25 października 2014

[003] Diecesca "Never lose hope"


Tytuł: "Never lose hope"
Para: Diecesca (Diego i Francesca)
Rodzaj: Wojenny, dramat.
Uwagi: Pisane z perspektywy Francesci.



Obudziło mnie pianie koguta. Spojrzałam na zegar i ujrzałam godzinę dziewiątą. Przeraziłam się. Za piętnaście minut jest ważne spotkanie wszystkich mężczyzn tego miasta. Niestety kobiety nie mają wstępu. Ale ja muszę to zobaczyć. To dziś wybierają do wojska. Boję się, że wybiorą mojego ojca. Jest on już dosyć stary, więc nie mogę pozwolić żeby go wybrali. Boję się o niego. Boję, że któregoś dnia przyjdzie mi list, że nie ma go już z nami. Nie chcę go stracić. Jest dla mnie wszystkim. Mam nadzieję, że ominie go wezwanie do wojska. Nie tracę nadziei. Chociaż to w sumie mało prawdopodobne. Wstałam z łóżka i podeszła do szafy. Wyciągnęłam z niej białą sukienkę w czarne kropki. Z ciuchem w rękach udałam się do łazienki. Szybko przebrałam się, założyłam na nogi buty i pobiegłam do miejsca ich spotkania. Na szczęście zdążyłam. Wspięłam się po drzewie na murek i bacznie zaczęłam wszystko obserwować. W rządku stało mnóstwo mężczyzn. A przed nimi stał chudy mężczyzna w ciemno - niebieskim mundurze. Kolejno zaczął czytać imiona i nazwiska mężczyzn. Każdy kolejno podchodził i odbierał swoje wezwanie do wojska.
- Eriquel Cauviglia.
Nie mogłam w to uwierzyć.. mój koszmar się spełnił. Zeskoczyłam z dachu i pobiegłam w ich stronę.
- Tato ty nie możesz - powiedziałam zdecydowana.
- Francesco..
- Jesteś kobietą. Wyjdź stąd - powiedział ten facet.
- Zhańbiłaś mnie - powiedział mój ojciec złym tonem.
Mama zaczęła mnie stamtąd odciągać. Nie opierałam się. Nie miałam na to siły. Nic do mnie nie docierało. Łzy zaczęły spływać po mojej twarzy. Nawet nie zauważyłam kiedy znalazłam się w domu. Siedziałam oparta o ścianę i po prostu płakałam. Dalej nie mogłam w to uwierzyć. Najważniejsza dla mnie osoba musi się wystawić na pewną śmierć. Nie mogę na to pozwolić. Zrobię wszystko, żeby do tego nie doszło. Po paru godzinach nastała noc. Odkryłam kołdrę z twarzy i spojrzałam w stronę uchylonych drzwi. Światła zgaszone czyli pewnie każdy śpi. Wstałam z łóżka i założyłam na nogi kapcie. Po cichu udałam się w stronę pokoju mojego ojca. Na szafce leżało wezwanie do wojska które natychmiast wzięłam. Na jego miejsce odłożyłam moją spinkę do włosów. Udałam się do kolejnego pomieszczenia w którym znajdowało się całe uzbrojenie. Coś muszę zrobić z moimi włosami. Są troszkę za długie. Wzięłam nóż i po prostu je ścięłam. Pełno moich czarnych włosów upadło na podłogę. Sięgały mi już tylko do ramion. Wzięłam gumkę i zrobiłam koka na czubku mojej głowy. Każdy mężczyzna ma taką fryzurę. Wyciągnęłam z szafy zbroję w którą natychmiast się ubrałam. Zabrałam miecz i udałam się na podwórko, gdzie był mój koń przywiązany do płotu. Przecięłam linkę, jak najszybciej na niego wsiadłam i odjechałam. Po około godzinie byłam na miejscu Moim oczom ukazało się mnóstwo młodych mężczyzn. Nagle moja pewność siebie zniknęła. Jak ja sobie poradzę? To jest w końcu wojsko. Jeśli zginę to zginę szczęśliwa. Bo przynajmniej będę wiedziała, że mojego ojca nie spotka taki los. Po prostu muszę być kimś kim do tej pory nie byłam. Muszę wyłączyć swoje dziewczęca ja. Nie mogę się już wycofać. Pewnym krokiem zaczęłam iść przed siebie. Przez przypadek wpadłam na jakiegoś faceta.
- Uważaj jak chodzisz! - krzyknął.
- A Ty uważaj na słowa! - odpysknęłam.
