Tytuł: Zapomnienie
Para: -
Rodzaj: Fantasy, Psychologiczny, Dramat
Uwagi:
Warszawa
1944
Stałem z założonymi rękami i byłem
w stanie tylko patrzeć. Nie żebym umiał zrobić coś więcej. Jednak bezczynność
zabija. A ja nawet nie mogłem umrzeć.
Czasami miałem wrażenie, że była
w swoim żywiole, kiedy tak stała i przyglądała się martwym ciałom. Zazwyczaj
wtedy odwracała się i widziałem jej oczy. W takich momentach zdawałem sobie
sprawę, że siebie nienawidzi. Tego kim jest i tego, do czego została stworzona.
Nie patrzy na nic innego, tylko na śmierć. Zawsze stoję z tyłu, chyba, że mnie
przywoła. Ona też się mnie brzydzi. Nie lubi znajdować się obok mnie. Uważa to
za zło konieczne. Gdyby okoliczności były inne, pewnie byśmy się lubili, jednak
jedyne co nas łączy, to odór śmierci.
Podszedłem do niej, jednak nie
spojrzałem jej w twarz.
- Chyba powinniśmy mieć jakieś
imiona – zauważyła, skupiając wzrok na odległym krajobrazie.
- Przecież…
Przerwała mi, kręcąc ostro głową,
po czym szybko odpowiedziała:
- Mieliśmy je, potem znów
zostaliśmy bezimienni, a wybacz bracie, ale nie umiem nawet na ciebie spojrzeć,
gdy mam mówić ci Kolekcjonerze.
Dawno już zapomniałem, że gdyby
nie okoliczności, to byłaby ode mnie młodsza. Jednak przy całym jej majestacie,
całej tej otoczce, zdążyłem wyrzucić to z pamięci. Teraz to ona była bardziej
odpowiedziała i dorosła, mimo, że od miliona lat nie zestarzeliśmy się ani o
sekundę.
- Więc jak mam cię nazywać?
Tęsknię za tym, że ledwie
pamiętam, jak było przed tym. Chciałbym ją znać jako moją młodszą siostrę,
chciałbym pamiętać nasze dzieciństwo, jednak nie jestem w stanie.
- Constantine.
Uśmiechnąłem się lekko. Zabawne,
że wybrała to samo imię co zawsze. Chwile, jak ta zdarzają się raz na parę
stuleci i zawsze kończą się tak samo. Zapomina o tym. Zapomina, o wybraniu
sobie tego samego imienia co zawsze. Scenariusz powtarza się systematycznie i
boli zawsze tak samo. Kiedy się rozejdziemy i spotkamy znowu, to poprosi mnie o
imię. A sobie zawsze wybierze to samo. Staram się wtedy nic nie robić. Bo
nauczyłem się, że zapomina. Tak jak ja potrafię zapomnieć, że ma tylko sześć
lat i nigdy nie dorośnie. Zawsze i o jeden dzień dłużej pozostanie Śmiercią. Zbyt młodą, zbyt wątłą, zbyt
delikatną, jej dusza dawno temu rozszczepiła się na miliard kawałków, dobrze
wiem, że jej już tam nie ma. W ciele Constatine jest tylko echo. Wspomnienia
wydarte z umysłu.
- A ty? – zapytała i podniosła
głowę by na mnie spojrzeć. Czarne jak noc oczy wpatrywały się na mnie z
wyczekiwaniem. Potęga ją przerastała.
- Max.
Nauczyłem się podawać tę imię.
Zaczynałem je nawet lubić.
- Mam zadania do wykonania –
powiedziała i zaczęła sunąc do przodu. Ciemne włosy powiewały na wietrze, a w
bladej skórze odbicie znalazł nawet księżyc. Kolejny raz patrzyłem jak
odchodziła. Nie wiedziałem czy się śmiać, czy płakać. Zaraz jednak usłyszałem
krzyki. Krzyki, które słyszę tylko ja. Odwróciłem głowę i ruszyłem w jedną z
mniejszych uliczek Warszawy. Ja również miałem sporo pracy. Dusze były
sponiewierane.
~&~
Mam nadzieję, że miło się to wam czytało.
Feniks.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Każdy, najdrobniejszy komentarz daje nam motywację do publikowania kolejnych prac. Może poświęcisz dla nas chwilkę i wyrazisz swoją opinię? ☼