Tytuł: "Zagrożenie"
Para: Dienaty (Diego + Naty)
Serial: Violetta
Rodzaj: Dramat, akcja
Uwagi: Tajemniczy wirus dziesiątkuje lub zamienia w krwiożercze bestie prawie całą ludzkość. Grupka przyjaciół próbuje przetrwać i znaleźć antidotum.
Inspirowane filmami "Jestem Legendą", "Naprzeciw ciemności"
Miejsce: Nowy York
Autorka: Patty
Wyszłam na drogę. Pełno
zamieszania, wszędzie światła, spanikowani ludzie i policyjne radiowozy. Każdy
chciał uratować swoje życie, jakiekolwiek ono było. Od niemowląt po emerytów.
Wszyscy chcieli wydostać się z Nowego Yorku, w którym działa się ta tragedia
Cały świat był pogrążony w tym
bagnie. Każdy się ewakuował, chciał jak najprędzej dostać się do głównej bazy,
która była tworzona w obrębie każdego państwa. Ze łzami w oczach oparłam się o
ścianę budynku.
Zbliżyliśmy się do strefy
ewakuacji. Strażnicy badali wszystkich za pomocą tych dziwnych urządzeń i
sprawdzali, kto jest zdrowy i kto nie przenosi wirusa. Zaraz potem
przepuszczali go do helikopterów lub kazali odizolować od reszty społeczeństwa.
Kiedy tylko nadeszła nasza kolej, zatrzymałam moją rodzinę.
-Mamo - mówiłam. - Zabierz ze
sobą tatę i Avalon.
-A co z tobą? - spytała,
przytulając mnie do siebie mocno
-Dobrze wiesz co - przełknęłam
gulę, która utknęła mi w gardle. - Razem z resztą muszę zażegnać ten kryzys.
-Kocham cię, córciu - pocałowała
mnie w policzek i przytuliła jeszcze raz.
-Ja ciebie też bardzo kocham.
Chwilę potem u mojego boku zjawił
się ojciec, trzymając na rękach moją siostrę. Postawił ją na podłogę i podszedł
do mnie.
-Dasz sobie radę, wierzę w ciebie
- przytulił mnie do swojego torsu.
-Wy też dacie radę. Dotrzecie do
bazy i przeżyjecie, obiecaj, że tego dopilnujesz - mówiłam, popłakując.
Tata skinął głową i ustąpił
miejsca Avalon.
-Nie idziesz z nami? - spytała
smutno.
-Nie, kruszynko. Muszę zostać i
pomóc ludziom.
-Ale spotkamy się jeszcze?
-Tak, na pewno - powiedziałam, a
moja mama wybuchnęła głośnym płaczem, wtulając się w tatę. Sama nie wierzyłam w
to, co mówiłam. Wiem, że już nigdy nie spotkam się ze swoją rodziną.
-Przysięgasz?
-Przysięgam.
-Trzymam cię za słowo -
przytuliła mnie, a ja wzięłam ją na ręce i pocałowałam w czoło. Najchętniej
wybuchnęłabym teraz głośnym płaczem, ale musiałam się powstrzymywać przy małej.
Inaczej będzie przejmowała się całą sytuacją i domyśli się, że dzieje się coś
złego.
Podeszli do strażnika. Przy
badaniu każdego z nich ukazywało się zielone światło. Byłam zadowolona - zdali
pozytywnie, byli zdrowi. Mogli jechać teraz do bazy i się uratować. Również
poddałam się krótkiemu badaniu. Zielone światło. Czyli jestem zdrowa i mogę
przystąpić do dalszej części planu?
-Żegnajcie - krzyknęłam i
pomachałam im na pożegnanie. Mimo to, już mnie nie słyszeli.
Najbardziej jednak cieszyła mnie
perspektywa, że cali i zdrowi dotrą do bazy.
Przedostałam się przez tłum
ludzi, ale bardzo ostrożnie. Teraz absolutnie każdy mój ruch może narazić mnie
na zakażenie się tym świństwem.
