17 maja 2016

[106] Bamon "Don't"


Tytuł: Don't
Para: Bamon (Bonnie + Damon), Pamiętniki Wampirów
Rodzaj: Romans
Uwagi: Bohaterowie książkowi + mam nadzieję, że ta długość was nie zniechęci hahah x
Autorka: Patty





-Boję się - powiedziała do siebie Bonnie.

Właśnie zapaliła jedną z czarnych świec, chciała z nim porozmawiać. Chciała porozmawiać z Damonem, którego uważa się teraz za martwego. Ona wierzy, że on żyje. I czeka na niego, chociaż nie wiadomo, jak to się może skończyć. Bez zastanowienia przyłożyła drugą świecę do płomienia. Już dwie czarne świece stały, iskrząc się pomarańczowym płomieniem.

-Damon.. Spotkamy się. Obiecuję ci to - powiedziała tak, jakby był w tym samym pokoju.

Nie chciała tego  robić, nie wieczorem. Pomimo swojej magicznej mocy była istotą bardzo strachliwą. Ale zrobi to. Zrobi to dla niego.

,,Kiedy wreszcie zrozumiesz, że on cię nie kocha? Że tak naprawdę czuje coś tylko do Eleny?" - powiedział jakiś głos w jej głowie. Zignorowała go. Elenie zawsze należeli się wszyscy chłopcy, mimo, że miała już Stefano, nie wystarczało jej to. Wszystkich zapewniała, że to prawdziwa miłość. Ale Elena Gilbert nigdy nie potrafiła przywiązać się do chłopaka na stałe, dlaczego Stefano miałby to zmienić? Gilbertówna zawsze startowała do kogoś, kto podobał się Bonnie. Na początku, rudowłosa zakochana była w Mattcie. Zwierzyła się swojej przyjaciółce, i nagle co? Ona z nim była. Była z Mattem, który podobał się Bonnie od 2 klasy. W 3 zakochała się w przystojnym Stefano, jednak nie spodziewała się czegoś trwałego. Kiedy Elena to usłyszała, nagle, nie wiadomo skąd, poszła z nim na bal. A później byli razem. I co teraz jest? Bonnie zakochała się w Damonie, a Elena, mimo, że jest ze Stefano, całuje jej ukochanego i wyjawia mu swoje uczucia na oczach swojego chłopaka. Bonnie McCullough na miejscu Stefano już dawno zerwałaby z Eleną, gdyby, tak jak on obecnie, wiedziała, że nie zajmuje w jej sercu tylko połowę miejsca, które powinien zając. Bonnie, z myślą, że Damon może tak naprawdę wcale jej nie kochać, zapaliła białą świecę.

-Już 3 na 4.. - pocieszała się.

Bała się odprawiać wieczornych rytuałów. Ukradnięcie książki pani Flowers pozwoliło jej na naukę porozumiewania się z duchami. Mimo, że tak wiele o tym czytała, nadal okropnie się bała, że zrobi coś nie tak. I, że zamiast Damona, napotka na swojej drodze jakieś widmo.

Czwarta świeca zjeżyła się płomieniem, a dziewczyna postawiła ją na podłodze.

Następnie, według rytuału, usiadła wokół nich i wypowiedziała jedno z zaklęć.

-Z kim chcesz rozmawiać? - odezwało się echo w jej głowie. Wiedziała, że to nie wyobrażenia. Po prostu już porozumiewa się ze światem zmarłych.

-Damon Salvatore.

-Kiedy zmarł?

Bonnie się zawahała. Pewnie było dużo Damonów na tym świecie, może nie z nazwiskiem Salvatore, ale z pewnością było ich dużo...

-Niespełna miesiąc temu - powiedziała, już pewna swoich słów.

-Nikogo takiego tutaj nie ma, jeśli zadzierasz z naszymi siłami, pożałujesz.

Damona nie ma wśród zmarłych?! Ale jak to? Może coś pomyliła? Chyba, że on... Że on naprawdę żyje.. A wątpienia jej przyjaciół w to, co mówiła, było błędne.

-Przepraszam, musiałam pomylić nazwiska i daty. Chcę rozmawiać z rodzicami Eleny Gilbert, zmarli kilka lat temu w wypadku samochodowym.

