30 listopada 2015

Zamówienie [078] Lemi "Każdy jest wyjątkowy nawet jeśli w to nie wierzy"


Tytuł: "Każdy jest wyjątkowy nawet jeśli w to nie wierzy"
Para: Lemi (Camila i Leon)
Rodzaj: Komedia romantyczna (?)
Uwagi zamawiającego: Cami zostaje oddana do domu dziecka.  W domu dziecka poznaje Leona i się w nim zakochuje z wzajemnością. Mając 18 lat postanawiają wziąć udział w serialu Violetta. Na planie Leon musi grać chłopaka Violetty, a Camila musi grać dziewczynę Broduey'a. Związek Camili i Leona musi przejść próbę. Z każdym dniem miłość Camili i Leona rośnie.
Miejsce akcji: Gdańsk, Buenos Aires
Zamawiający: Kaja Koncewicz
Autorka: Christina



To straszne jak wspaniałe życie może się zmienić w istny koszmar. No dobra może nie aż tak wspaniałe. Nie miałam przyjaciół czy chłopaka, a mój każdy dzień opierał się na chodzeniu do szkoły, uczeniu się na najbliższe klasówki i czytaniu książek. (Moją ulubioną powieścią jest "Szukając Alaski" John'a Green'a. Przeczytałam ją już jakieś milion razy, znam niektóre cytaty na pamięć. Nigdy nie sądziłam jak moje życie może stać się podobne do życia głównego bohatera.) Miałam za to mamę - jedyną osobę, którą obchodziłam. Nadawała sens mojemu istnieniu. Niedawno jednak zginęła w wypadku samochodowym, a mi nie pozostało już nic. Gdybym nie była obserwowana czujnym okiem pani z opieki społecznej już dawno popełniłabym samobójstwo i dołączyła do rodzicielki - gdziekolwiek ona teraz jest. Wtedy akurat nie dotarło do mnie jeszcze, że zostałam całkowicie sama. Nie. Było to wtedy na pogrzebie, na którym pojawiłam się tylko ja, pani Magda (ta od opieki społecznej) i oczywiście ksiądz. Nie zasługiwała na to, abym tylko ja ją opłakiwała. Uzasadniłam sobie to: "Anioły są z reguły samotne. Nie marnują czasu, aby otaczać się zwykłymi ludźmi. Są zajęci czynieniem dobrych uczynków." Chociaż to nie mogła być do końca prawda. W końcu ja tu jestem.

