Tytuł: Romeo & Juliet
Osoba: Justin Bieber
Rodzaj: Romans, Obyczajowy
Uwagi: występują przekleństwa
Przerzuciła
kosmyk swoich blond włosów do przodu. Jeszcze raz obejrzała się w lustrze,
poprawiając przy tym swoją ochronną pomadkę. Spojrzała z ukosa na Bellę.
Rudowłosa ewidentnie starała się zaimponować temu nowemu. Przez całą poprzednią
przerwę poprawiała swoje smokey eyes, a teraz robi to ponownie.
-No i po co
się tak pindrzysz? - parsknęłam.
-Ty masz
chłopaka - przypomniała. - A mój, tak się składa, niedawno ze mną zerwał. To
będzie idealna nauczka.
-Jesteś
debilką - zachichotałam.
Zarzuciłam
swój plecak na ramię. Bella imponowała wszystkim swoim stylowym lookiem i
makijażem, podczas gdy ja nie robiłam nic. Najwidoczniej to podobało się tym
cywilom. Zwykła pewność siebie i charakterek pozwoliły mi zawładnąć tą szkołą.
Nie potrzebuję ekstrawaganckich ciuchów, żeby się przymilić. Zaraziłam ich sobą
dzięki podejściu. Może to nawet lepiej? Nie muszę udawać kogoś, kim nie jestem.
I co najlepsze - nikt nie każe mi wyglądać jak dziwka. Odwiązałam czerwoną
koszulę, która zwisała mi w pasie i zrobiłam pęka z rękawów ponownie. Idealnie.
Wyciągnęłam telefon i sprawdziłam, czy tata odpisał mi na SMS. Pusta skrzynka.
-Rusz się.
Wyrwiesz go na swoje pazurki nawet bez tego ciągłego przeglądania w lustrze -
zapewniłam.
-Nie jestem
pewna. Nie na to lecą faceci.
-Uroda to
pierwsza kwestia, ale nie musisz wyglądać inaczej, niż na co dzień. Przykuj go
do siebie czymś innym.
-Bo ty byś
potrafiła.
-Założysz
się? - uniosłam jedną brew i założyłam ręce na siebie.
-MASZ JUŻ
CHŁOPAKA, ASH - powiedziała, akcentując każdy wyraz po kolei.
-Przecież
żartuję, ciemnoto - syknęłam rozbawiona.
Złapałam ją
za ramię i pociągnęłam do wyjścia. Wychodziłam z zaułka i już miałam skręcić na
korytarz po prawej, kiedy uderzyłam w czyjąś klatkę piersiową. Zdezorientowana,
przyjrzałam się jegomościowi. To ten nowy. Zsunął okulary przeciwsłoneczne ze
swojego nosa i popatrzył na mnie z zadziwieniem. Powinnam zdecydowanie uważać,
jak chodzę. Ten moment przypominał mi typową scenę z fanfiction, jakie czytałam
wczoraj wieczorem. Laska wpada na badboya i w magiczny sposób się w sobie
zakochują. Tym razem potoczy się to jednak trochę inaczej. Na tę myśl zaśmiałam
się pod nosem, a on wymamrotał:
-Co w tym
zabawnego?
-Nieważne,
po prostu...
-...po prostu
uważaj jak chodzisz, blondi - dokończył za mnie z lekceważeniem.
-Śmiesz się
do mnie zwracać w taki sposób? - uśmiechnęłam się sarkastycznie.
Wzrok całego
korytarza wylądował na naszej dwójce.
-To
ewidentnie twoja wina - prychnął. - Trzeba było się rozglądać.
-Trzeba było
nie wpatrywać się jak zaślepiony w odtwarzacz mp4 i zauważyć, że z naprzeciwka
podąża pewna młoda dama ze swoją przyjaciółką.
-Gdzie ta
dama? - spytał z ironią. - Bo widzę tutaj tylko ciebie.
-Śmieszne -
burknęłam.