-Znaleziono.

Chwilę potem, tuż niedaleko niej, pojawili się rodzice dziewczyny. Tak naprawdę nie chciała z nimi rozmawiać, ale to byli jedyni zmarli, którzy przyszli jej do głowy. Nie chciała pożałować z powodu ''zadzierania z siłami'' Mrocznego Wymiaru.

-Bonnie McCullough! - pani Gilbert podeszła do niej i ujęła ją w swe ramiona.

-Nie mogę uwierzyć, że to się udało - szepnęła do siebie. Naprawdę wywołała duchy. Udało się. - Dzień dobry - powiedziała, jakby dopiero teraz obudziła się z transu.

-Witaj, Bonnie - pan Gilbert podał jej rękę. Ściskając ją, poczuła nieprzyjemne przeszycie dreszczy.

-Nawet państwo nie wiedzą, jak bardzo bym chciała, żeby Elena przy tym była. I żeby znowu mogła was zobaczyć - oznajmiła.

-Cóż, zwykle tak właśnie bywa. Nasze losy się krzyżują, ale zapewnij ją proszę, że zawsze przy niej jesteśmy. I zawsze będziemy - uśmiechnęła się mama Eleny.

Bonnie również się rozpromieniła.

-Może - zaczął pan Gilbert. - Może opowiesz nam, co się dzieje w Fell's Church? Jesteśmy na bieżąco, ale to nie to samo, kiedy ktoś ci tego nie opowiada.

-Z chęcią - zaśmiała się Bonnie. - Może jednak na początek wyjaśnię, dlaczego wasza córka spotyka się z wampirem...

Usiadła na podłodze razem z rodzicami Eleny. Opowiadali sobie różne  historie, o ile Bonnie pamiętała, zawsze lubiła z nimi rozmawiać i często przychodziła na herbatę do pani Gilbert.

-Ile zostało nam czasu? - zapytała rudowłosa, kiedy omówili już prawie wszystkie tematy.

-Musisz wiedzieć Bonnie, że duchy odchodzą wtedy, kiedy wywołujący zgasi świecę, lub gdy świeca się wypali. Jeżeli zgaszę ją ja lub moja żona, to już nigdy nie zaznamy spokoju i zostaniemy w Fell's Church - poinformował ją ojciec Eleny.

-To chyba nawet lepiej? Elena bardzo by chciała państwa zobaczyć!

-Bonnie, nie tak oficjalnie - uśmiechnęła się pani Gilbert. - Chodzi o to, że wędrówka po obcym świecie jest dla ducha najgorszą karą. I prawie nie ma z tego odwrotu.

-To właściwie bez sensu - przegryzła wargę. - Dlaczego właśnie o to w tym chodzi? Przecież zły demon może celowo wkraść się tutaj przez przypadek i zgasić świecę, zanim ja sama to zrobię. Albo zanim świeca sama zgaśnie.

-Często jest tak, że Strażnicy pilnują wywołującego. Jeśli jest potrzeba, przeszkadzają widmu i sami ją gaszą, zanim ten zdąży wykonać jakikolwiek ruch. Ale to tylko w przypadku, kiedy się ono wkradnie. Jeśli jest wywołany, Strażnicy nie mają na to wpływu - tłumaczyła dalej mama Eleny.

-Nie takie skomplikowane, jak się wydawało - Bonnie przyjrzała się świecom. - Muszę doczytać tę książkę do końca, na wypadek, gdyby to mnie się coś takiego przytrafiło.

-Dokładnie. A teraz - przemówił pan Gilbert. - musimy się zbierać. Świeca za chwilę straci blask. A my.. Prawdę mówiąc, chcemy spędzić trochę czasu, zanim nastanie dzień. Wtedy to duchy unikają światła.

-A chwileczkę! - przerwała Bonnie. - Słońce świeci przecież teraz na drugiej półkuli, czemu więc nie unikacie słońca?

-To zależy od tego, gdzie teraz jesteś. Skoro wezwałaś nas tutaj, to tylko tutejsza pora nas interesuje - mówiła Gilbert.

