26 maja 2016

[109] Lizzy „Miej go w opiece”

Znalezione obrazy dla zapytania tumblr woman gif
Tytuł: „Miej go w opiece”
Osoba: Elizabeth „Lizzy” Farina
Rodzaj: romans, dramat
Uwagi: pierwsza część rozgrywa się jako druga; druga jest wcześniej niż pierwsza, a ostatnia to ostatnia.
Autorka: captain



I
Ostatnie dni były zbyt okrutne, żeby o nich myśleć, za mocno przepełniliśmy je słodyczą i smutkiem. Jednak nie wszystko było szybkie, niczym wiatr — nie, on był szybki, zmienny; łaknął zmian — bo nic nie zostało wyjaśnione. Stanąłeś jedynie przede mną i powiedziałeś, że pragniesz spędzić ze mną ostatnie dni w mieście. Pragnąłeś spełnić ze mną ostatnie dni swojego życia, jednak żadne z nas nie powiedziało tego na głos. A twoja siostra tak głośno płakała...
Zbliżyłeś się do mnie raz, szepnąłeś, że nie powinieneś i tylko delikatnie, prawie niewyczuwalnie, musnąłeś czubkiem dużego nosa mój policzek. Zaśmiałeś się z przymusu, choć nikomu do śmiechu nie było i udałeś, że wszystko jest w porządku; tak jak być powinno. Rok tysiąc dziewięćset czterdziesty nie był dla nas łaskawy, ale nie ma czemu się dziwić. Nic wtedy nawet nie stało obok przychylności.
Następnego dnia zobaczyliśmy się na stacji, a ja płakałam i krzyczałam do ciebie. I jeszcze długo, po odjechaniu pociągu, machałam, nie zważając na to, że był środek zimy, i że stałam w cienkim płaszczu, który zarzuciłam w pośpiechu. Śmiałeś się i całowałeś moje zmarznięte dłonie. Siostrze nie zezwoliłeś na przyjście, kazałeś zostać w domu, wiedząc, że jest chorowita. Mi również to mówiłeś, ale nigdy nie byłam posłuszna, w końcu nie musiałam, ważne było, że matka zezwoliła. I ważne było, że widziałam cię ostatni raz.
Stałam na stacji dopóki nie poczułam, że nie czuję dłoni i dopóki nie uświadomiłam sobie, że to był już koniec.



II
Cieszyliśmy się razem, a ty zapytałeś cicho czy będę ci towarzyszyła przy obiedzie u pułkownika. Skinęłam głową, a po chwili już zastanawiałam się, którą sukienkę wybrać. Ty jedynie szedłeś obok i przyglądałeś mi się, nawet nie ukradkiem, zupełnie otwarcie.

— Wierzę w moje marzenia, wiesz, Lizzy? — powiedziałeś jakiś czas później.
Ja również wierzyłam w swoje: chciałam pomagać innym, chciałam być kimś i chciałam być doceniona, a matka zawsze mówiła, że są to wygórowane żądania.
— A co jest twoim marzeniem? — zapytałam i odwróciłam się w jego stronę.
Siedzieliśmy na kanapie w salonie, gdzie paliła się tylko lampka.
— Jeśli ci powiem, to się nie spełni.
— Dlaczego niby?
— Bo to trudne. Wystraszysz się — zaśmiał się.



III
Nie widziałam go ostatni raz, wtedy, na stacji. Okazało się, że ma stać się zupełnie inaczej. Daleka ciotka szepnęła słówko o kompanii, a ja — głupia — pojechałam. Ujrzałam go i się popłakałam, on krzyknął moje imię i zaraz był przy mnie. Tulił się, potem mnie. Staliśmy tak przez dłuższy czas, póki ktoś nie napomknął o motelu.
Później tańczyliśmy i choć zdawało mi się, że czas leciał bardzo szybko, to podobno muzyka grała przez kilka godzin, a ja nie puszczałam Davida. Wbijałam w jego plecy paznokcie, trzymając go w mocnym uścisku, a on nie reagował i jedynie przyciągał moje ciało bliżej swojego.
— Kocham cię, Lizzy — wyszeptał cicho.
— Nie możesz. — Podniosłam na niego wzrok. — Nie wolno ci.
Nie chciałam tego, tu rozsądek brał górę nad uczuciami. David jeszcze dzisiaj żył, ale jutro...
Boże, miej go w opiece.
— I tak będę — dopowiedział jeszcze i pocałował mnie w rękę. — Wierzyłem przecież w marzenia.
Następnego dnia nie było go już, nie było nikogo i znów spędzałam dni samotnie.
I samotne miały pozostać już na wieki.
I takie też były nawet, gdy patrzyłam na swojego męża, z którym spędziłam większość życia, z którym miałam dzieci, piękny dom i kota. Pomimo tego wszystkiego ciągle pamiętałam nieżywego Davida, ciągle go kochałam.


no hej, nie wiem co robię, ale napisałam to bojąc się, że nie zdążę napisać kiedy indziej. W każdym razie jest fajnie. Serdecznie polecam utwory z filmu „Klub Samotnych Serc Sierżanta Pieprza”, bo to spoko film, nie? Nie. Ale bardzo fajnie się przy nim pisze, więc.
Strzałeczka (ktoś, kiedyś, powiedział mi, że to brzmi jak z lat siedemdziesiątych i „kto tak, halo, mówi?”, tak samo jak „zapuszczać żurawia”, ja kompletnie nie rozumiem. Normalnie przecież mówię).

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Każdy, najdrobniejszy komentarz daje nam motywację do publikowania kolejnych prac. Może poświęcisz dla nas chwilkę i wyrazisz swoją opinię? ☼

Szablon by
InginiaXoXo