-Po za tym,
kiedy w głośnikach rozbrzmiewa nowy kawałek Imagine Dragons, nie da się nie
zaślepić.
-Imagine
Dra... – zatrzymałam się. - Przynajmniej gust masz dobry.
-Się rozumie
- zaśmiał się.
Część gapiów
odwróciło się, kiedy zrozumieli, że nie wyniknie z tego żadna większa afera.
Długo jednak czekać nie musieli.
-Co tu się
dzieje - usłyszałam warknięcie i już wiedziałam, do kogo należy ten głos. Zayn.
- Odwal się od mojej dziewczyny, stary.
Patrzyłam na
ich twarze na przemian. Byłam zupełnie zbita z tropu.
-Nic się nie
dzieje - wyciągnęłam rękę, by położyć ją na ramieniu Zayna, ale on zwyczajnie
ją strącił.
-Nikt nie ma
prawa się do niej dostawiać. Przeproś, że ją popchnąłeś - powiedział ozięble do
tego nowego. Jak on się.. Justin? Tak, Justin Bieber.
Szatyn tylko
cicho zaśmiał się pod nosem.
-Koleś, za
co ja mam przepraszać? Wyjaśniłem sobie już tą sytuację z twoją laską i
jak ci powiedziała - nic się nie stało. Dlatego łaskawie sam zejdź mi z drogi.
Na korytarzu
rozległo się wszechstronne gwizdanie.
-Wiesz, z
kim rozmawiasz? - Zayn wrzasnął w jego stronę, a obstawiający go z dwóch stron
kumple, zmierzyli wzrokiem chłopaka.
-Z facetem,
który ewidentnie szuka pretekstu do bójki. Jestem na to chętny, oczywiście, ale
nie pierwszego dnia w szkole. Dlatego wybacz...
Justin
wyminął wszystkich tych typków i poszedł wzdłuż głównego korytarza. Zayn
splunął w jego stronę, wywołując aprobatę wśród innych uczniów. Wywróciłam
oczami. Jaki on jest dziecinny...
-Przecież ci
powiedziałam, że nic się nie dzieje - mówiłam do niego szeptem.
-Nikt nie
będzie cię wyrywał - otoczył mnie swoim ramieniem. Wyciągnął rękę do góry,
przybijając piątki paru chłopakom i wywołując westchnienia wokół
pierwszoklasistek. Śmieszyła mnie postawa Zayna w niektórych sytuacjach. Nie
wszystko da się rozwiązać siłą, ale on najwidoczniej nawet nie zdawał sobie z
tego sprawy. Mimo to, nie przeszkadzała mi nasza opinia najpopularniejszej pary
w szkole. Traktowanie nas jako wyższą warstwę społeczną było normą.
-Lecę na
mecz. Trzymaj się z dala od tego chłopaka.
Od kiedy
będziesz mi mówił, co mam robić? - spytałam się w duchu. Odwróciłam się od
niego na pięcie i wróciłam do Bells.
-Dlaczego to
ty musiałaś na niego wpaść? - pokazała mi język.
-To się
nazywa pech - sprostowałam.
-Dla mnie to
by było spełnienie wszelkich pragnień. Teraz muszę to zastąpić nową torebką -
udała zastanowienie. - Tak w sumie, to nie jest złe rozwiązanie.
Usiadłam w
swojej ławce na biologii. Kątem oka dostrzegłam, że w mojej klasie jest ten
cały Justin. Siedział w ławce po mojej prawej. Patrzyłam na nauczycielkę, która
pokazywała coś na tablicy. Mimo wszystko, nie potrafiłam się skupić. Cieszyłam
się, że Zayn jest rok starszy i nie chodzimy do równoległych klas. W przeciwnym
razie nie mogłabym teraz wpatrywać się w mroczną postać Biebera. Wyglądał na
nieco znudzonego lekcją. Starałam się go rozgryźć i liczyłam, że uda mi się to
jako pierwszej, ale w jego spojrzeniu nie widziałam zupełnie nic. Chyba
potrafił nieźle maskować swoje uczucia.
