22 czerwca 2015

[040] Leonetta "Nasza historia"


Tytuł: "Nasza historia"
Para: Leonetta (Leon + Violetta)
Serial: Violetta
Rodzaj: Romans
Uwagi: narracja 1-osobowa, z perspektywy Violetty, może zawierać przekleństwa 
Miejsce: Buenos Aires
Autorka: Patty





Opowiem Wam coś... Może nie będzie to najlepsza z najlepszych rzeczy, jakie przeczytacie, ale pragnę komuś o tym oznajmić.
Nigdy nikt nie był w stanie zapewnić mi większego szczęścia niż Leon Verdas.
Leon Verdas, który zawsze się mną opiekował, całował, przytulał i dbał o mnie jak nikt inny. 
Ale zawsze jest też druga strona medalu. Ta moja była naprawdę okropna. I chociaż nie chcę już do niej wracać, to opowiem ją. 
Opowiem moją historię.
Nie, nie moją.
Naszą historię.         

~||~

          -Hahah, Leon - śmiałam się bez opamiętania. Nie znosiłam, nie znoszę i znosić nie będę łaskotek. A on po prostu uwielbiał mnie nimi torturować. - Błagam cię, przestań!
          -Spróbuj mnie powstrzymać - uśmiechnął się zawadiacko i nadal mnie męczył.
          -Hahah, no proszę! Zrobię, co tylko zechcesz!
Chłopak natychmiast się zatrzymał i nachylił w taki sposób, że nasze twarze były naprzeciwko siebie. 
          -Co tylko zechcę? 
          -Tak, ale więcej mi tego nie rób - parsknęłam.
          -Okej, skoro tak.. Wyjedź razem ze mną. 
Natychmiast mnie zamurowało.
          -O czym teraz mówisz?
          -Kocham cię, bardzo cię kocham. Wiem, że w swoim domu jesteś nieszczęśliwa. Wiem, że twoi rodzice zupełnie się tobą nie obchodzą i z dnia na dzień masz coraz gorszą sytuację... Przecież nie raz mi mówiłaś, że najchętniej byś od tego wszystkiego uciekła. Aa.... Ostatnio moja mama podesłała mi dwa bilety do Mediolanu. Podobno szukają tam duetu, kobiety i mężczyzny, którzy wystąpią i poprowadzą miejscowy festiwal. To ma być wydarzenie roku...
          -Leon.. Nie wiem, czy jestem w stanie - westchnęłam z rezygnacją. - Myślałam o ucieczce, to prawda, ale czy będę na to gotowa?... 
          -Znam cię - zaczął. - Jesteś delikatną, nieśmiałą dziewczyną, ale zawsze walczysz o swoje. Pozwól mi wyjechać i zabrać cię ze sobą, byśmy mogli już na zawsze być razem. Bez twojego ojca i matki, którzy non stop się nad tobą znęcają.
          -Nie przeszkadza mi to, co robią.
          -Ale mi przeszkadza - burknął. - Wiem, co się dzieje, ale wiem też, że nie mogę nic na to poradzić. Zasypiam ze świadomością, że może ci się właśnie dziać coś złego, a ja nie potrafię nic zrobić. Zrób to dla siebie. Zrób to dla mnie.
          -Kiedy to trudne... bardzo.
          -Wiem - pocałował mnie w czoło i przytulił najczulej, jak tylko potrafił.