Dwa dni po pogrzebie musiałam być już spakowana i gotowa w podróż do "Domu dziecka" w Gdańsku. Jako, że miałam siedemnaście lat niestety nie mogłam sama mieszkać co jeszcze bardziej mnie dobijało. Od teraz jestem już oficjalnie wyrzutkiem społecznym.
Wieczorem dotarłyśmy na miejsce. Budynek nie wyglądała dość zachęcająco. Został zbudowany najwyraźniej bardzo dawno temu i od bardzo dawna nie miał żadnych oznak remontu. Z resztą czego mogłam się spodziewać?
Weszłyśmy do środka gdzie na szczęście było ciepło. Nie lubię zimy ani spadającego w zimę śniegu ani uśmiechniętych dzieci bawiących się na śniegu ani mam, które je pilnują.
Po zdjęciu kurtek i kozaków wkroczyłyśmy do przytulnego salonu z żarzącym się kominkiem wokół, którego stały dwa fotele. To będzie chyba moje ulubione miejsce do czytania. Przywitała nasz uśmiechnięta, niska i pulchna pani wyglądająca na około pięćdziesiąt lat. Była dość gadatliwa co w innych okolicznościach na pewno by mnie ucieszyło, ponieważ przy takich osobach nie muszę się stresować i denerwować, bo panuje przy nas krępująca cisza. Jak pewnie wywnioskowaliście nie jestem dość rozmowna.
W tym miejscu rozstałam się z panią Magdą dziękując jej za wszystko co dla mnie do tej pory zrobiła. Razem z Alą (jak kazała na siebie mówić właścicielka sierocińca) udałyśmy się po stromych schodach do mojego nowego pokoju. Miałam go dzielić z niejaką Sarą, która podobno sprawia tutaj niemałe problemy, ale nie muszę się bać, że będzie mi dokuczać (skracając opowieść Ali - trzyma się tylko z swoją paczką i nie gada z nowymi). Coś czuję, że moja popularność tutaj będzie taka sama jak w mojej starej szkole czyli zerowa (cieszę się, nie lubię być zauważalna). Nasz pokój był niewielki. Mieściły się w nim zaledwie dwa łóżka, duża szafa i dwa stoliki nocne (łazienka wspólna z wszystkimi dziewczynami znajdowała się za trzecimi drzwiami od naszego pokoju). Ściany zostały pomalowane na wyblakłą żółć.
Po rozpakowaniu się postanowiłam się udać do wcześniej upatrzonego sobie miejsca na czytanie książek. Zabrałam z sobą moją ulubioną.
Usiadłam przy kominku na miękkim fotelu i oddałam się lekturze. Gdy czytałam czułam się jakbym oddalała się od tego świata, jak zahipnotyzowana. Toteż gdy jakiś głos wyrwał mnie z hipnozy podskoczyłam przestraszona. Oddychając szybko spojrzałam na winowajcę. Był nim wysoki, zielonooki szatyn, który osłupiał zapewne przez moje zachowanie.
- Strasznie mnie przestraszyłeś! - Postanowiłam odezwać się pierwsza gdy już się całkowicie opanowałam.
- Bardzo przepraszam, nie chciałem tego. Przekonuję się kolejny raz, że moje pierwsze wrażenia nie są najlepsze. - Zaśmiał się nerwowo.
- Dobrze, nic się już takiego nie stało. To częściowo też moja wina, a raczej tej wspaniałej książki.
- Tak to prawda ona może oderwać człowieka od rzeczywistości. Historia Milesa i jego paczki jest na prawdę ujmująca.
- Czytałeś książkę mojego życia? - Podniosłam podejrzliwie brwi.
- Pewnie i to nie raz. Bardzo mi pomaga. Jest papierowym dowodem na to, że nie tylko ja mam przesrane w życiu.
- Czuję jakbyś wyjął mi to z ust. Jestem Camila. Możesz mnie znać też pod ksywką "ta nowa".
- Jestem odludkiem, więc się za bardzo nie orientuje w tych sprawach. Jedyne co mnie obchodzi to książki i długie spacery po niedalekim lesie.
- W takim razie co robisz tutaj ze mną?
- Nie wiem. Bije od ciebie jakieś mentalne przyciąganie. - Zaśmiał się.
- Dzięki, uznam to jako komplement chociaż zawsze wiedziałam, że jestem przepiękna i najwspanialsza.
- I sarkastyczna. - Dopowiedział.
- Tak to cała ja. A z resztą nie uważasz to za głupie, że ty znasz już całe moje usposobienie, a ja nawet nie znam twojego imienia?
- Jestem Leon.
- Cóż drogi Leonie myślę, że to początek pięknej przyjaźni.

Dwa miesiące później spotkałam się wraz z Leonem w tym samym miejscu co poprzednio. Dopowiem jeszcze, że tak jak myślałam, nie dogadałam ani nie dogadam z moją współlokatorką zwłaszcza, że użyła jednej z moich książek jako podstawki na herbatę.
- Bu! - Przestraszyłam go z pozytywnym rezultatem. - Teraz jesteśmy kwita.
- Tak jasne znęcaj się nad biednym książkoholikiem dopóki możesz. Zobaczysz kiedyś wprowadzę przepisy, które będą uwzględniać to jako karalne! - Udawał powagę, ale po chwili oboje wybuchli śmiechem.
- Wiesz Leon z każdym dniem stajesz się coraz bardziej zabawny.
- Dziękuję. Chyba.
- Ależ proszę. Co czytasz?
- Kolejną smutaśną opowiastkę Grena na poprawę humoru.
- Aż tak nędzne wydaje ci się twoje życie, że czytasz o raku? - Zaśmiałam się.
- Ej ja się nie czepiam twoich upodobań! - Oburzył się.
- Nie denerwuj się. Złość piękności szkodzi. Choć lepiej pokażę Ci miejsce, które niedawno odkryłam. - Pociągnęła go za rękę.

