8 maja 2016

Zamówienie [090]: Joline „Do otwartych ramion morza”

Tytuł: „Do otwartych ramion morza”
Para: Joline (Caroline i John)
Rodzaj: romans, psychologiczny, dramat
Moje uwagi: brak
Uwagi zamawiającego: brak
Zamawiający: Invisible
Osoba wykonująca zamówienie: captain


 

W sypialni paliła się tylko świeczka, której jeszcze nie zgasiłam, choć już dawno powinnam spać. Na zewnątrz burza, a ja musiałam zasnąć i zapomnieć. Niestety nie było mi to dane — wszystko sprawiało, że coraz bardziej chciało mi się płakać, a uderzenia błyskawic nie przerażały mnie ani trochę. Siedziałam więc owinięta w białą narzutę na łóżku i powstrzymywałam się od żałosnego zawodzenia.
Pamiętałam jak kiedyś powiedział mi: Caroline, zamknij się, to tylko burza. Wtedy urażona uderzyłam go z łokcia i zaczęłam trajkotać o jego zachowaniu, kompletnie nie przejmując się uśmiechem na jego wąskich ustach. Śmiał się później głośniej, ze mnie, z burzy i z naszej pościeli w kwiatki, którą kupiła moja matka.
Lubiłeś się śmiać, John, a ja byłam twoja.
Miłość nie mogłaby mnie opuścić, za żadne skarby nie oddałabym tego, co było; dni spędzonych na bezsensownym, ale pięknym, jeżdżeniu po Los Angeles, twojego śmiechu i ciepła ciała.
Jestem twoją kobietą, a ty byłeś moim mężczyzną, John.
Zestawiłam stopy na miękki dywan.
Jego słowa pomogły mi, musiałam to przyznać, bo teraz przynajmniej nie trzęsłam się ze strachu przed burzą. Pomógł mi w szczególności wtedy, kiedy dorzucił bolesne:
— Złap mnie za rękę przy następnej błyskawicy, bo chcę się pośmiać.
Nie mogłam mu dać powodu do śmiechu, nawet, jeśli tylko żartował, co było najpewniejsze na świecie. Teraz oddałabym wszystko za to, żeby po prostu tu był. Mógłby nawet mnie obrazić czy nie odzywać się, chciałam tylko jego obecności. Móc patrzeć i uśmiechać się czule. Całować...
Podniosłam się z łóżka i, wciąż owinięta w narzutę, podeszłam do jasnej komody, na której wystawione były zdjęcia. W fioletowych ramkach, oczywiście, bo kochałam ten kolor, najbardziej na świecie.
Przykro mi z powodu pani narzeczonego...
Na jednym ze zdjęć, przedstawiających mnie i Johnego, byliśmy w ogrodzie moich rodziców. Wokół nas mnóstwo kwiatów, chyba w każdym możliwym kolorze, i roślinność. John obejmował mnie w pasie i delikatnie nachylony śpiewał mi do ucha: samotne rzeki płyną do morza, do morza, do otwartych ramion morza*.
Pani narzeczony miał wypadek...
Złapałam za zdjęcie i rzuciłam nim o podłogę, a potem patrzyłam na rozbite kawałki szkła, i patrzyłam...
I płakałam.



* — „Unchained melody” Todda Duncana

Dodano, a ja nie zdążyłam się przywitać. To będzie krótko trwać — cześć, jestem kapitanem, ostatnio generałem, ale nie zostało to przeze mnie uwzględnione. Jestem stażystką, co można wywnioskować po obejrzeniu harmonogramu. Mam nadzieję, że ktoś mnie tu polubi, bo jestem naprawdę rozrywkową osobą. Wierzcie mi (serio to nie, ale...). Również chcę myśleć, że przejdę ten staż. Ha. Ha. Ha. Śmieszne, Witku.
Strzałeczka.

1 komentarz:

Każdy, najdrobniejszy komentarz daje nam motywację do publikowania kolejnych prac. Może poświęcisz dla nas chwilkę i wyrazisz swoją opinię? ☼

Szablon by
InginiaXoXo