Nagle
obrócił się w moją stronę, a ja impulsywnie odwróciłam wzrok. Nie chciałam,
żeby przyłapał mnie na wgapianiu w niego oczu. Siedząca kilka ławek za mną
Bella, zaśmiała się na całą klasę. Wszyscy odwrócili się w jej kierunku, a ona
przeglądała komórkę tak, jakby nie wiedziała, że ktokolwiek na nią patrzy.
Raczej nie zdawała sobie sprawy, że buchnęła chichotem.
-Panno
Thorne – mówiła spokojnie nauczycielka. – Czy została pani poinformowana o tym,
co mówi regulamin szkoły na temat używania telefonu na lekcji?
Rudowłosa
otrząsnęła się z transu i z powagą spojrzała się na nauczycielkę.
-Oczywiście,
po prostu/.. Musiałam napisać wiadomość do mamy, że już wszystko w porządku.
-I to było
takie zabawne? – spytała z kpiną biolożka i westchnęła, wracając do biurka.
Cała
sytuacja pozwoliła mi na rzucenie kolejnego spojrzenia w stronę Justina.
Zdawał się być interesujący, chyba jako jedyny chłopak w tej klasie. Szybko
jednak usiadłam prosto, by nie zauważył, że jestem zaciekawiona jego osobą.
Poczułam
wibrację w kieszeni dżinsowych boyfriendów. Wyciągnęłam telefon, wpatrując się
w nauczycielkę. Chyba niczego nie zauważyła…
„Justin patrzy”
Spojrzałam
na nadawcę. Nina.
Och, ta suka
znowu próbuje się podlizać, tak? Mimowolnie, uśmiechnęłam się. Miło wiedzieć,
że też przykuwam jego spojrzenie…
Schowałam
swojego Samsunga do kieszeni i oparłam się łokciami o blat ławki. Lekcja
zleciała zdecydowanie za wolno, a ja z niecierpliwością wyczekiwałam obiadowej
przerwy. Stołówka była nieźle zatłoczona, z resztą jak zawsze. Nie przejmowałam
się tym jednak. Jednym z przywilejów bycia popularsem był wstęp tam, gdzie ci
się tylko podoba. Bez kolejki podeszłam do kucharki i poprosiłam o hamburgera i
szklankę wody z lodem i cytryną. Podała mi ją bez wahania, a ja udałam się na
znajdujący się w centrum stołówki podest. To właśnie tam znajdowało się miejsce
”tych fajnych”. Usiadłam obok Zayna. Zauważyłam również Bellę, która całowała
się przy jednym z mniejszych stolików z jakimś blondynem. Chyba nie na miejscu
by było, gdybym ją tu zawołała. Lepiej jej nie przeszkadzać. Miejsce koło mnie
pozostawało więc wolne i z pewnością niejedna dziewczyna chciałaby je zająć.
Byłam tutaj wyjątkowa i cieszyłam się z tego. Nawet bardzo.
-To miejsce
jest zajęte – oznajmił kapitan drużyny futbolowej, Chris, kiedy zobaczył moje
zastanowienie.
-W porządku,
dzięki – rzuciłam i wzięłam łyka ze swojej szklanki.
Wpatrywałam
się w jakiś punkt naprzeciwko mnie, kiedy nagle zupełnie się ocuciłam. Justin
Bieber wszedł do stołówki. Niechlujnie ułożone włosy, uwydatnione tatuaże na
rękach, które idealnie odsłaniała jego czarna koszulka na ramiączkach. Plecak
zarzucił na jedno ramię i przechodząc do kucharek w swoich Force’ach,
przyciągnął uwagę sporej części dziewczyn. Zayn spojrzał na niego z błyskiem w
oku. Chyba widział w nim konkurencję. Uśmiechnęłam się, ale szybko schyliłam
głowę, by nie było tego widać. On zdecydowanie zaczyna mnie do siebie skłaniać.
Widziałam, że podąża na miejsce dla vipów. Zmrużyłam oczy ze zdziwieniem.