Wybrałam numer do niego. Do
Diego... Razem z nim chciałam to przetrwać. Ja i moi przyjaciele musimy pomóc
całemu światu. Musimy zbadać sytuację i znaleźć antidotum.
-Halo - odezwał się.
-Gdzie jesteś? - spytałam.
-Właśnie pożegnałem się z rodziną
- odparł, chociaż wyraźnie słyszałam smutek jego tonu. - A ty?
-Pod swoim blokiem.
-Zaraz tam będę.
Nie czekałam długo, kiedy już był
obok mnie. Widząc go, bardzo się ucieszyłam. Kiedy wiem, że będę przebywać
razem z nim, to wszystko wydaje się mniej tragiczne. Podbiegł do mnie i mocno
mnie przytulił, po czym pocałował w czubek głowy.
-Tęskniłem.
-Ja też - uśmiechnęłam się blado.
-Przetrwamy to..
-Tak, wiem.... Razem możemy
wszystko.
Zaśmiał się krótko, a na końcu
westchnął.
-Trudna sytuacja - mówił, kiedy
nadal się przytulaliśmy.
-Damy radę... jakoś musimy.
-Wszystko się uda, kiedy jesteś
obok.
-Tak samo mam z tobą.
Ta sprawa była okropna. Nie
chciałam dłużej myśleć o tym, co się właśnie dzieje, ale to na tym będę się
skupiała w najbliższym czasie.
-Reszta czeka pod szkołą.
-Idziemy...
Kiedy dotarliśmy pod mury naszego
starego liceum, łza zakręciła mi się w oku. Teraz była to zwykła ruina. Bestie
zniszczyły tu absolutnie wszystko. Czemu to zrobiły z tym miejscem? Może
resztka ich ludzkiej podświadomości pamiętała czasy liceum? Może właśnie wtedy
przytrafiło im się coś naprawdę okrutnego? Może wydarzyła się tutaj jakaś
tragedia? Nie chciałam wiedzieć, czy będąc zarażonym tym wstrętnym wirusem
zachowuje się chociaż odrobinę ludzkiego 'ja'. Musiałabym się o tym przekonać
tylko poprzez stanie się potworem, a tego nikt bez wyjątku tutaj nie chciał.
Patrząc na twarze swoich
przyjaciół, poczułam ulgę. Każdy z nas był zdrowy i mogliśmy realizować nasz
cel.
-Poddaliście się testom? - spytał
Federico.
-Tak - odparli wszyscy chórem.
-Wszyscy zdrowi? - wtrącił
Broduey.
-Tak - powtórzyliśmy razem.
-W takim razie... - zaczął
Broduey. - Czas dać im popalić.
~~~~~~~~~~||~~~~~~~~~~~
-Co my teraz zrobimy? - pytała
Naty drżącym głosem. Kierowała te słowa głównie do siebie, bo chyba nikt inny
jej tutaj nie słuchał. Byli zbyt skupieni na tym, żeby znaleźć rozwiązanie.
-Nie mam pojęcia - odpowiedział
Diego. - Ale muszę w jakiś sposób dostać się do szpitala.
-Do szpitala?! - warknął Leon. -
Oszalałeś? Mamy się przetoczyć do centrum miasta, gdzie jest ich pełno?!
Popatrzyła na Ludmiłę, która
siedziała zaraz koło niej. Łzy spływały po jej policzkach. Kto by pomyślał, że
taka silna dziewczyna nagle straci całą pewność siebie? W sumie się jej nie
dziwiła. Ta sytuacja wymagała naprawdę stalowych nerwów, a żadna nastolatka,
jaką znała, takich nie miała. Walczyli w końcu na śmierć i życie. Jeden
niewłaściwy krok, ruch ręką czy oddech i się zarażą. A wtedy skończą jak te
potwory.
-Leon, ja go rozumiem - Violetta
położyła mu rękę na ramieniu. - Nigdzie indziej nie znajdziemy potrzebnych
leków, substancji itp...
-Oni są mądrzy - wtrącił
Federico. - Wiedzą, że tam pójdziemy. Będą czekali.