Nagle Bonnie poczuła się głupio, jej pytanie zdawało się być bezsensowne i niewłaściwe dla dziewczyny, która ukończyła szkołę średnią. W dodatku dla dziewczyny, która była medium.

-Dziękuję za wizytę - powiedziała szczerze Bonnie. - Wpadniecie jeszcze kiedyś?

-Nie wcześniej, niż za tydzień - poinformował tata Gilbert.

-Przekażę Elenie wszystko, co państwo mówili - uśmiechnęła się dziewczyna.

-Dziękujemy - odpowiedziała mama Gilbertównej.

Bonnie wstała i wzięła do ręki pierwszą świecę.

-Do widzenia! - krzyknęła i zgasiła pierwszy płomień, a państwo G. zaczęli znikać.

-Do widzenia, Bonnie! - odparła radosnym tonem pani.

-Żegnaj, McCullough - pożegnał się pan.

I w pomieszczeniu zrobiło się całkiem ciemno.

Bonnie zaświeciła z powrotem lampkę nocną  i schowała świece do odstającej deski pod łóżkiem. Tam  również włożyła księgę pani Flowers.

Jeśli Damon żyje, to Bonnie musiała go znaleźć. Ale nic nie powie Meredith, która uznałaby ją za dziecinną, Mattowi, który może i by jej uwierzył, ale i tak trzymałby się reszty, ani Stefano, który od początku twierdził, że Bonnie się tylko zdaje, że Damon jest obecny pośród żywych.

-Och, Stefano, już nie zwątpisz w moje moce - odezwała się do siebie.

Obiecała sobie również, że nic nie powie nawet pani Flowers. Ani nikomu. A w szczególności Elenie...

___

Bonnie wstała bardzo wcześnie rano. Przez całą noc nie mogła zasnąć, dlatego zaczęła szukać w księgach o ziołach jakiegoś zaklęcia lokalizacji. Ale nic nie znalazła... Księgi zielarskie przydarzą jej się w leczeniu ran, zwalczaniu złego ducha, poprawianiu nastroju i zdrowia... A nawet w ocaleniu życia człowieka i zwierzęcia. Jednak nie pomogą jej odnaleźć ukochanego. Dziewczyna obiecała sobie, że wybierze się do pensjonatu pani Flowers i niezauważenie odłoży książkę o duchach na półkę, prosząc przy tym kobietę o pożyczenie książki z zaklęciami. Nie wiedziała, czy to wypali, pani Flowers była bardzo ostrożna i z pewnością nie oddałaby tak ważnego przedmiotu tak nieodpowiedzialnej czarownicy. Ale musiała zaryzykować... MUSIAŁA dla Damona.

-Hej, mamo - przywitała się, kiedy zeszła do jadalni. - Co dziś na śniadanie?

Jej matka miała na sobie fartuch i dresy, dlatego pomyślała, że szykuje się kolejny dzień z serii "Mama ma urlop". I faktycznie, tak było.

-Bonnie, piekę ciasto na dzisiejsze popołudnie. Jeśli możesz, sama je sobie przygotuj - powiedziała. - I ubierz się, dziecko!

Rudowłosa odetchnęła głęboko i pobiegła po schodach na górę. Wybrała dla siebie dżinsowe szorty i jednokolorowy T-shirt, gdyż nie przywiązywała zbytniej uwagi do wyglądu. Nie starała się wyglądać jakoś szczególnie, bowiem wiedziała, że gdyby Elena założyła rozciągnięty dres i za duży sweter, to i tak według niektórych byłaby o wiele bardziej pociągająca. Bonnie czasem jej zazdrościła, ale nie zdawała sobie sprawy, że Elena też jej czegoś zazdrości.

Że Elena myśli, iż Bonnie i Damon zbliżyli się do siebie, gdy byli sami w Mrocznym Wymiarze.

