
Tytuł: „Daisy”
Osoba: Daisy
Rodzaj: obyczajowe, dramat
Daisy stała naprzeciw wielkich, metalowych drzwi, delikatnie uchylonych. Popchnęła je z całej siły i znalazła się w bardzo starym pomieszczeniu, choć rozglądając się po nim i wdychając zapach siarki, mogła stwierdzić, że nie aż tak starym, a na pewno nie niezamieszkanym. Miał tu tylko być przez chwilę, spotkać sie z nią, czuć siarkę i wyjść, zostawiając wszystko za sobą. A ona musiała jedynie przyjść w umówione miejsce, nie mówiąc niczego nikomu, nawet świętej mamie, nawet koleżankom z rumianymi policzkami ze szkoły baletowej. Nikt nie mógł wiedzieć, że czekał. Czekał tak długo... rozmyślając o sprawach ważnych i ważniejszych i wdychając nieprzyjemny zapach przez otwarte okno, z którego widać było pulchnych budowlanych.
Siedział z półprzymkniętymi powiekami na jasnej, drewnianej skrzyni, a słysząc trzaśnięcie drzwiami, odchylił głowę w tył i westchnął ciężko, a z jego ust wyleciała para. Daisy było zimno, strasznie i zastanawiała się jakim cudem on mógł tak po prostu sobie siedzieć i nie czuć nic. Nic, zupełną pustkę.
Jak zawsze, wyszeptał cichy głosik w jej głowie, a poczuła się naprawdę źle, patrząc tak na niego i ze skrzywioną miną, podeszła bliżej. Wtedy spojrzał na nią, a jego piwne oczy nie były takie jak zawsze. Wydawał sie być nieobecny duchem, może też ciałem, zdawało się, że jego tu nie było i że on również nie chciał tu być. Ale sam kazał, sam mówił, znów krzyczało w niej coś, tak jak ostatnio, gdy nie mogła powstrzymać gniewu i obwiniała go o wszystko. Tylko że to było kiedyś, teraz panowała zupełnie nowa era, nowe uczucia i prawie czysta karta dla nich obojga, padła na stół.
— Czuję się strasznie, Daisy — wybełkotał. — Źle mi.
Wszystko było przejrzyste, te nieprzespane noce, pełne rozmów, ciche szepty gdzieś na boku, uśmiechy, piękne chwile, które — dziś, o dziwo — spędzone razem. Łączyło ich tak wiele, choć Daisy była zupełnie inna, delikatniejsza, jak z porcelany, potajemnie tańczyła balet, przed wszystkimi prócz niego i zawsze świętej mamy. Oni wiedzieli i wiedzieć mogli, cieszyła się, że mogła mu mówić wszystko, co tylko chciała. Cieszyła się, że był tu, tam, wtedy i zawsze.
Czuł jej oddech na szyi, jej uśmiech — zawsze wiedział gdy tylko pojawiał się na jej bladej twarzy — pełen słodyczy, jasne włosy oplątane wokół jego dłoni, tak miękkie w dotyku... Pamiętał Daisy bardzo dobrze, pamiętał jej niebieskie oczy, pamiętał jej zapach. I nie mógł pozbyć się pragnienia; pragnął na nią patrzeć, słuchać jej słów, donośnego głosu. Pragnął wtulić się w jej klatkę piersiową i poczuć zapach jaśminu, pragnął tylko tego.
— Zatańcz dla mnie, Daisy, proszę...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Każdy, najdrobniejszy komentarz daje nam motywację do publikowania kolejnych prac. Może poświęcisz dla nas chwilkę i wyrazisz swoją opinię? ☼