-W takim razie pójdę sam -
parsknął Diego.
-Nie ma opcji. Nie zostawimy cię
w tej sytuacji. Chociaż jestem temu przeciwny, to pójdę - rzekł Leon.
Popatrzyła na twarze ich
wszystkich, a na każdej malowało się przerażenie. Nikt nie chciał umierać, ale
było to lepsze rozwiązanie niż takie, by stać się bestią. Bestią, która bez
wahania mogłaby pożreć wszystkich wokół.
Jak to się w ogóle stało? Jak to
się stało, że wybuchnęła cała ta epidemia? I czemu nie zabrano ich do bazy?
Dlaczego przegapili okazję, by stąd uciec? To całe zamieszanie... Każdy chciał
uratować swoje życie, przeciskał się pomiędzy najciaśniejszymi uliczkami, by
tylko móc wyjechać z miasta.
A ci przerażający strażnicy,
którzy sprawdzali wszystkich za pomocą tych dziwnych maszyn? To oni decydowali,
kto jedzie, a kto nie. I tak wiele osób zostało odesłanych... Dlaczego to się
akurat teraz przytrafia? Dlaczego to się w ogóle przytrafia?! Przekleństwo...
Nienawidziła świata. Nienawidziła świata za to, co im wszystkim zrobił. Nikt
nie zasługuje na taką karę.
-Ja też idę - wstała Ludmiła, a
Federico w momencie wziął ją w ramiona.
-Nie, ty zostajesz. Nie pozwolę
ci, jasne? Za bardzo się o ciebie boję -
protestował.
-Idziemy wszyscy - odezwałam się w końcu. - Musimy.
Violetta wydała z siebie gardłowy
jęk. Wszyscy już zapomnieli o tym, że jeszcze niedawno mocno zraniła się w
rękę.
-Opatrzę ci ranę, kiedy tylko
dotrzemy do szpitala - obiecał Diego.
-Wszystko będzie dobrze, skarbie
- Leon wziął szatynkę na ręce. - To ruszamy..
Natalia podniosła się z podłogi i
odgarnęła z czoła burzę czarnych loków. Nie chciała stąd wychodzić, kiedy
wiedziała, jakie niebezpieczeństwo może na nich wszystkich czekać. Ale nie było
innego wyjścia. Musieli zaryzykować, jeśli chcieli wyjść z tego cało.
"O ile wyjdziemy" -
pomyślała Naty.
Przemknęli się szybko przez
schody. Diego, Leon i Federico co chwilę nerwowo się oglądali, pilnując nas jak
oczka w głowie. Natomiast Natalia, Violetta i Ludmiła szły blisko siebie,
ściskając mocno swoje ręce. Im wszystkim wydawało się, że to tylko koszmar i za
chwilę się wybudzą. Każde z nich przeszło rozczarowanie, kiedy okazało się, że
to po prostu rzeczywistość.
Na zewnątrz było zupełnie szaro.
Ulice nigdy wcześniej nie były tak puste, bo to w końcu Nowy York. Auta
sprawiały wrażenie, jakby ktoś porozrzucał je we wszystkich kierunkach, znaki
były powykrzywiane, w powietrzu unosił się zapach dymu. Dlatego też kiedy tylko
ukazało się im dzienne światło, popędzili na lewo. Szpital był kilka przecznic
stąd, może uda im się jakoś tam dotrzeć.
Natalia popatrzyła do przodu.
Diego biegł na czele i prowadził ich w odpowiednim kierunku. Zaraz za nim była
Ludmiła, później ona sama, Violetta i koniec ubezpieczali Federico i Leon. Cała
ich banda przemieszczała się miastem.
-Słyszę ich. Słyszę, jak do
siebie szepczą - mówiła do siebie Violetta.
-Jakim cudem? - wtrąciła Natalia.
-Sama nie wiem. Ale słyszę
wszystko, nawet brzęczenie muchy, która siedzi na tamtym oknie - wskazała
palcem.
