26 listopada 2015

Zamówienie [076] Fedecesca "You can be mine"





Tytuł: " You can be mine " 
Para: Fedecesca ( Federico + Francesca )
Rodzaj: Romans, komedia
 Moje uwagi: narracja 1-osobowa, z perspektywy Francesci
Uwagi zamawiającego: Fran pracuje jako kelnerka, Fede jest sławny
Miejsce akcji: Włochy
Zamawiający: Magdalena Glema
Autorka: Patty




    Dzień jak każdy. Szykujesz się, idziesz do pracy, wracasz z niej, kładziesz się spać... następnego dnia znowu to samo. Ta rutyna... Zaczynała mnie już nudzić, ale raczej nic na to nie poradzę.
-Francesca, pozmywaj te brudne talerze! Mogłem zatrudnić tylko ciebie albo gościa z cyrku... Zaczynam powoli mieć wrażenie, że tamten clown lepiej wywiązywałby się ze swoich obowiązków! - wrzasnął.
    Nienawidziłam, kiedy szef mnie poniżał. Ciągłe wyzywanie, przesadne polecenia i zostawanie po godzinach, chociaż to nie było moim obowiązkiem...
    Pragnęłam wymknąć się z tej nędznej rzeczywistości, ale zwyczajnie nie potrafiłam. A poza tym, nie mogłam... Gdzie indziej znajdę dobrze płatną robotę? Chociaż 6$ na godzinę nie było przeogromną zapłatą, to tyle mi wystarczało.
-Przecież robię wszystko, co w mojej mocy - powiedziałam powoli, patrząc na niego z ukosa.
-Najwidoczniej to nie wystarcza - odburknął. - I zrób, co do ciebie należy, bo inaczej znowu wrócisz na zmywak!
-Wbrew pozorom, właśnie tam wracam - prychnęłam. - I chociaż pracuję jako kelnerka, to wykonuję wszystkie obowiązki w tej restauracji. Raczej już nie mogę wylądować na niższym stanowisku.
-Nie pyskuj i do roboty!
Przeżegnałam się w duchu i wyszłam z pomieszczenia dla służby. Restauracja była pełna nowych klientów, każdy z nich czekał na stolik, zamówienie lub na głupie gratisy i próbki... Musiałam się jakoś wywinąć z tych obowiązków, skoro Violetta i Camila nie mogły dzisiaj przyjść do pracy, a jedynym pracownikiem (oprócz mnie) jest gotujący tu kucharz... Bo z tym to już na pewno nie dałabym sobie rady. Jedyne, co potrafię upichcić, to zupki w proszku lub danie z patelni.
-Czekam na stolik już pół godziny!
-Gdzie jest moje spaghetti bolognese?!
-Czy ktoś tutaj w ogóle obsługuje?!
Wszędzie słyszałam tylko zażalenia klientów. Doskonale wiem, że nie daję sobie rady, nie muszą mnie w tym jeszcze uświadamiać.
Zgarnęłam z blatu dwie gotowe potrawy i pobiegłam truchtem w kierunku stolików nr "2" i "10".
-Proszę, życzę smacznego - położyłam jedno z zamówień na stole.
Równie szybkim tempem podążyłam w kierunku dziesiątki, kiedy poczułam, że za chwilę runę na ziemię. Poleciałam do tyłu, jednak nie poczułam upadku i chłodu kafelkowej podłogi na plecach. Ponadto, danie w pełnej zawartości spoczywało na mojej ręce. Więc co się stało?
-Wszystko okej? - spytał.
-C-co? - zająknęłam się. Dopiero wtedy zrozumiałam, że jakiś chłopak trzymał mnie  w ramionach. - W zasadzie... Teraz wszystko w porządku. I.. możesz mnie już pościć.
-A, tak... jasne - uśmiechnął się. - Tylko.. Jeśli mam być szczery, to nie wiem, czy chcę.
Kiedy tylko stanęłam na nogi, zobaczyłam jego twarz. Wydawała mi się jakaś taka znajoma... i w pewien sposób urocza.
-Jestem Federico - podał mi rękę, a dwóch typków w czarnych garniakach, którzy stali obok, mocno się zdziwili.
-Francesca - odparłam radośnie, podając mu dłoń. - Mogę wiedzieć, co to za... obstawa?
-A, takie tam. Pracownicy, którzy są ze mną wszędzie - od backstageów po toalety.
Wtedy skojarzyłam jego twarz. Wydawało mi się, że widziałam go na okładce gazety swojej siostrzenicy. Federico... Pasquarelli? Tak, chyba tak się nazywał. Tylko.. co on robił w takiej knajpie, jak ta?
Zupełnie "niespodziewanie" z wszelkich stron zaczęły dobiegać do niego jakieś dziewczyny, odpychając mnie przy tym na bok. Dobijały się drzwiami i oknami, otoczyły go, tarasowane przez pracowników ochrony.
-Mam nadzieję, że jeszcze kiedyś się spotkamy, Francesca - uśmiechnął się i pomachał mi.
Pokiwałam głową. Prawdę mówiąc nie wiem, czy mam ochotę jeszcze kiedyś się z nim widzieć. Jakoś nie potrzeba mi dodatkowych pasażerów w pociągu "Miłości Francesci Cauviglii". Zdecydowanie za dużo chłopaków wpadało mi w oko. Tylko ten był jakiś inny... Na sam jego widok miałam przyjemne dreszcze, nie chodziło o sam wygląd, ale barwa jego głosu, uśmiech... Sława... chyba nic tu nie odgrywała,nie?

