8 lutego 2017

Zamówienie [102] Dieletta "It's me. It's my life. Okey?"


Tytuł: It's me. It's my life. Okey?
Para: Dieletta (Diego + Violetta)
Serial: Violetta
Rodzaj: Romans, dramat
Moje uwagi: kursywą napisane są myśli Violetty, nutka *klik*
Uwagi zamawiającego: Niech dla odmiany Violetta będzie "złą dziewczyną" (bawi się uczuciami innych, nie lubi związków, partnerów zmienia jak rękawiczki, dużo imprezuje). Na jednej z imprez poznaje Diego, który ma być jej następną "zabawką", jednak ich przelotny romans zamienia się w coś więcej, co przytłacza główną bohaterkę, która nie potrafi zrezygnować z dotychczasowego życia na rzecz miłości.
Zamawiający: Dixx Dominguez
Autorka: Patty

 


Uśmiechałam się do lustra, zwisającego na ścianie. O tak, jesteś gotowa. Będzie twój i tylko twój. 
Nie wiedziała jeszcze, kim jest ten "on". Oczywistym było, że potrzebuje kogoś na dzisiejszą noc. Szybko zajrzała jeszcze do telefonu.

Leon: Co tam kochanie?

Wywróciła ironicznie oczami. Jezus, znowu on.

Violetta: Źle.
Leon: Jak to?

Zaśmiała się pod nosem. Co za idiota.

Violetta: Nie czuję się szczęśliwa w tym związku. Zrozum, że to dla mnie naprawdę trudne i będę potrafiła być z nikim innym, jak tylko z tobą. Długo nie pozbieram się po takiej stracie. Pamiętaj, że cię kochałam.