Od razu tego pożałowałam. Dostałam z pięści w twarz. Niemiłosiernie mnie to zabolało. Nie mogę mu na to pozwolić. Ja odpowiedziałam mu tym samym czynem. Zaczęliśmy się okładać po twarzach. Wokół nas zebrała się dosyć spora grupka.
- Spokój! - usłyszałam dosyć donośny głos.
Od razu przerwaliśmy wykonywaną czynność i ustawiliśmy się w rządku. Brunet z krótkimi włosami podszedł do mnie i spojrzał na mnie groźnym wzrokiem.
- Ty - wskazał na mnie - pokaż mi swoje wezwanie.
Wyciągnęłam cienką kartkę i dałam mu ją do ręki.
- Cauviglia? Nie chwalił się, że ma syna,
On i facet stojący obok niego spojrzeli się na mnie. Oby nie poznali, że jestem dziewczyną. Bo każdy wie jak to się dla mnie skończy. Śmierć na miejscu.
- Nie dziwię mu się. - prychnął.
- Jak masz na imię?
- Emm..
- Kapitan Dominguez spytał jak masz na imię.
- Nathan,
Oddał mi wezwanie, a ja wróciłam do rzędu.
- Dziś zaczynamy szkolenie na które mamy mało czasu. Wrogowie są coraz bliżej.
Wziął do ręki łuk i strzałę.
- Kto jest chętny? - spytał.
Wszyscy cofnęli się do tyłu, a ja zostałam na przodzie. Przeklęłam w myślach. Czemu akurat ja? Moje usta wygięły się w prostą linię.
- Ty - wskazał na mnie.
Wycelował w moją stronę łukiem. Przestraszyłam się, ale nie chciałam dać tego po sobie poznać. Nagle wycelował na samą górę wysokiego słupa z drewna i strzelił. Uniosłam wzrok w tamtą stronę.
- Przynieś mi strzałę - powiedział pewnie.
Spojrzałam na niego wzrokiem typu "Poważnie"? Podeszłam do tego słupa i spojrzałam na niego. Były powbijane w nim gwoździe które były ledwo widoczne. Przeraziłam się. Od dziecka mam lęk wysokości. Muszę to zrobić. Muszę pomyśleć o moim ojcu i po prostu pokonać strach. Zaczęłam się wspinać. Kiedy byłam już trochę wysoko noga mi się obśliznęła i spadłam na sam dół uderzając plecami o twardą ziemię. Syknęłam z bólu.
- Co za fajtłapa. - prychnął. - kolejna osoba!
Każdy po kolei podchodził i próbował zabrać strzałę ze szczytu, ale nikomu się nie udało. Diego był zły, że trafiły mu się takie ofiary losu. Przez trzy godziny ćwiczyliśmy. Niestety każde ćwiczenie kończyło się porażką. Ostatnim było niesienie kija na którym były zawieszone dwa ciężkie worki z piaskiem. Każdy był na przodzie, a ja wlokłam się z tyłu. Nagle nie wytrzymałam i po prostu upadłam. Nie mam już siły. Nagle podbiegł do mnie Domingeuz i zabrał to uciążenie. Spojrzał na mnie złym wzrokiem i wrócił do reszty.
Cała obolała szłam w stronę swojego namiotu. Nagle zobaczyłam, że w moją stronę idzie Diego. Przeraziłam się. Pewnie chce mi wytknąć moje dzisiejsze błędy. Muszę się z tym zmierzać. Kiedy stałam już na przeciwko mnie westchnęłam i czekałam na to co powie.
- Nie ma tu dla Ciebie miejsca. Wracaj do domu.
Oniemiałam. Czy to się dzieje naprawdę? Czy to jest jakiś okropny żart? Czy ten koszmar się spełnił? Nie mogę wrócić. Po prostu nie mogę. Kiedy się ocknęłam Domingueza już nie było. Muszę się wziąć w garść. Nie mogę być tak słaba jak byłam dotychczas. Muszę pokazać, że jestem silna. Choćbym miała się wykończyć to to udowodnię. Wzięłam do ręki łuk wraz ze strzałami i udałam się w miejsce do ćwiczeń. Ustawiłam się na wprost, wstrzymałam oddech i wycelowałam. Strzeliłam. Nie udało mi się trafić do celu. Może kiedyś się uda? Wierzę w to wątpię w to. Po około godzinie strzelanie miałam w miarę opanowane. Zabrałam się za inne czynności które również sprawiały mi ogromny problem. Po paru godzinach ćwiczeń niektóre rzeczy miałam opanowane do perfekcji, niektóre dalej sprawiały mi lekką trudność, a jeszcze inne w miarę możliwości opanowałam. Mówiąc jednym słowem idzie mi dosyć dobrze. Ostatnią rzeczą zostało mi wdrapanie się na ten przeogromny słup. Niestety mam lęk wysokości. Muszę pomyśleć o tacie i pokonać strach. Zaszłam zbyt daleko, żeby teraz móc się wycofać.