-Violetta...- szepnął Federico. -
Nie, to niemożliwe...
-Co niemożliwe? - zapytał Leon.
-Nie będziemy się tutaj
zatrzymywać.
-Będziemy - Leon złapał go za
ramię i stanęli w miejscu. Widząc to, Diego również się zatrzymał.
Wszyscy podeszliśmy bliżej do
Włocha, który najwidoczniej miał nam coś do oznajmienia.
-Pamiętacie? Dzisiaj o 3.00 nas
zaatakowali.
Natalia przypomniała sobie
wydarzenia minionej nocy. Doskonale pamiętała, jak jeden z potworów zaciągnął
Francescę do jednego z małych, ciasnych pomieszczeń w miejskim wysypisku. Na tę
myśl łza zakręciła jej się w oku. Już tyle przyjaciół musieli pożegnać...
-Jeden z nich... Jeden z nich
zranił Violettę - kontynuował Federico. - Ugryzł ją.
-Co to ma do rzeczy?! - warknął
Leon. - Mów Federico, mam dosyć tego owijania w bawełnę.
-Violetta niedługo się
przemieni... Ona.. przemieni się w jednego z nich. Niedługo będzie nas zabijała
bez opamiętania.
Wszyscy oniemieliśmy.
-Boże... - Ludmiła zakryła twarz
w dłoniach.
Leon stał w miejscu tak, jakby
nadal do niego nie dotarło to, co właśnie usłyszał.
-To niemożliwe.
-Możliwe. Są jak krwiożercze
wampiry. Gryzą, jeśli chcą kogoś przemienić. Nie żywią się krwią, tylko mięsem.
A ich żądza krwi jest nie do okiełznania... - sprecyzował Diego.
-Jestem potworem - powiedziała Violetta.
-Kochanie, nie.... - zaczął Leon.
-Jestem potworem - powtórzyła.
-Violetta.. - wyszeptał i
przytulił ją, zaplatając ręce w jej talii.
-Nie, Leon, nie dotykaj mnie -
odepchnęła go od siebie. - Nie chcę cię zarazić albo... zabić.
-Walić to - przytulił ją ponownie
i pocałował czule. - Możesz być kimkolwiek, i tak nie przestanę cię kochać.
-Ale... Jestem potworem -
powtórzyła po raz kolejny.
-Co z tego?
-Nie, błagam... Zostawcie mnie -
zaczęła wycofywać się do tyłu. - Nie chcę wam zrobić krzywdy...
Cofała się coraz bardziej, aż w
końcu zaczęła biegnąc w przeciwnym kierunku.
-Vilu! - wrzasnął za nią Leon i
sam rzucił się w bieg.
-Moja przyjaciółka... ona....
boże - Ludmiła dalej lamentowała, zakrywając twarz.
Natalia natomiast nie potrafiła
odezwać się słowem. Violettę to spotka. Stanie się tym kimś. I niedługo zapomni
o tym, że się przyjaźnią. Zaczną być dla niej... pożywieniem?
-Idziemy dalej - nakazał Diego.
-A Violetta i Leon? - upomniała
Ludmiła.
-Już po Violettcie... A Leon...
Nie zostawi jej.
Wszyscy spuściliśmy głowy i
ruszyliśmy do przodu.
~~~~~~~~~~||~~~~~~~~~~~
-Puść ją, ty krzywa i przebrzydła
kreaturo! - wrzasnęła Ludmiła i rzuciła kilkoma fiolkami w głowę potwora.
Kolorowe substancje zaczęły wnikać w jego skórę, wywołując przeraźliwy krzyk.
Korzystając z chwili, Natalia wyrwała się z jego rąk i pobiegła do blondynki.
-Musimy znaleźć chłopaków -
powiedziała szybko i obie uciekły z tamtego miejsca.
-Wzięłaś?
-Mam - ścisnęła w ręce fioletowe
serum.
Pędziły przez korytarze, zatrzymując
się w białym laboratorium. Po chłopakach nie było tam ani śladu.