*dłuższy czas później*

-Czy oni naprawdę muszą wszędzie z nami chodzić? - szepnęłam do Federico, wskazując na ludzi w czerni.
-Takie są procedury, nie ja na nie wpływam. Poza tym, dzięki temu unikamy ataków innych dziewczyn - zaśmiał się.
-Stresują mnie - mówiłam. - Nawet nie mam cię jak przytulic, a do dopiero pocałować.
-Za to ja nie mam co do tego żadnych wahań - powiedział, całując czule.
-Fede - upomniałam, odsuwając się od niego. - Chyba ci przed chwilą oznajmiłam, że mnie to stresuje.
-Dobrze - westchnął. - Jak tylko pójdziemy do domu, to się policzymy.
Wybuchnęłam śmiechem.
Szliśmy jeszcze kawałek, trzymając się za ręce. Ciągle czułam na sobie wzrok tych dwóch typków z tyłu. Miałam wrażenie, że pilnują, czy czasem nie przemycę jakiejś broni, żeby przypadkiem nie załatwić Federa. Byli dziwni i nie spuszczali mnie z oka.
Nagle zza rogu wybiegła taka grupa dziewczyn, że ciężko było mi je nawet zliczyć. Wśród nich znajdowało się niewielu chłopaków, wszyscy unosili wysoko telefony z fleszem i kartki ze zdjęciami.
Oczywiście... czyli znowu się zaczyna. Super.
Odsunęłam się na bok, wiedząc, co mnie za niedługo czeka.
To było już męczące. Ochroniarze, zero prywatności w związku, ciągle proszący się o autograf fani, koncerty i wyjazdy... Miałam już tego dosyć, wytrzymywałam to tylko ze względu na to, że nie chciałam stracić Fede.

*kilka dni później*

-Jak to wyjeżdżasz w trasę?! - wrzasnęłam do niego.
-Francesca, przecież mówię ci, że... - podrapał się nerwowo w głowę. -... wytwórnia zaoferowała mi roczną trasę koncertową i.. chyba pojadę. Nie wiem, nie dałem im ostatecznej decyzji.
-Czyli mnie zostawiasz? - uśmiechnęłam się blado. Robiłam dobrą minę do złej gry. W środku miałam ochotę zalać się łzami.
-Nie chcę cię zostawić, uwierz mi.Ale to niewiarygodna szansa, moja pierwsza trasa i...
-W takim razie to koniec - przerwałam. - Nie widzę sensu w związkach na odległość.
Stał chwilę w ciszy, jakby zamienił się w kamień. Ja też nie miałam ochoty odezwać się słowem. Odwróciłam się na pięcie i ruszyłam do przodu, kiedy złapał mnie za nadgarstek i przyciągnął do siebie.
-Nie zostawię cię. Nie jadę nigdzie.
-Federico, to dla ciebie ogromna szansa, więc masz rację. Ja wytrzymam. Coś w naszym życiu się zmieni, ale u ciebie z pewnością na lepsze.
-A co z tobą?
-Będę się cieszyć, że jesteś szczęśliwy. Poza tym, kolorowe czasopisma z całą pewnością udostępnią mi wszystkie informacje, co u ciebie słychać. Ale nie chcę, żeby związek funkcjonował w taki sposób. Nie mogę żyć rok ze świadomością, że cię mam, ale mimo to... nie mam. Dlatego uważam, że lepiej będzie, jeśli to zakończymy.
-Skoro to tego chcesz... Dobrze. Nie chcę, żebyś przeze mnie cierpiała.
-Na tym lepiej wyjdziemy, zobaczysz.
-Okej... Więc.. wylatuję jutro z rana.
-Jutro z rana? Tak wcześnie?
-Nie chciałem ci o tym mówić przedtem, a poza tym... Dali ma czas na decyzję do dzisiaj.
-Miło mi bardzo, że to przede mną zataiłeś. No cóż, to może.. Żegnaj - uśmiechnęłam się smutno.
-Będę tęsknił.
-Nie oszukujmy się już chociaż - prychnęłam, czując, jak łzy cisną mi się przez oczy. Wyrwałam mu się. - Żegnaj, Pasquarelli.
Odeszłam stamtąd, zamykając za sobą drzwi jego apartamentu.