Siedzę na szczycie jedną ręką trzymając słupa żebym nie spadła, a w drugiej trzymając strzałę. Jest już o ile się nie mylę około 8 rano. Po paru minutach zauważyłam Diego wychodzącego z namiotu. Zamachnęłam się i rzuciłam w jego stronę strzałą. Wbiła się w podłoże centralnie przed nim. Ujrzałam na jego ustach szeroki uśmiech. Jego oczy zwróciły się w moją stronę. Jak najszybciej zaczęłam schodzić na dół. Po paru minutach stałam centralnie naprzeciwko niego i próbowałam wyczytać coś z jego twarzy. Nie udało mi się.
- Gratuluje - powiedział po chwili.
Moja twarz nie wyrażała nic, ale w środku skakałam z radości. W końcu coś mi się udało. Jestem z tego dumna.
- Dziękuję.
- Zaczynamy ćwiczenia! - krzyknął do wszystkich obecnych w tym również mnie.
- Wrogowie się zbliżają! - krzyknął chudy facet pomagający kapitanowi.
- Nie możemy tu zostać. Musimy wyjść im naprzeciw. - odpowiedział Dominguez.
- Jak ty to sobie wyobrażasz?
- Normalnie - odpowiedział - Żołnierze! To już koniec zabawy! Dziś zaczyna się wojna. Albo wygramy, albo zginiemy. Będziemy walczyć do upadłego.
To jest szalone, ale w tej chwili nie mogę o tym myśleć. Pobiegłam z petardą w ręce do przodu. Przeciwnicy się zbliżali, a ja bezmyślnie biegnę w ich stronę. Nie myślę teraz o tym co może mi się stać. Robię to co słuszne. Kiedy byłam już w połowie drogi wsadziłam wielką petardę w śnieg i wycelowałam nią w wielką górę lodową. Wyjęłam z kieszeni zapałki, odpaliłam jedną i zapaliłam nią petardę którą w dalszym ciągu trzymałam w rękach. Kiedy wystrzeliła, wstałam i jak najszybciej odbiegłam w stronę naszych żołnierzy. Góra się obwaliła czym spowodowała lawinę. Miejmy nadzieję, że uda mi się uciec. Po dwóch minutach biegnięcia w stronę naszego wojska udało mi się. Odwróciłam się w stronę przeciwników z triumfalnym uśmieszkiem, ale kiedy zobaczyłam tą okropną sytuację zamarłam.
- Diego uważaj! - krzyknęłam.
Brunet został zraniony mieczem. Jak najszybciej do niego podbiegłam i zraniłam przeciwnika który natychmiast upadł na ziemię.
- Diego wstawaj.. nie możesz umrzeć - szeptałam ledwo słyszalnie.
Odwróciłam się, żeby zobaczyć czy nikt nie nadchodzi. I to był mój błąd. Srebrny miecz został wbity w moje ciało, a ja upadłam. Umieram.. Ale umieram szczęśliwa. Po chwili zasnęłam na wieki...
Od Autorki:
Tak się prezentuje kolejny One Shot.
Tak. Kolejna śmierć kolejnych bohaterów.
Nie zabijcie mnie za to.
Mam nadzieję, że ten One Shot wam się podoba.
Zapraszam do zakładki zamówienia.
Do zobaczenia.
Do następnego :>

7 komentarzy:

  1. Cudowny one shot! Invisible☻

    OdpowiedzUsuń
  2. CUDO!!!!!!!!
    Normalnie... brak mi słów...
    CUDO!!!!!!!!!
    <3333333333333

    OdpowiedzUsuń
  3. Droga Invisible , [ tak oficialnie xd ]
    Chciałabym poinforomać że ten one shot jest G E N I A L N Y !!!!!
    Brakuje mi po prostu słów !
    No po prostu WOW , no nie wiem, po prostu brak słów, tak wiem powtarzam się..xd
    Fran , Diego , no WOW. !!
    Letem dalej czytać bo tloskę zaniedbiałam .. pseplasiam ..
    Weny !

    Kamcia..

    OdpowiedzUsuń

Każdy, najdrobniejszy komentarz daje nam motywację do publikowania kolejnych prac. Może poświęcisz dla nas chwilkę i wyrazisz swoją opinię? ☼

Szablon by
InginiaXoXo