- Daleko jeszcze?
- Nie już prawie jesteśmy. Tylko nie otwieraj oczu! To ma być fascynująca niespodzianka!
- Podpunkt a: nie lubię niespodzianek, podpunkt b: daleko jeszcze?
- Ale jesteś niecierpliwy! Dobra zatrzymaj się.
- Zdejmiesz już mi tę opaskę? - Wykonała jego polecenie.
- Ta dam! Przedstawiam Ci miejsce, które pozwoliłam sobie nazwać "Cholernie zapomniane miejsce z ładnymi kwiatkami".
- Czyli najprościej rzecz ujmując łąka. - Powiedział rozbawiony.
- Oj psujesz tymi swoimi domysłami całą magię. Rozejrzyj się. Jeśli chcesz możesz sobie wyobrazić, że jesteś nad morzem, a wiatr muska twoją skórę wprawiając twoje włosy w nieład albo iż właśnie nadjechał cyrk z watą cukrową, klaunami i kolejkami, po których będziesz wymiotować. Jeśli się wysilisz to nawet najzwyklejsza rzecz może stać się w twoich oczach niezwykła.
- A ty co sobie wyobrażasz? - Na to pytanie zamknęła oczy, wciągnęła powietrze i odpowiedziała:
- Jestem małą piegowatą, rudowłosą dziewczynką. Około pięć lat. Zafascynowana zrywam koniczyny w poszukiwaniu tej wyjątkowej, szczęśliwej. Mama klęka uśmiechnięta obok mnie zaciekawiona moimi działaniami. Pamiętam co wtedy do mnie powiedziała. "Do szczęścia niepotrzebna ci jakaś głupia koniczynka. Szczęście jest w tobie. Musisz je tylko odnaleźć." Zapytałam "A co z wyjątkowością?". Odparła: "Każdy jest wyjątkowy nawet jeśli w to nie wierzy".
- Mądra kobieta jest z twojej mamy.
- Była.
- Tak, przepraszam. Nie uważam na słowa. - Powiedział następnie po chwili milczenia. - Wiesz jeśli chcesz może to być nasze miejsce. Możemy tu przychodzić, rozmawiać, wyobrażać sobie lub po prostu przebywać. 
- Jesteś gotów dla mnie na zmiany? - Zapytałam.
- To jedyna rzecz jakiej jestem w tym momencie w życiu pewny. - Pocałował mnie. Już nie musiałam iść przez życie sama . Miałam swoją pomocną dłoń.

Kila miesięcy później w pewien wrześniowy, sobotni dzień spałam sobie słodko aż pewien chłopak (Leon) obudził mnie krzycząc mi do ucha. Zakryłam głowę poduszką starając się powrócić do wcześniejszego błogiego stanu. Okazało się to jednak na marne, bo już po chwili znowu usłyszałam głos mojego chłopaka:
- Wstawaj rudzielcu mam genialną nowinę!
- Jeszcze raz powiesz na mnie rudzielec, a dostaniesz budzikiem, który raz w tygodniu bywa moim sprzymierzeńcem. - Odpowiedziałam śpiąca.
- Wstaniesz jak powiem, że przyniosłem cukierkiii?
- A jakie? - Spytałam zaciekawiona.
- Twoje ulubione. Czekoladowe.
- Twój szantaż odnosi pozytywny skutek chociaż najpewniej później ochrzanię cię za cukierki na śniadanie. Więc co spowodowało, że tak tryskasz entuzjazmem?
- Byłem jak wiesz wczoraj w sklepie, bo była moja i Grześka kolej na gotowanie kolacji. Wracam od tu widzę wielki bilbord z napisem "Poszukujemy młodych talentów umiejących śpiewać i tańczyć. Jeśli spełniasz te kryteria to znaczy, że jesteś idealnym kandydatem do udziału w nowym serialu produkcji Disney". Przecież to idealne miejsce dla nas i dobra droga do jakiegoś startu po wyrwaniu się z tego miejsca. Natchniony, więc postanowiłem nas zgłosić. Casting odbędzie się za tydzień. Nie musisz dziękować.
- Co?! Ja nie idę! To nie miejsce dla takiej szarej myszki jak ja. Poza tym jest o wiele więcej ludzi bardziej utalentowanych niż ja i zasługujących, aby tam się dostać i spełnić marzenia.
- Jesteś genialna. Nie znam nikogo kto by zasługiwał na miejsce w obsadzie bardziej niż ty.
- Nawet jeśli to w życiu nie nauczę się tekstu piosenki, choreografii, a do tego kawałka scenariusza do zagrania w tydzień. To się nie może udać.
- Nie martw się piosenkę jak i choreografię możesz wybrać sobie sama, a z resztą ci pomogę.
- Sama nie wiem.
- Proszę zgódź się. Dla mnie?
- No dobrze niech ci już będzie.