Szybko zablokowała jego numer i wyłączyła telefon, chowając go w kieszeni swoich jasnych dżinsów. Jakie to wszystko jest proste. Napisać facetowi kilka czułych tekstów, po czym on zwyczajnie wierzy, że to prawda. Tą taktykę trenowała od lat, nigdy nie poniosła porażki.
Wyszła z toalety i ruszyła przed siebie. Leon był jej chłopakiem o najdłuższym stażu - 8 dni. Nie potrzebowała więcej.
Zatłoczona, ciemna sala w okolicznej dyskotece była dla niej drugim domem. Od zakończenia szkoły była tutaj praktycznie codziennie i nie żałuje. Zawsze właśnie tutaj mogła zaspokoić swoją wewnętrzną potrzebę czucia się atrakcyjną.
Wypatrywała swojej kolejnej ofiary, ale nie natrafiała na specjalnych gości. Przed oczami przemykały jej twarze, z którymi już miała swoje przygody, a wiadomo powszechnie, że do tej samej rzeki się nie wchodzi. Zasiadła przy blacie, a barman od razu do niej zagaił:
-Castillo, znowu tutaj - zaśmiał się.
-Jak co dzień, Marco. Zapodaj coś na suchy język.
-Nie powinnaś tyle tutaj spędzać - powiedział żartem, uzupełniając kieliszek wiśniową nalewką.
-Przynajmniej trochę na mnie zarobisz - położyła mu kilka dolarów na podkładce i przelała zawartość do swoich ust.
-Racja - mruknął.
-Lecę na łowy - mówiła, odsuwając od siebie puste szkło. - Wrócę jutro. Albo jeszcze dziś wieczorem.
-Mam nadzieję.
Poderwała się z krzesełka i ruszyła w kierunku środka parkietu. Kiedy znajdowała się w samym centrum, a jedno z jasnoniebieskich świateł dyskotekowej kuli padło na jej skórę, zaczęła swój taniec. Nie czekała długo na jakieś towarzystwo, od razu przywędrowało do niej kilku śmiałków, którzy przysuwali się momentami za blisko. Normalnie mogło to być niekomfortowe, ale jej zwyczajnie nie przeszkadzało. Przywykła do tego. Mimo to, żaden ze znajdujących się w jej otoczeniu mężczyzn nie miał w sobie niczego takiego. Już skądś ich kojarzyła, ale nie mogła sobie przypomnieć, czy miała z nimi jakąś przygodę. Może tak, może nie... Nie umiała sprecyzować.
Wtedy jej wzrok przeniósł się na umięśnioną sylwetkę chłopaka, która znajdowała się na drugim końcu klubu. Stał, oparty jedną ręką o ścianę i popijał pomarańczowy trunek z kieliszka. Przyjrzała mu się ostrożnie i ruszyła do przodu, zostawiając za sobą adoratorów. Widziała w jego oczach pewną nutę, która zapewniała ją o tym, że tutaj nie wystarczy sam taniec. A Castillo lubiła wyzwania, bardzo lubiła. Nic, co przychodziło jej łatwo, nie sprawiało aż takiej frajdy jak to, w którym musiała się wykazać czymś więcej.
-Widzę, że jesteś sam - przywarła plecami do ściany, tuż obok niego. - Nikt nie powinien bawić się samotnie, podczas gdy mamy taki cudowny wieczór.
-Nic w nim wyjątkowego, jak mniemam - powiedział, a gdy rozbrzmiał jego głos, poczuła drobny dreszcz na swoim ciele. To będzie świetna atrakcja na dziś.
-Mylisz się - machnęła ręką, patrząc mu prosto w oczy. Za nic nie chciał odwzajemnić spojrzenia. - Za taką noc niejeden oddałby życie. Pełnia, mnóstwo gwiazd, dobra zabawa. Niektórzy właśnie tak chcieliby spędzić ostatnie dni.
-Mam ich wiele przed sobą i nie sądzę, że właśnie tak chciałbym je przeżyć - sprostował.
-Nikt ci nie każe - mruknęła. - Można robić o wiele więcej przyjemnych rzeczy.
-Ucieszy mnie nawet gra na pianinie - prychnął.
-Czyli grasz? - podniosła brew.
-Nie - wzruszył ramionami. - Ale chciałbym, nawet bardzo.
-Ja gram - oznajmiła dumnie.
-Naprawdę? Gdzie się uczyłaś? - spytał, najwidoczniej podejrzewając jakiś podstęp.
-To zasługa dziadka. Codziennie rano kazał mi siadać przy nutach, a później przenosić, jak to on mówił, "uczucia" na klawisze. Robiłam to, nawet mi się spodobało, dopóki... No wiesz - uśmiech nieco zszedł z jej twarzy, ale szybko go odzyskała, wiedząc, po co tutaj jest. - Dziadek nie zmarł.
-Co się stało?
-To najwidoczniej był już jego czas, niepotrzebne jest rozpamiętywanie - rzuciła. Wolała przejść już do konkretów, ale jegomość chyba potrzebował paru drinków więcej. - Nie jesteś czasem zbyt spięty? Możemy pójść do baru, w sumie sama nic dziś nie piłam.
-Nic a nic? Czyli pewność siebie masz z natury - stwierdził. W jego głosie słychać już było małą chrypkę.
-Od zawsze - odparła, łapiąc go za rękę i ciągnąc w kierunku lady z napojami.
Chłopak, którego imienia nawet nie poznała, kupił sobie dwa drinki. Kupił również coś dla niej, ale gdy tylko nie patrzył, wlała to do stojącej obok doniczki. Wolała się nie upijać. Więcej frajdy będzie miała, gdy nie będzie musiała wymiotować w krzakach.
Diego, bo jak się okazało właśnie tak miał na imię, miał najwidoczniej słabą głowę. Nie minęło długo i wiele drinków nie przemknęło do jego przełyku, kiedy dał się zaciągnąć do taksówki i zaprosił ją do siebie. Myślała, że będzie ciężko. I z pewnością by było, gdyby nie promile płynące w jego żyłach.
Stało się to, co zwykle. Violetta czuła, że wypełniła kolejną misję. W zasadzie nie wiedziała, która to już z kolei, po dwudziestu przestała liczyć. Zdążyła poznać i zniknąć z życia tylu chłopaków, że to było wręcz niewyobrażalne. Czy zamierzała zrezygnować z tego trybu? Nic jej nie skłaniało.
Poranek był ciężki. Bolała ją nieco głowa, ale to było normalne. Budząc się przy czarnowłosym dwudziestolatku, nie czuła się tak, jak każdego innego wieczoru. Było miło. Miała nawet małe wrażenie, że nie potrzebowała od niego niczego więcej, oprócz samej rozmowy. Jego tajemniczość ustąpiła właśnie przy jej boku. Nie wiedziała, czy miał świadomość tego, co zrobił, o czym z niej rozmawiał. Ona pamiętała doskonale, jakie wielkie rumieńce pojawiły się na jej twarzy, kiedy powiedział jej, że jest śliczną dziewczyną. Słysząc to z ust innych chłopaków, nie reagowała zbytnio - była sama tego świadoma. Kiedy jednak on wypowiedział te słowa, całość zaczęła nabierać innego znaczenia. Nie wiedziała, co to jest. Ale czuła się z tym dobrze.
-Dzień dobry - uśmiechnął się do niej na przywitanie. Spostrzegła się, że jest w ubraniach. On tak samo. Czyli co, jednak nic nie zrobiła? Jak to możliwe, przecież zawsze...
Dziwne.
Analizując to, nie czuła żadnego żalu, że tak się nie stało. Miała satysfakcję z tego wieczoru nawet ze świadomością, że nie doszło do niczego więcej.
Co się z nią działo? Czyżby w ciągu zaledwie kilku godzin zdążyła w pewien sposób wydorośleć?
-Dzień dobry - odpowiedziała, kiedy spostrzegła, że patrzy na nią w oczekiwaniu. - Jak się czujesz?
-Tak samo, jak przy każdym kacu. Poboli i przestanie - wzdrygnął się i zaczerpnął parę łyków wody z butelki. - A ty?
-Coś podobnego.
-Wiesz, muszę ci coś przyznać - skrzywił się. - Sądziłem, że chcesz ode mnie czegoś większego, rozumiesz sama. Każda dziewczyna na dyskotece zazwyczaj właśnie tego ode mnie żąda. I wiem, że gdybyś tylko chciała, mogłabyś zrobić ze mną co chcesz tamtego wieczoru. Natomiast ty nie posunęłaś się do niczego - opowiedział. - Jestem pod wrażeniem, nie spodziewałem się tego.
Te słowa zaczęły dodawać jej swojego rodzaju otuchy.
-Wiesz, taka już jestem - przegryzła wargę. - Taki styl życia nie jest dla mnie.
Nie ma to jak zacząć relację od kłamstwa, brawo, Castillo! Bądź z siebie dumna - karciła się w myślach. Z drugiej jednak strony, nie wiedziała, co innego zrobić. Skoro właśnie tego od niej oczekiwał, nie chciała go rozczarować.
-Często widywałem cię w tym klubie, myślałem...
-Dawne czasy - przerwała szybko. - I nie działo się wtedy to, co myślisz. Chciałam kogoś sobie znaleźć, jak widać, nie udawało się.
Cholera, co ty wyprawiasz.
Coś kazało jej się zgrywać. Czemu nie była szczera jak zawsze? Dlaczego kłamała, żeby pokazać się w innym świetle? Czyżby zależało jej na tym, by miał o niej dobre zdanie? Przecież powinien tak samo, jak każdy inny, po dzisiaj zniknąć z jej życia, prawda?
-Słodko spałaś - wyznał, wstając. Poczuła nieokiełznane uczucie gdzieś w środku brzucha. Czyli to były te tak zwane motylki? Coś jej się poprzestawiało, nie... Może po prostu musi skorzystać z toalety. Miłość jest tylko umiejętnością. Albo się ją ma, albo nie. Violetta Castillo jej nie miała, na pewno. Jedyną miłością, jaką aktualnie kogoś darzyła, było zauroczenie samą sobą. Właśnie tak. Czy to możliwe, aby było inaczej?