Prawda była taka, że Damon to właśnie Bonnie uratował życie i przez to zginął. Ale Bonnie nie zdawała sobie sprawy, że była jedną z niewielu osób, które obchodziły szarmanckiego wampira. Dotychczas tylko Elena się dla niego liczyła. Kiedy poznał Bonnie, stał się dla niej czuły i nie był już taki obojętny. Zależało mu na niej i się o nią troszczył. Ale nikomu nie powiedział nic więcej, oprócz tego, że musi się nią opiekować. Nazywał ją swoim rudzikiem... Tak bardzo to doceniała…

Nie wiedziała, co on tak naprawdę do niej czuje. Szczerze mówiąc, nikt nie wiedział. Kto z resztą mógłby oczekiwać od Damona więcej uczuć do człowieka, niż tylko pogarda? Według wszystkich to Elena była jedynym człowiekiem, na którym zależało Damonowi. I tylko ją kochał. Ale Bonnie miała wrażenie, że jest dla niego chociaż trochę ważna. Chociaż troszeczkę, odrobinę ważna.

-Dobra mamo, zrobię sobie śniadanie. Ty zajmuj si ę swoimi sprawami - powiedziała, kiedy wróciła do bluzki.

-Przebrała... No, masz szczęście! - jej mama nawet na nią nie spojrzała.

-O której idziesz na to spotkanie z mamą Meredith i ciocią Eleny? - zapytała, przegryzając zbożowy batonik.

-Jakoś o 3 po południu. Bonnie, czy ty uważasz to za śniadanie?

-Skąd, jeszcze popiję mlekiem - uśmiechnęła się dziewczyna.

-Dziewczyno, szaleju z tobą dostanę - westchnęła jej mama.

Bonnie lubiła, kiedy jej mama na nią narzekała. Traktowała to jako dowód troski.

-O 13.00 idę do pani Flowers - oznajmiła. - Muszę coś od niej pożyczyć.

-A co takiego?

-Książkę, wydaje mi się bardzo ciekawa.

-Wow! To o czym jest książka, która wydaje się Bonnie McCullough ciekawą?

-A.. Wiesz.. Takie tam fantasy o czarownicach i zaklęciach - mówiła, starając się wykręcić z dalszego 'składania zeznań'. Prawdę mówiąc, wcale nie kłamała.

-Hmm... Dobrze - odparła jej mama.

-Może najpierw spotkam się z Eleną - powiedziała i upiła łyk mleka.

-No, dob.... Bonnie, co ci mówiłam na temat picia z kartonu?

-Przepraszam, mamo - rzuciła. - Spieszy mi się.

Zgarnęła torbę z holu, uścisnęła mamę na pożegnanie i pobiegła do Eleny. Tak jej się spieszyło, że nawet trampki trzymała w ręce. Ulice Fell's Church wydawały jej się na tyle czyste, że pozwoliła sobie na bieganie boso. Z resztą, do Eleny miała całkiem blisko. Sama właściwie nie wiedziała, czemu tam szła. Ale chciała jej przede wszystkim powiedzieć o tym, że wywołała duchy jej rodziców. Wiązało się to również z tym, że musiała wyznać, że pożyczyła bez pytania książkę od pani Flowers... Co pewnie Elena uzna za kradzież. Ale przecież gdyby ona to zrobiła, to wcale nie było by to nic złego... Tylko Bonnie wszyscy potrafili wytykać błędy... Wszyscy, oprócz Damona. On nigdy nie zwracał jej uwagi na zachowanie. Zawsze akceptował je takim, jakie jest. Bonnie niepewnie zadzwoniła dzwonkiem do domu Gilbertów.

-Dzień dobry, ciociu Judith - uśmiechnęła się na powitanie Bonnie. Mówiła do niej ciociu, gdyż wiedziała, że mogła sobie na to pozwolić.

-Witaj, Bonnie - zaśmiała się Judtih. - Elena jest w łazience, ale wejdź.

Bonnie przekroczyła przez próg domu. ,,Całe szczęście, że czarownice nie potrzebują zaproszenia do domu, tak, jak wampiry"  - przeszło jej przez głowę. Ciekawe, czy gdyby Stefano miał klucz do czyjegoś domu, w którym chwilowo się zatrzymał, to mógłby wejść bez pozwolenia? To wydawało się dla niej odwieczną tajemnicą.

Rudowłosa zasiadła na kanapie i oparła łokieć o naramiennik. Zaraz potem pobiegła do niej mała Margaret.