- Pierwszy raz, a znam cię już nie krótko, widzę cię przed moi drzwiami przed ósmą. Coś się stało? - "Przywitał mnie" Leon.
- Ala przyniosła niedawno do mojego pokoju listy. Jak się domyślasz od producentów serialu. Przyszłam, bo szczerze boję się to otworzyć. A jeśli tylko jedno z nas się dostanie? Ja na przykład nie chciałabym być tam bez ciebie. Albo...
- Nie panikuj Cami. Wszystko będzie dobrze. - Przerwał mi Leon. - Wchodź.
- Co ty na to, abym ja otworzyła twoją, a ty moją? - Podsunęłam propozycję.
- Dobrze to na trzy. Raz...dwa...i...trzy.
- Dostałeś się.
- Dostałaś się.
- A! Dostaliśmy się! - Krzyknęliśmy razem szczęśliwi.
- Kogo gram? - Spytałam.
- Twoją imienniczkę, przyjaciółkę głównej bohaterki hipiskę. A ja?
- Niejakiego Jorge, rywalizującego o serce głównej bohaterki. - Po przeczytaniu tego mina mi zrzedła.
- Haha czyżbyś była zazdrosna?
- Wcale, że nie. Po prostu dotarło do mnie jaki obowiązek na nas spadł. - Kłamstwo. 
- Nie przejmuj się. Damy sobie radę.

- Nie wierzę, że dzisiaj stąd wychodzimy i do tego dziś jest nasz pierwszy dzień na planie. - Powiedział szczęśliwy Leon. Jego szczęście zawsze szybko na mnie przechodziło.
- I do tego dostaniemy własne, darmowe mieszkanie. Wszystko się tak dobrze układa. - Dodałam.
- Tak, a jednak będę tęsknić za tym miejscem. Dużo się w nim dobrego wydarzyło.
- Tak to prawda.
Po kilku zbłądzeniach z powodu słabej orientacji Leona w terenie dotarliśmy nareszcie na miejsce. Naszym oczom po wejściu ukazało się wielkie pomieszczenie. Ludzie w nim gorączkowo latali w wszystkie strony - jedni wydając polecenia, a drudzy je wykonując.
- Jesteście nowymi aktorami? - Zaczepiła nas uśmiechnięta włoszka.
- Skąd ten celny wniosek. - Odezwał się Leon uprzedzając mnie.
- Wyglądacie jak entuzjastycznie podenerwowani ludzie, jak ja, a i nie biegacie rozgorączkowani tak jak oni. - Zaśmialiśmy się. Może moje obawy nie były aż tak bardzo potrzebne.
- Jestem Lodovica i gram Francesce. - Przedstawiła się nam.
- Ja jestem Camila i gram swoją imienniczkę.
- O super! Będziemy serialowymi przyjaciółkami i coś czuję, że nie tylko. Haha. A ty?
- Ja jestem Leon i gram Jorge.
- W takim razie współczuję ci. Zdążyłam poznać twoją "dziewczynę" i mówiąc krótko jest nią zapatrzona w sobie, niemiła lalunia, która dostała rolę, bo jej ojciec ma dojścia.
- Nie brzmi, więc zachęcająco.
- I takie nie jest. Życzę ci powodzenia.

Moja pierwsza scena wyszła dobrze. Gdy tylko rozpoczęliśmy ją moje obawy szybko zniknęły i oddałam się mojej pasji. Leon też sobie doskonale radził. Reżyser bardzo go chwalił.
Kolejną scenę jaką mieli odgrywać była jego pierwsza z główną bohaterką czyli ich poznanie się.
- Na twoim miejscu wydłubałabym tej żmii oczy. - Powiedziała do mnie jakaś dziewczyna jak dobrze zapamiętałam, ta która gra Naty.
-  Dlaczego?
- Nie jest twoim chłopakiem? - Odpowiedziała mi pytaniem na pytanie.
- Jest, ale to przecież tylko gra aktorska.
- Gdybyś widziała jak się do niego zaleca poza kamerą to od razu zmieniłabyś zdanie.
- Ufam mu.
- Wszystkie tak mówią. - Odeszła.