-Co się stało? - wyjąkała Naty,
kiedy zobaczyła czerwoną plamę na podłodze.
-Nie widzę tu żadnej pustej
butelki po ketchupie, więc... - rzuciła
Ludmiła. - Lepiej ich poszukajmy. Któryś z nich może być ranny.
-Znając Diego, pewnie udał się do
drugiego laboratorium - wskazała na planie budynku Natalia. - Ale jest ono na
najwyższym piętrze, a winda nie działa.
-Schody pożarowe - odparła
Ludmiła i pociągnęła koleżankę za rękę.
Już po chwili znalazły się na
zewnątrz i wspinały po stopniach na sam szczyt szpitala.
-Ludmiła! - pisnęła Natalia,
kiedy spojrzała w dół. Kilka bestii rzuciło się na jej przyjaciółkę i
pociągnęło ją za trampek.
-Uciekaj Naty - nakazała. - Daj
im serum i ocalcie świat.
Łzy pojawiły się w jej oczach.
Widziała, jak blondynka gwałtownie spada w dół, by po chwili kilka potworów
mogło zaciągnąć ją w jeden z zaułków. Natychmiast popędziła w górę i dostała
się do środka.
-Natalia - usłyszała.
-Mam antidotum - podała je do
ręki Diego.
-Dobrze więc - włożył je do
jakiejś maszyny.
-Gdzie Federico? - spytała, kiedy
nie dostrzegła go nigdzie.
Diego zacisnął powieki, ale
milczał. Wiedziała, co się stało z ich przyjacielem.
-Co ci się stało w ramię? - zamarła.
-To tylko drobne draśnięcie.
-Pokaż - odsunęła jego rękę. -
Diego, ty... On cię ugryzł.
-Nic nie szkodzi. Kiedy antidotum
zacznie działać...
Nagle przez drzwi do sali
przebiło się światło. Jeden z potworów biegł i rzucił się na Diego, uderzając nim
o ścianę.
Natalia nie wiedziała, co ma
robić. Sięgnęła po strzykawkę, którą wcześniej przygotował Diego i natychmiast
wbiła ją w rękę stwora, wpuszczając do jego żył serum uzdrawiające. Rozległ się
kolejny krzyk, a zgniła i poharatana skóra została zastąpiona ludzką.
-Leon? - dopytała. - W porządku.
-Uważaj! - krzyknął.
Obróciła się i przy swojej twarzy
zauważyła kolejnego potwora. Nie zdążyła nawet pisnąć, kiedy szatyn również potraktował go
zastrzykiem.
-Vilu - złapał ją, kiedy osunęła
się na ziemię. - Natalia, naciśnij pomarańczowy guzik. Rozpyl to cholerstwo na
całym Nowym Jorku.
Natalia wykonała polecenie,
słysząc jakieś dziwne odgłosy. To zapewne ta ogromna antena, która znajdowała
się na szczycie szpitala. Wyjrzała przez okno.
-Co to da?
-Pył rozniesie się na szerokości
kilku milionów kilometrów. Każdy potwór, który zacznie nim oddychać, przybierze
znowu ludzką postać.
-Uratowaliśmy świat - wyszeptała.
-Dokładnie - powiedział Diego,
łapiąc ją za rękę.
Hej, hej ♥
Nie wiem, czy się sprawdziłam, gdyż
nie sądzę, żeby tego typu One Shoty były moją specjalnością, ale mam nadzieję,
że taka typu odmiana nieco wam się spodoba :') Ale nadal mam przeczucie, że coś
tu zawaliłam, ew ;-;
Otóż polecam wam bardzo filmy,
które wymieniłam tam wyżej w uwagach ↑
Może komuś się spodobają.
Zapraszam do składania zamówień!
Pozdrawiam,
Patty♥
O mój boże, Patty *o*
OdpowiedzUsuńJaki piękny jest ten Shot :D
Płakałam, płakałam przy każdym zdaniu <3
Cudowny *o*
OdpowiedzUsuńDzięki ci, że tak to się skończyło ^^
Cudoo :*
OdpowiedzUsuń