-Justin
dołączył do naszej drużyny dzisiaj rano. Stwierdziliśmy, że może usiąść na
podeście – szybko wytłumaczył Chris. Wydawał się speszony całą sytuacją, chyba
już wiedział, że Malik go nie trawi. No cóż…
Ale skoro
Jus miał usiąść z nami, wypadało na to, że zajmie miejsce obok mnie. Tylko ono
było wolne. Byłam nieco speszona, ale natychmiast się wybudziłam. Litości,
jestem Ashley Benson. To nie ja mam się bać, co o mnie pomyślą inni. To
ja u nich jestem tymi ‘innymi’.
Mina mojego
chłopaka po odsunięciu krzesełka przez Justina była nie do zastąpienia.
Przepełniała ją gorycz, ale zarówno ogromna wściekłość i nienawiść. Nie
rozumiałam, jak mógł się do niego aż tak negatywnie nastawić w ciągu zaledwie
kilku godzin.
-Braciszku,
jak miło – powiedział z przekąsem Justin, zwracając się do Malika. Ten
natychmiast zacisnął pięści i wysyczał przez zęby:
-Miałeś być
cicho, gówniarzu.
-Jesteśmy w
tak przyjacielskim gronie, że chyba mogę się podzielić tą informacją. Chociaż…
Zapewne twoi najbliżsi już o tym wiedzą, czyż nie? – popatrzył po twarzach nas
wszystkich. – Och, czyli nie powiedziałeś. Jestem Justin Bieber. Przyrodni brat
pana Malika.
Ze
zdziwienia aż otworzyły mi się usta.
-W zasadzie
miałem trzymać gębę na kłódkę i udawać, że się nie znamy, ale zmieniłem zdanie
– dodał, wyciągając palec wskazujący jakby z przestrogą.
-Była umowa
– przypomniał się muzułmanin.
-Zrezygnowałem
z niej – na twarzy chłopaka pojawił się kpiący uśmieszek.
Zayn zerwał
się ze stołu i złapał chłopaka za kołnierz, unosząc wysoko. Byli swojego
wzrostu, więc nie potrafiłam stwierdzić, który z nich ma przewagę. Mimo to,
Zayn wyglądał na wściekłego i żadnym wspomnieniem nie potrafię odtworzyć tego,
jaki przerażający widok dawała jego twarz. Sfrustrowany, zaczął szeptać coś do
ucha swojego przyrodniego brata, a kiedy ten odpowiedział mu cicho, przyłożył
mu z otwartej dłoni w policzek. Zasłoniłam usta dłońmi i próbowałam wstać, by
ich zatrzymać, ale w tym momencie Zayn runął na jeden ze stolików. Otrzepał się
i natychmiast pchnął swojego przeciwnika, rzucając mu się na plecy. W porę do
sali weszła jedna z woźnych – oczywiście nasze kochane panie ze stołówki nawet
na chwilę nie wynurzały się z czasopism. Już po chwili oboje wylądowali na
dywaniku dyrektora. Przesiedzieli tam dobre pół lekcji geografii, kiedy w
głośnikach szkolnych rozległo się:
-Ashley Benson
– usłyszałam głos dyrektora. – Zapraszam do mojego gabinetu.
Nie
przejmowałam się wezwaniem, wręcz przeciwnie. Byłam dumna, że kolejna rzecz
skupi na mnie uwagę uczniów szkoły. Może byłam trochę zbyt wyluzowana i
zadufana w niektórych kwestiach, ale naprawdę nie widzę w tym nic złego.
Wyszłam z
klasy, nawet nie pytając o zgodę, po czym podążyłam schodami na piętro niżej.
Gabinet znajdował się od razu na lewo, więc zjawiłam się tam szybciej, niż
ktokolwiek planował.
-Już jesteś
– uśmiechnął się.
Siedział
przy swoim jasnoszarym biurku i stukał długopisem o notes. Zaraz naprzeciwko
znajduje się ten inteligent. Bieber.