Zmęczona po długim dniu udałam się na poszukiwania Leona, z którym miałam pojechać do naszego nowego mieszkania. Już miałam się kierować do garderoby chłopców gdy w jadalni usłyszałam ten drażniący chichot Martiny. Zaciekawiona postanowiłam sprawdzić co jest przyczyną jej nagłej wesołości, ponieważ przez cały dzień chodziła bez powodu wściekła na wszystkich. Wejrzałam przez drzwi.
- Jesteś bardzo zabawny Leon. Doskonale wiesz, że nikt mi się nie oprze, ale dobrze wiesz, że ja chcę tylko ciebie. - Pocałowała go. Mojego Leona. To chyba sen. Po mojej twarzy spłynęły łzy.
- Nie wierzę! Wcześniej potrzebowałeś tylko rozrywki tak?! A teraz przy pierwszej lepszej okazji już lecisz do innej?! W takim razie po co mnie tu razem z sobą zgłaszałeś?! Aby mnie bardziej zranić?!
- Ale przecież to nie tak! Widziałaś, że to ona mnie pocałowała! - Próbował się bronić Leon.
- Może i tak, ale słyszałam waszą rozmowę!
- Jakbyś ją słyszała to byś mi nic nie zarzucała. Cokolwiek co słyszałaś to na pewno było wyrwane z kontekstu. Wiesz, że jesteś dla mnie najważniejsza prawda?
- Wiesz jak bardzo mnie zraniłeś prawda? - Wybiegłam oby być tylko jak najdalej od tamtego miejsca. Nie reagowałam na jego nawoływanie.

Przenocowałam u Lodovici, która bardzo mi pomagała. Chciałam rzucić wszystko w cholerę, ale namówiła mnie, aby nie rezygnować z takiej szansy i dawać satysfakcji Martinie. Na planie starałam się jak tylko umiałam unikać Leona. Nie obchodziły mnie jego tłumaczenia.
W przerwie na Lunch udaliśmy się do jadalni. Starałam się coś przełknąć gdy na małą scenkę, która się tam znajdowała weszła jak się dowiedziałam od Lodo Alba i powiedziała:
- Wczoraj rozmawiając z pewną osobą nagadałam jej trochę za dużo i teraz czuję się winna. Zwłaszcza po tym jak ujrzałam to nagranie.
Wspomniane wcześniej puszczone teraz nagranie przedstawiało tą scenę, której wczoraj byłam świadkiem w całej okazałości. Leon mówił prawdę. Przez moją zazdrość prawie rozwaliłam nasz związek. Jestem taka głupia.

Było mi strasznie wstyd spojrzeć Leonowi w oczy po tym wszystkim. Jednak jak zawsze uprzedził mnie:
- Będziesz mnie dalej unikać mimo, że znasz już całą prawdę?
- Nie Leon ja bardzo przepraszam. Za wszystko. Jestem okropną dziewczyną. Rozumiem jeśli uznasz to za nasz koniec związku.
- Znowu pleciesz jakieś głupoty i nie dajesz mi dojść do słowa. Nawet jak bardzo bym był na ciebie zły to wciąż cię kocham i nie wyobrażam sobie życia bez ciebie życia. Wybaczam ci.
- Też cię kocham i jeszcze raz przepraszam. Więcej nie popełnię już tego błędu.


Hej miśki. Mam nadzieję, że mój OS się wam podoba zwłaszcza osobie zamawiającej. Wiem, że zkiepściłam końcówkę, ale umknijcie oko za to niedociągnięcie. Błędy sprawdzę jutro. :)

5 komentarzy:

Każdy, najdrobniejszy komentarz daje nam motywację do publikowania kolejnych prac. Może poświęcisz dla nas chwilkę i wyrazisz swoją opinię? ☼

Szablon by
InginiaXoXo