~||~


          -Jesteś gotowa? - słyszałam jego szept przez telefon. Dzieliła mnie od niego tylko ściana mojego pokoju na piętrze i dosyć spora wysokość.
          -Można tak powiedzieć - przegryzłam wargę, mając nadzieję, że nie słyszał nuty zwątpienia w moim głosie.
          Tak naprawdę ciężko mi było zostawić rodzinne miasto, dom, przyjaciół. W dodatku bez żadnego słowa. Kochałam moich rodziców mimo to, co mi robili. Ale jeszcze nie wiem, czy będę za nimi tęsknic. Co ja gadam, tu nie byłoby za czym tęsknic...
          Nigdy nie przeżyłam gorszych chwil od tych, jakie oni mi zapewniali. Wolę uciec ze swoim ukochanym zamiast siedzieć w domu i czekać na kolejną awanturę. Z resztą, nasze mieszkanie w Mediolanie na pewno będzie pachniało o wiele lepiej niż stęchły odór papierosów i alkoholu, z jakim spotykam się tu na co dzień.
          Wyjrzałam przez okno i widziałam Leona, który pod nim czekał. Rozejrzałam się jeszcze po moim pokoju. Był już niemal pusty, wszystkie moje ubrania, kosmetyki i wszelkie drobiazgi zostały już stąd zabrane. 
          -Rzuć mi torby - usłyszałam jego ciche wołanie. Pewnymi ruchami zaczęłam wyrzucać za okno walizki i bagaże, za każdym razem patrząc, czy je złapał.
          -Spakuję to do bagażnika, a ty spróbuj jakoś wyjść dołem.
Potaknęłam głową i po cichu zeszłam po schodach. Na nic moje starania. Już po chwili mnie zauważono.
          -A ty tu czego, smarkulo? Miałaś siedzieć w pokoju - warknęła moja matka.
          -Chciałam tylko szklankę wody - powiedziałam. Liczyłam, że kiedy wpuści mnie po nią do kuchni, to będę mogła wyjść przez drzwi, które się tam znajdują. 
          -Co mnie niby obchodzi, czego ty chcesz?! Zamiataj na górę i nie ruszaj się stamtąd! - szarpnęła mnie za włosy i popchnęła w kierunku schodów. Na szczęście w porę uzyskałam równowagę.
          -Nie słyszysz, co matka powiedziała?! W tej chwili na górę! - wtrącił mój ojciec.
Złapał mnie mocno za ramię i ciągnął w kierunku pokoju. Na koniec wepchnął mnie do niego brutalnie i rzekł:
          -Jeszcze raz wyjdziesz, a zafunduję ci takie lanie, że się z podłogi nie pozbierasz!
          Chciałam coś odpowiedzieć, ale serce stanęło mi w gardle. Usłyszałam już tylko trzask drzwi i klucz przekręcany w zamku.Dłońmi zakryłam twarz i pogładziłam miejsce, w którym mnie trzymał. Ramię zaczęło delikatnie siniec. 
          -Leon - szepnęłam przez okno. - Nie udało mi się, zamknęli mnie i...
          -Kurwa - zacisnął pięści. Wiedziałam, że to z bezradności. Verdas najwidoczniej zdawał sobie sprawę, że znowu mi coś zrobili. - Viluś, trzymaj się. Znajdę sposób.
          Chwilę potem usłyszałam jego wołanie:
          -Mała, ufasz mi? 
          -Tak - odpowiedziałam szybko. - Tak, ufam ci.
          -Dobrze, więc... Skacz. Złapię cię.
          -Co? - przeraziłam się. Od dziecka mam lęk wysokości.
          -Ufasz mi, prawda? Pisklę zawsze musi wystartować zanim nauczy się latać. Daj się ponieść wiatrowi. I pamiętaj, że jestem tutaj i na ciebie czekam.
          -Tak.. Tak, dobrze.
          Niepewnie stanęłam na parapecie i zacisnęłam oczy. Nie chciałam myśleć o tym, co się za chwilę wydarzy. Po prostu postąpiłam krok na przód i... Poczułam spadanie. Przez chwilę miałam wrażenie, że nastąpi upadek, ale już po chwili wylądowałam w objęciach Leona.
          -Udało się - uśmiechnęłam się do niego.
          -Tak - odwzajemnił uśmiech i pocałował mnie zachłannie. - Chodźmy już. Odlatujemy za godzinę.
Stanęłam na nogi i popędziliśmy do samochodu.
Teraz wiedziałam, że już nic nas nie rozdzieli.

~||~


*Lotnisko*

          -Ty pokrako! Jak śmiałaś uciec z domu! - pociągnął mnie.
"Leon, gdzie jesteś?" - zastanawiałam się w myślach. Poszedł tylko kupić coś w automacie na czas podróży, a nie było go już od kilku minut... Tyle wystarczyło, by mój ojciec mógł nas znaleźć.
          -Zostaw mnie! - próbowałam się wyszarpać. - Jak nas tutaj znalazłeś?! 
          -Nietrudno było się domyśleć, skoro spakowałaś prawie wszystkie rzeczy. Z resztą twoją komórkę bardzo łatwo zlokalizować! Wracasz do domu, gówniaro, a kiedy tylko dotrzemy, to zapewnimy ci z matką takie manto, że pożałujesz, że się urodziłaś!!!
          Żałowałam, że żaden z przechodniów zupełnie nie zainteresował się tą sytuacją. Z pewnością wszystko wyglądałoby wtedy inaczej.
          -Nie pozwolę na to - usłyszałam.
          -Leon! - natychmiast udało mi się wydostać z uścisku mojego ojca, żeby tylko podbiec do chłopaka i móc go przytulic.
          -Nie pozwolę na to - powtórzył Verdas. - Nie pozwolę, by zrobił jej pan coś jeszcze. 
          -Jak ty się do mnie odzywasz, szmatławcu?!
          -W przeciwieństwie do pana, ja zachowuję kulturę słowa. 
          -Nie będziesz mnie pouczał! - wydarł się.
          -Kocham Violettę i nie będę patrzył, jak dzieje jej się krzywda. Czy pan tego chce, czy też nie, jedzie ze mną. A teraz proszę łaskawie się stąd usunąć. W przeciwnym razie to ja spuszczę panu manto. 
          Ojciec popatrzył na niego, po czym jego groźny wzrok wylądował na mnie.
          -Róbcie, kurwa, co chcecie. Nie obchodzi mnie to. I tak nigdy nie będziesz moją córką.
Odszedł powoli, lekko się przy tym chwiejąc. 
          -Leon - zacisnęłam ręce na jego szyi. 
          -Nic się nie martw, Violu. Dopóki jesteś ze mną, to nikt nie wyrządzi ci więcej cierpienia.


I tak właśnie było. Leon był przy mnie do samego końca. To jest nasza historia.
Historia Violetty Castillo i Leona Verdasa.



Hej, to ja! :D
Mam nadzieję, że mój One Shot się wam spodobał ^^
zapraszam do składania zamówień :)
Pozdrowionka

2 komentarze:

  1. Ej cudowny ^^
    Leon taki bohater
    Boże rodzice Vils ale popierdoleni
    Cieszę się że happy end :D
    Pozdrawiam

    Wika

    OdpowiedzUsuń

Każdy, najdrobniejszy komentarz daje nam motywację do publikowania kolejnych prac. Może poświęcisz dla nas chwilkę i wyrazisz swoją opinię? ☼

Szablon by
InginiaXoXo