-Siadaj –
mężczyzna wskazał mi miejsce ręką i podrapał się po swojej łysiejącej głowie. Z
niesmakiem zajęłam miejsce, a on szybko przeszedł do konkretów.
-To Justin,
nasz nowy uczeń. Zapewne widziałaś go przelotem na korytarzu lub dzisiaj na
stołówce, gdzie postanowił odwalić mały numer – mówił, a ja przytaknęłam
szybko. – Prosiłbym cię, żebyś mi pomogła.
-To znaczy?
Bo niby w czym ja panu mogę pomóc – zaśmiałam się krótko. Chyba nie wyczuł tej
nutki złośliwości w moim tonie.
-Otóż wiem,
że bierzesz udział w przygotowaniach do sztuki. Rozmawiałem już z waszą panią
prowadzącą i… Pomyślałem, że idealną karą dla naszego nowego ucznia będzie udział
w przedstawieniu. Może nieco bardziej się w to zaangażuje.
-Czyli że
co? Mam mu pomóc się zaaklimatyzować? – syknęłam przez zęby.
-Pomóż mu
przez przygotowanie go do roli. Grasz Julię, czyż nie? W takim razie znalazłaś
swojego Romeo – uśmiechnął się dyrektor i klasnął w dłonie. – Justin ma sporo
osiągnięć teatralnych ze szkoły podstawowej. Jeśli w odpowiednim momencie wróci
na właściwe tory, może oboje stworzycie niezły duet. Oczywiście aktorski.
Popatrzyłam
odruchowo na chłopaka. Wydawał się niewzruszony słowami mężczyzny i siedział
wyluzowany na krzesełku.
-Proszę o
stosowną postawę – przypomniał się dyrektor, a chłopak niechętnie usiadł jak na
baczność. – Kontynuując… Rzecz jasna, wynagrodzę ci to przez podwyższenie
sprawowania, dostaniesz jakiś dyplom i wyróżnienie na koniec roku… Myślę, że to
dosyć się opłaca. I porozmawiam z panią Carter na temat twojej poprawy z
fizyki.
-Mówi pan
poważnie? – uniosłam jedną brew. Chociaż nagroda wydawała się być mała,
ucieszyłam się. Zależało mi na całkiem dobrej średniej na koniec roku, a z
fizyki groziła mi co najmniej dwójka. Jeśli dobrze napiszę sprawdzian z całego
roku, może uda mi się dostać 4? Nie chciałam wylądować z tamtym stopniem.
Wolałam mieć średnią 5... w miarę możliwości… - Powiedzmy więc, że zgadzam
się na pańskie warunki.
-Cudownie –
kiwnął głową i popatrzył się na Justina. – Może tak przeprosiny i podziękowania
dla koleżanki?
-Sorry –
burknął ozięble do faceta. – I dzięki wielkie, koleżanko.
-Może być –
dyrektor wypuścił powietrze z nosa. – Żegnam więc waszą dwójkę i od przyszłego
tygodnia zaczynacie pracę nad spektaklem.
Wstałam z
siedzenia i wyszłam z gabinetu, wyczekując na Justina. On, chociaż wiedział, że
stoję tu dla niego, poszedł dalej.
-Em? –
zawołałam za nim.
-Co?
-Może tak ze
mną porozmawiasz, aktorzyno – prychnęłam.
-Daj spokój,
zmywam się stąd.
-Gdzie
idziesz? – skrzywiłam się.
-Do domu, a
gdzie indziej? Nie mów mi, że nigdy nie wagarowałaś.
-Błagam cię,
nie takie rzeczy się robiło.
-To chodź –
oparł ręce na biodra. Myślał chyba, że stchórzę.
-Mam torbę w
klasie.
-Zadzwoń do
swojej rudej klaczy i ci ją przywiezie. Proste.
-Nie mów tak
o Belli – warknęłam.
-Skąd wiesz,
że ją miałem na myśli?
-No, to
chyba jas… Okej, nie warto nawet z tobą dyskutować – spojrzałam na niego z dystansem.