-Kocham cię - wyszeptał.
-Tak... - przeciągnęła. - Ja ciebie też.
Miała ochotę krzyczeć najgłośniej, jak tylko potrafi, ale ta wstrętna Martinez z dołu zapewne znowu zacznie się czepiać.
Co to za uczucie, którymi obdarzyła Diego? Ono jest prawdziwe, czy to tylko złudzenie? Jak może to nazwać? Nie potrafi.
Czuła, że nie daje rady. Związać się z jednym chłopakiem na dłuższy okres czasu? Są razem i to od dokładnie tygodnia. Nie wiedziała, czy da radę dłużej wytrzymać. Zwykle właśnie po tym czasie (albo nawet krótszym) kończyła na zawsze relację z mężczyzną. W tym wypadku chyba nie dałaby rady tego zrobić... Zdążyła tak przywiązać się do jego charakteru, dotyku jego ręki, ust, jego słów, a to wszystko przez ten niespełna miesiąc znajomości. Nie wyobrażała sobie już iść do tego pieprzonego klubu, Diego również nie chciał, żeby to robiła. Ale jak to możliwe? Nie potrafiła objąć tego rozumem. Zawsze była uwodzicielką, ona dyrygowała palcem, jak mają zagrać. Kto by pomyślał, że teraz wszystkie jej uczucia zależą również od jakiegoś przypadkowo (a w zasadzie nie całkiem) chłopaka.
Bywa im ciężko, ale daje sobie radę. Nie umiała jednak zrezygnować, czuła, że niedługo się przełamie. Że wróci do imprez.
-Nie martw się tym, zawsze ci pomogę - mówił, odwracając się na prawy bok, czyli w jej stronę.
-O co ci chodzi?
-Czasem mamroczesz, kiedy nad czymś głęboko rozmyślasz - zaśmiał się.
Usiadł i popatrzył jej głęboko w oczy. Poczuła, że łapie ją za obie dłonie i uciska mocno.
-Jestem ty, by cię wspierać. Jeśli nie damy sobie rady, trudno, może nie jest nam pisane. Ale chcę być przy tobie, chcę pomóc ci dokonać zmian w twoim życiu. Wiem, że to może przynieść dobry efekt. Moja miłość do ciebie jest bezwarunkowa. I cokolwiek nie postanowisz, będę przy tobie. Chociaż to twoje życie, pragnę być jego częścią.
Zamarła. Nie mówiła Diego o swoich wątpliwościach, a tymczasem on wytłumaczył jej wszystko tak, jak chciała, by ktoś do niej dotarł. Być może to jej całe mamrotanie nieco go nakierowało, ale to nie zmieniało faktu, że jego słowa podniosły ją na duchu.
-Jesteś jego częścią - podsumowała. - Chcę, żebyś nią był.









Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Każdy, najdrobniejszy komentarz daje nam motywację do publikowania kolejnych prac. Może poświęcisz dla nas chwilkę i wyrazisz swoją opinię? ☼

Szablon by
InginiaXoXo