieść go z podłogi.
-Co się stało?
-Poszczelili go. Szybko zabierzcie go stąd.
Kiwa tylko głowa i zabiera z moich ramion Greya. Wychodzę razem z nim z magazynu. Tuzin antyterrorystów czeka na znak, aby wkroczyć. Tylko na próżno. Wszystko zostało już wykonane. Misja wypełniona. Tyle zachodu o jedną płytę CD.
Zanoszą go do karetki a ja ciągle jestem przy nim.
-Dziękuje że przy mnie jesteś- szepcze ledwie słyszalnie- przepraszam cię za wszystko.
Kolejny raz czuje napływające kropelki. Nie płakałam przez taki szmat czasu a teraz?
Nagle z tłumu wybiega jakaś kobieta. Młoda. Ma ciemne włosy i smukłą sylwetkę. Podbiega do Schana. Tak to ona. Kolejna rozrywka dzisiejszego dnia. Caroline. Moja dawna najlepsza przyjaciółka, której tak na mnie zależało że przespała się z moim chłopakiem.
Z oczu dziewczyny zaczynają toczyć się łzy na jego widok. Kolejna która tak zareagowała. Czy są razem. Wybrali siebie zamiast mnie.
- Mitchie. To ty?
Jest tak samo zdziwiona jak ja. Tylko że jej oczy nie świecą radością tylko złością. Na mnie? To ja powinnam być zła.
-Tak to ja.
Wymawiam  bez uczuć, choć chciała bym się do niej przytulić a potem solidnie uderzyć z liścia.
-To ty mu to zrobiłaś?
Jest zła. Zazdrosna. Jej wzrok mógł bym mnie zabić. Już nie raz prawie zginęłam, ale taka śmierć była by najgorsza.
Podchodzę tylko do noszy i całuje szatyna w policzek i posyłam mu uśmiech. Na nic więcej mnie nie stać.
-Wiesz co? Tak. Z chęcią bym go poszczeliła. Tak samo jak i ciebie. Potraktowałaś mnie jak zabawkę. Byłaś moją najlepszą przyjaciółką, jednym  oparciem. I co? Zdradziłaś mnie z moim chłopakiem!
-Sama nie jesteś święta. Zabijasz ludzi tak od niechcenia.
Podeszłam do niej, z chęcią bym teraz wygarnęła jej wszystko. Ale nie mogę. Jednak zostało we mnie coś z dawnej wersji.
-Ty zabiłaś dawną mnie. Ja zabijam bo muszę a ty bo chciałaś się zabawić z moim chłopakiem.
Patrzę w jej oczy i dopiero teraz dostrzegam  jej prawdziwa naturę. Ten płomyk nienawiści który umknął mi przez te wszystkie lata.
Odchodzę. W oddali widzę tylko migające światła policyjnych radiowozów. Uśmiecham się w duchu. Powinnam? Poznałam prawdziwą wersje mojej „najlepszej przyjaciółki”, zrozumiałam że choć nadal kocham Schana to nie potrafię mu wybaczyć.  I już nigdy pewnie nie wybaczę. Teraz chce tylko wrócić do mojego codziennego życia. Bez dawnym znajomych. Do świata wypełnionego moim cierpieniem, ale jednocześnie szczęściem. Trzeba było żeby to wszystko się zdarzyło, abym zrozumiała że choć moje nowe życie powstało na cierpieniu. Teraz wypełnia go siła, której brakowało mi przez całe życie.


Mój pierwszy (mam nadzieje że nie ostatni) One Shot na SWM. 
Chciałam pokazać że nie tak łatwo jest wybaczać kiedy aż tak bardzo się zawiedziesz. Miłość nigdy nie jest łatwa,a po krzywdzie jest wręcz znikoma. 
No to tak jestem Sydney prowadzę bloga Leonetta~Alguien Como tu i dostałam sie na okres próbny więc jeszcze mnie tutaj zobaczycie. 



Sydney

1 komentarz:

  1. Sydney! <3

    Wspaniały os! *=* Jak na pierwszy to rewelacja:*
    Czekam na kolejne w twoim wykonaniu ;*
    Pozdrawiam,

    Werkaa ;*

    OdpowiedzUsuń

Każdy, najdrobniejszy komentarz daje nam motywację do publikowania kolejnych prac. Może poświęcisz dla nas chwilkę i wyrazisz swoją opinię? ☼

Szablon by
InginiaXoXo