– Powiedz lepiej, dlaczego idziesz.
-To też
chyba jasne – odparł. – Mam dosyć takiego traktowania. Po raz kolejny Zaynowi
się upiekło i nie dostał nic. Wystarczyło, że wcisnął „To jego wina” i już mógł
wracać bez żadnych konsekwencji. Ja nawet nie mogłem się obronić.
-Teoretycznie,
to ty zacząłeś – wypomniałam.
-Wolałabyś
więc żyć w niewiedzy i nie zdawać sobie sprawy z tego wszystkiego, będąc przy
tym jego dziewczyną? Mądrze.
-Akurat to
było całkiem przydatną informacją, ale nie znaczy to, że możesz sobie nagle
łamać obietnice, które mu złożyłeś i od tak po prostu wygadywać tajemnice.
-Błagam,
robię to, co mi się podoba. Nikt mi niczego nie zabroni, a tego chłopaka akurat
nie cierpię. Aż ci szczerze współczuję, że musisz z nim wytrzymywać, serio.
-Nie jest aż
tak źle, jak ci się wydaje.
-Wciśnij mi
może jeszcze, że go kochasz – zaśmiał się głośno. – Jestem tu od kilku godzin i
doskonale widzę, na czym opiera się wasz związek. Z resztą, nieważne.
Justin
ruszył do wyjścia pospiesznym krokiem, ale chyba zdawał sobie sprawę, że za nim
pobiegnę, bo uśmiechnął się szeroko, gdy to zrobiłam.
-Proszę
bardzo, mów. Chętnie wysłucham obcego, nieznającego się na niczym jegomościa,
który pragnie wyrazić opinię na temat mojego związku z jego bratem – prychnęłam
od niechcenia.
-Tylko,
jeśli coś dla mnie zrobisz.
-Hm?
-Odczep się
ode mnie. Nie mam zamiaru mieszać się w jego życie, a ty jesteś jego częścią.
Nie chcę od ciebie niczego więcej, masz mi tylko pomóc przy pieprzonym
przedstawieniu. Jakoś nie uśmiecha mi się wspaniała przyjaźń wokół tęcz i
jednorożców, nie jestem towarzyską osobą. Więc zmywka.
-HAHAHA –
wrzasnęłam mu prosto w twarz. – Przyznam ci, że to było zabawne. Gwarantuję ci,
że się nie odczepię, ponieważ nawet się ciebie nie uczepiłam. Niczym mnie nie
interesujesz. A teraz słucham. Jaki więc jest mój związek - uśmiechnęłam się gardząc.
-Wyścig o
popularność. Tyle mam tu do powiedzenia. Litości dziewczyno, on traktuje cię
jak nagrodę. Trzyma na uwięzi, bo nie chce, żebyś trafiła do kogoś innego. A
ty... Wierzysz, że on cię kocha, to po pierwsze. A po drugie, sama nic do niego
nie czujesz. Robisz tylko to, czego chcą inni.
-Czyli to
prawda, że na niczym się nie znasz – odwróciłam się na pięcie i weszłam po
schodach. Zobaczyłam, jak jego sylwetka znika za szkolnymi drzwiami. Ten
chłopak jest tak chory psychicznie i oziębły, a jednocześnie tak cholernie
przystojny i magnetyczny, że nie dało się o nim nie myśleć krócej, niż przez
kilka następnych godzin. Przysięgam.
Przez kilka
kolejnych dni nie odważyłam się nawet spojrzeć na Justina. Starałam się go
unikać, co było jedną z najcięższych rzeczy, jakie ostatnio robiłam. Znajdował
się po prostu wszędzie tam, gdzie ja. Zupełnie tak, jakby chciał mi zrobić na
złość i zwyczajnie się tam pojawiać. Zabawne, nie? Ironia losu czy może
codzienność?
