
Tytuł: Świat w kawałkach
Para: Brak
Rodzaj: Obyczajówka
Moje uwagi: Bardzo krótka miniaturka, napisana stosunkowo dawno, utrzymana w smutnym klimacie bazująca na serialu "Sherlock".
Sherlock
Holmes stał w drzwiach swojego domu jak sparaliżowany. Czuł się jak wtedy, gdy
Watson poprosił go aby został jego drużbą na ślubie. Nie poruszał się, a oczy
utkwione miał w jakimś odległym punkcie. John Watson. Lastrade coś do niego
mówił, a potem jego głos na chwile przerodził się w krzyk. Pani Hudson krzątała
się dookoła i piskliwym głosikiem wygłaszała swoje monologi. Ale Sherlock
Holmes stał w miejscu, a świat dookoła niego gnał w zawrotnym tempie.
-
Do diabła! – Otrząsną się, gdy twarz policjanta znalazła się zaledwie dziesięć centymetrów
od jego własnej – Holmes, dociera do ciebie co mówię!
Miał ochotę wyjść, pójść
gdziekolwiek, zostać samemu i pomyśleć. Czy tak właśnie czuł się John, kiedy
myślał, że on umarł? Świat Sherlocka Holmsa zawirował, jak nigdy dotąd i z
każdą chwilą rozpadał się na coraz to większą ilość kawałków. Sekunda po
sekundzie grunt uciekał mu spod nóg.
- Ona nie ma gdzie pójść.
Byli martwi. To było coś więcej niż kolejna
sprawa do rozwiązania. Nigdy nie czuł się związany z czymkolwiek, ani nie był
sentymentalny, ale emocje które teraz do niego dotarły były intensywne i zbyt
ludzkie dla Sherlocka Holmsa.
- Sherlock – głos pani Hadson
dochodził do niego z oddali, jak wszystko inne. W rogu pokoju Donavan prychała
ze złości i co i rusz rzucała obelgi w jego stronę:
- To najgorsza z opcji, ale
praktycznie jedyna.
Jedyne
wyjście. Spojrzał po wszystkich zebranych, którzy nagle ucichli.
- Wiesz jaka to olbrzymia
odpowiedzialność? – Greg wyglądał na lekko zdumionego, ale jednoczenie i
zatroskanego. Przejmował się całą sprawą, a zdradzało to czułe spojrzenie
płynące z jego szarych tęczówek.
Chciał powiedzieć, że to nie może
być prawda, ale widział ich ciała. Badania Molly z kostnicy, wszystko się zgadzało
i tworzyło scenariusz, którego Sherlock nie chciał przyjąć do wiadomości,
jednak jego logiczny umysł był pewien.
- Jesteś jej ojcem chrzestny pow…
- Zgadzam się – odparł zdecydowanie
zbyt szybko, był to winny Johnowi Watsonowi. Jedynemu przyjacielowi jakiego
kiedykolwiek miał. Jakiego kiedykolwiek potrzebował.
*&*
- Holmes, do diabła, nie spieprz
tego.
Podpisał
dokumenty, których nawet nie musiał czytać. Lestrad i jego ludzie odstawili
ostatnie pudło w salonie na Baker Street i zbierali się do wyjścia żegnając go
wątpliwym spojrzeniem. Odpowiedział im tylko lekkim skinieniem głowy.
Pani Hadson ścierała
kurz zalegający na szafkach, próbując
przywrócić względny porządek w mieszkaniu.
Sherlock
spojrzał na fotel, niegdyś okupowany przez Johna Watsona. Teraz zajmowany był
przez niewysoką siedmioletnią dziewczynkę. Niebieskimi oczami rozglądała się
dookoła. Miała zaciśnięte usta i lekko opuchnięte oczy. Nie płakała, miała
dostatecznie dużo czasu przez ostatnie dwa dni. Jej blond loki, oddziedziczone
pod Mary zawijały się na drobnych ramionach.
- Nie mogę spać w nocy – powiedziała
i słabo się uśmiechnęła, przyciskając do piersi pluszowego niedźwiedzia,
którego dostała od Sherlocka na piąte urodziny. Może dlatego, kiedy wszyscy
wyszli, on wreszcie poczuł się spokojnie. Był jej ojcem chrzestnym, nie jeden
raz się nią zajmował. To on rozwinął, jeszcze w małym dziecku, chęć
rozwiązywania zagadek.
- Poradzimy sobie – odpowiedział
bardziej do siebie, niż do kogoś innego. Musiał. To w końcu była córka Johna
Watsona.
*&*
Witam wszystkich :) Mam nadzieję, że ta dość krótka miniaturka się wam spodobała. Naprawdę gorąco zachęcam do składania mi zamówień w mojej zakładce. Nie gryzę! Tylko zjadam w całości.
Do przeczytania!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Każdy, najdrobniejszy komentarz daje nam motywację do publikowania kolejnych prac. Może poświęcisz dla nas chwilkę i wyrazisz swoją opinię? ☼