*kilka miesięcy później*

Nie potrafiłam się pozbierać. Chyba nigdy nie ułożę sobie życia, jeśli nie będzie w nim Federico. Przez tamten czas.. zdążyłam się tak do niego przywiązać. A teraz musiałam po prostu zapomnieć. Z każdym dniem coraz bardziej tęskniłam, ale trzymałam to głęboko w sobie.
Właściwie.. widziałam go codziennie. Telewizja robi swoje. Przestaliśmy się nawet kontaktować, może to dlatego, że nie miał mojego nowego numeru?
Spacerowałam po ulicach Rzymu z rękami w kieszeniach ciepłego płaszcza. Nienawidziłam jesieni. Szaro, buro, smętnie... Idealnie opisywała mój humor na dzisiejszy dzień. Podobnie jak na kilka poprzednich miesięcy.
Naciągnęłam szarą czapkę na uszy i kopnęłam kamień, który znalazł się tuż przy mojej nodze.
Podniosłam głowę, patrząc na wyświetlacz telefonu. Numer prywatny. Odebrałam niepewnie.
-Halo?
-Kocham cię - usłyszałam. - Spójrz przed siebie.
Zaraz po tym usłyszałam charakterystyczny dźwięk zakończonej rozmowy. Bez zastanowienia, wykonałam polecenie.Ujrzałam jakąś sylwetkę.
W mojej głowie pojawiła się tylko jedna myśl: "Marco?". Ten chłopak już od dłuższego czasu nie dawał mi spokoju. Nie zdziwiłabym się, jakby i taki numer przyszedł mu do głowy.
Postać zdjęła kaptur ze swojej głowy, a ja doznałam szoku. Przecież to nie mogła być prawda... Nie teraz, nie w tym momencie, kiedy jeszcze nie dawno zastanawiałam się, co by było, gdyby nie wyjeżdżał.
-Fe-Federico? - szepnęłam sama do siebie.
Ruszyłam szybko w jego kierunku, omal nie potykając się o własne nogi. Owinęłam mu ręce wokół szyi i wtuliłam się w niego mocno.
-Francesca - powiedział, wplatając palce w moje włosy. - Przyjechałem najszybciej, jak tylko się dało. Musiałem się z tobą zobaczyć. Nie potrafię zapomnieć.
-Ja tak samo - chlipnęłam.
-Nie chcę się już zostawiać. W każdy następny wyjazd jedziesz ze mną - złapał moje obie ręce.
-Chcę ci jeszcze coś powiedzieć - oznajmiłam.
-Hm?
-Ja ciebie też kocham.
Uśmiechnął się i złączył nasze usta w pocałunku.



Hej, hej ♥
Oto jak prezentuje się kolejne wykonane zamówienie ^^
Prawdę mówiąc, to był wyczerpujący tydzień, mam nadzieję, że wy spędziliście go troszkę lepiej, ew .-.
Zapraszam do zakładek i miłego nadchodzącego weekendu!
Pozdrawiam ♥
Patty


4 komentarze:

Każdy, najdrobniejszy komentarz daje nam motywację do publikowania kolejnych prac. Może poświęcisz dla nas chwilkę i wyrazisz swoją opinię? ☼

Szablon by
InginiaXoXo