Po
skończonym, piątkowym dniu w szkole, byłam zadowolona z siebie. Umówiłam się na
poprawki z fizyki z całego roku. Mam nadzieję, że uda mi się poprawić ten
przedmiot chociaż na piątkę. Weszłam do domu, cicho zamykając za sobą drzwi.
Tata mógł spać po spędzonej nocy w pracy. Szybko przedostałam się do kuchni i
usmażyłam talerz frytek, które szybko wylądowały w moim brzuchu. Przejrzałam
ostatnie wpisy na Twitterze, ale nic takiego się nie wydarzyło. Zamiast tego
zobaczyłam kilka postów do siebie. Przez takie adoracje dziewczyn z
naszej szkoły czułam się jak jakaś celebrytka. Obserwowałam na tym portalu
zaledwie kilka osób, podczas gdy sama miałam kilka tysięcy followersów. Spełnić
jedno z desperackich marzeń którejś z tych lasek czy może zostawić je na pastwę
tego liceum? Bez zastanowienia wybrałam to drugie i odłożyłam komórkę. Od razu
potem przyszła mi wiadomość z nieznanego numeru.
"To jak, Julio? Idziemy dzisiaj do klubu
całą ekipą 'tych fajnych'?"
Zmarszczyłam
brwi i wystukałam szybkie "Kim jesteś". W odpowiedzi otrzymałam:
"Romeo"
Chcąc nie chcąc, umówiłam się z nim. Obiecałam, że nie będę się do niego zbliżać, co z resztą sam kazał mi zrobić, ale niespecjalnie potrafiłam. Niewiele sobie również robiłam z reakcji Zayna. Zamierzałam dobrze bawić się w piątkowy wieczór. Ubrana w bordową, dopasowaną sukienkę na ramiączkach, musnęłam usta szminką o tym samym kolorze. Nałożyłam czarne szpilki i zgarnęłam z łóżka swoją torebkę. Kilka minut później wysiadałam już ze swojego samochodu, stojąc pod największym klubem w mieście. Paczka miała na mnie czekać na obrzeżach klubu.
-Wreszcie jesteś - uśmiechnął się zadziornie Zayn i wbrew mojemu sprzeciwowi, złożył pocałunek na mojej szyi. Wzdrygnęłam się. Przytulając Zayna na powitanie, skupiłam się tylko na jednym. Justin stał, opierając się o ścianę budynku. Wyglądał nieziemsko, choć miał na sobie ledwo biały t-shirt i czarne rurki. Zauważyłam na jego nogach najnowszy model białych adidasów, a na nadgarstku spoczywał srebrny zegarek. Mojej uwadze nie umknął również metalowy wisiorek, spoczywający na jego klatce piersiowej. Nie mogłam odwrócić od niego wzroku, chociaż i tak po chwili musiałam to zrobić.
-Wchodzimy? - zaproponowała jakaś dziewczyna, której imienia nawet nie znałam. Pewnie kolejna laska, która nie zabawi z nami więcej, niż jeden wieczór.
-Yhym - mruknął Chris, oplatając ją w talii. On i nowa laska? Czyli tak, jak mówiłam - nie więcej, niż wieczór.
Od razu wyczułam nieprzyjemną woń dla mojego nosa. Nienawidziłam zapachu papierosów, od kiedy tylko pamiętam. Na moje szczęście - spotykałam się z nałogowym palaczem. Zajęliśmy miejsca na jednej loży, a ktoś od razu poszedł zamówić drinki. Standardowo, wzięłam ten o smaku ananasa. Nienawidziłam tego owocu i może właśnie dlatego za każdym razem popijałam go na imprezie. Okazyjnie.
Po kilku godzinach większość z nas była już tylko żywymi trupami. Wypiłam ledwo jednego drinka i pół piwa, więc czułam się jeszcze w pełni sił. Coś mówiło mi, żebym więcej nie kupowała.
-Muszę do toalety - szepnęłam do rudowłosej Belli, która i tak mnie raczej nie słuchała. W jej sidłach był już wysoki, nie za przystojny brunet.
Wstałam z miejsca, przemierzając ludzi na parkiecie. Jeden z nich próbował wyciągnąć mnie do tańca, ale szybko go odepchnęłam. Otworzyłam drzwi od łazienki i od razu usłyszałam nieprzyjemne odgłosy. Jakaś para po raz kolejny postanowiła obrać sobie WC jako łóżko. Spojrzałam w stronę, z której dobiegały dźwięki i zauważyłam leżące pod drzwiami tenisówki. Dobrze je znałam. Zagryzając wargę, niepewnie zapukałam.
-Zajęte - odezwał się mężczyzna ze środka, a jego panienka nie przestawała głośno krzyczeć. Stało się to, co myślałam. Bałam się otworzyć tych drzwi, bo nie chciałam zobaczyć, co tam się święci.
-Gratuluję, Zayn - zawołałam i zaklaskałam, a łzy zebrały się w moich oczach.
Nie potrafiłam znosić zdrady, nigdy. Nawet, jeśli moje uczucia do niego nie były takie wielkie, za każdym razem mnie to bolało.
Wybiegłam bez wahania ze środka, mijając kolejną znaną mi sylwetkę.
-Ashley?
Nie zważałam na słowa chłopaka, wybiegłam wyjściem ewakuacyjnym na tyły klubu. Pewnie tusz spłynął mi już po twarzy, więc szybko zimnymi rękoma ją przetarłam. Momentami brakowało mi wręcz oddechu.
-Wszystko w porządku? - odezwała się ta sama osoba, co przed chwilą.
-Idź stąd, Bieber - warknęłam z gniewem.
-Widziałaś Zayna z tą... lafiryndą? - usiadł na schodach obok mnie.
-A co cię to? Nie mieszaj się. Mieliśmy się od siebie trzymać z daleka.
-Nie zrobił tego pierwszy raz - oznajmił, zupełnie nie zważając na moje słowa. - Znam go od dawna i z każdą dziewczyną postępował podobnie.
-Jakoś nie potrafię sobie tego wyobrazić, wiesz. I nie pomagasz - powiedziałam, uspokajając już płacz.
-Chcę ci tylko powiedzieć, że będzie dobrze.
-Co ty możesz wiedzieć - machnęłam ręką, uderzając przy tym o swoje kolano.
Czułam, jak łapie za mój podbródek i przyciąga go w swoją stronę.
-Popatrz mi w oczy, właśnie tak - ciągnął. Już po chwili czułam, jak nasze usta się stykają.
-Co ty robisz? - oderwałam się od niego, nieco zdenerwowana.
-Zapewniam, że będzie dobrze - uśmiechnął się i ponownie przyciągnął mnie do siebie. Tym razem nie protestowałam.
Hej, haj, heloł x
To znowu ja, przychodzę z kolejnym Shotem i właściwie wychodzę. Wakacji już mało, trzeba korzystać. Mam nadzieję, że miło wam się czytało. Zapraszam do mojej zakładki, by złożyć zamówienie, poczytać moją inną pracę lub się ze mną skontaktować.
Pozdrawiam xx
Patty
Kocham Cie za tego OS'a 💕💕
OdpowiedzUsuńNie było mnie... No długo xD
OdpowiedzUsuńCudowny OS. Kocham OS o Bieberze. Dżastiś forever! ❤
Główna bohaterka jest taka ostra. Aww 😁 nie no, super. Od początku Zain mi nie pasował. Oni są rodziną?! What? Po sposobie traktowania bym się normalnie (nie) domyśliła. Może po jakimś czasie, ale wątpię 😆 Ogólnie szkoda, że nie z Seleną, no, ale przeżyję. Pani "ostra " nie jest taka zła hihi xD
Pierwsze ich "spotkanie" skończyło się spiną. Nie wiem dlaczego, ale się śmiałam jak to czytałam. Wyobraziłam sobie jak musiało to wyglądać i.. No jakoś tak zrobiło się śmiesznie 😂
Piszę bez sensu,nie?
Dobra.. Kończę ten nudny komentarz.
Pa!