-Bonnie! - krzyknęła radośnie i mocno ją przytuliła. Prawdę mówiąc, Bonnie lubiła być jej autorytetem. Chociaż wiedziała, że nigdy nie będzie nim bardziej, niż Elena... Wydawało jej się, że ta ślicznotka we wszystkim chce ją pokonać...

-Hej, mała - odwzajemniła uścisk. - Jak ci się spało?

-Bardzo dobrze, ale miałam dziwny sen... Możesz mi powiedzieć, co znaczy?

Margaret zawsze pytała o sny Bonnie. Bo Bonnie w końcu umiała wróżyć, czarować i znała sennik, horoskop i zielnik na pamięć. Księgi czarów też niedługo się nauczy, a Margaret naprawdę będzie pod wrażeniem. Jakaś tam Elena przestanie się w końcu wywyższać, bo już straciła swoje skrzydła...

-Dobra, opowiadaj.

-Otóż... Jechałam samochodem, a dobrze wiesz, że jestem za młoda... Były bardzo duże zaspy i długo próbowałam przez nie przejechać, aż w końcu dałam radę... Co to może znaczyć?

Dla Bonnie wydawał się to bardzo prosty do rozszyfrowania sen. To dziecinna robota.

-Prawdopodobnie podejmiesz ryzyko, na które nie będziesz gotowa - rozumiem przez to to, jechałaś samochodem. Jeśli mówić dużo o zaspach... Pewnie to wyzywanie będzie dla ciebie bardzo trudne, ale będziesz się starała i próbowała do samego końca, aż w końcu ci się uda.

Dziewczynka patrzyła na nią z błyskiem w oku.

-Dziękuję - uścisnęła ją kolejny raz tego dnia. - Skąd ty wiesz tyle na temat snów? I ziół, o których mi opowiadasz? No i o tym, co się przydarzy. A potem naprawdę się dzieje!

-Wprawa - zaśmiała się.

Widziała Elenę, która stała osłupiała na schodach.

-Bonnie, chodźmy już - pogoniła ją. Widziała niezadowolenie na jej twarzy.

Dziewczyna wstała, pożegnała się z Margaret i poszła w kierunku Eleny.

-Zwariowałaś? - powiedziała do niej cicho.

-O co ci chodzi? - Bonnie odezwała się trochę głośniej.

-Nie możesz jej mówić tyle o swojej mocy, jeszcze się czegoś domyśli i zacznie szperać w Internecie! Jeśli się ujawnisz, to znowu powtórzymy tą samą historię, którą mieliśmy z Strażnikami! Chcesz tego? Bo ja nie!

-Przepraszam cię, Eleno, ale za przeproszeniem... MASZ JAKIŚ PROBLEM? - powiedziała jasno Bonnie. - Chcę jej tylko pomóc w tym, w czym ty nie potrafisz.

Brunetka westchnęła głęboko i odparła:

-Wiesz co? Po co tu właściwie przyszłaś?

-Jeśli mam być tak przyjęta, to najlepiej, żebyś to przeczytała u siebie w pokoju - powiedziała Bonnie, która tak naprawdę nie miała ze sobą żadnej kartki.

-Co?

Bonnie wytężyła swój umysł. Nakazała sobie jasno: ,, Napisz na kartce moje słowa..."

Nagle długopis na jednej z półek zaczął się bezszelestnie poruszać. Bonnie dyktowała z pamięci słowa, a Elena, jakby celowo, próbowała jej przerwać:

-Co? Co znowu mam przeczytać?! Bonnie!

Kiedy już wszystkie myśli dziewczyny zostały spisane, była z siebie dumna.. Nie sądziła, że to się uda, zaryzykowała. Po raz pierwszy używała siły umysłu do tak prostej czynności, ale była zadowolona. Nikt tak naprawdę nie wiedział, że w Bonnie kryje się inteligenta i mądra dziewczyna, która po prostu nigdy nie miała zapału do nauki.

-To - Bonnie podeszła do blatu stołu i podała kartkę Elenie.

-Ale jak ty...

-Nie ważne. Lecę już - pożegnała się z Eleną i pomachała Margaret.

Elena natomiast pobiegła do swojego pokoju i zaczęła czytać informacje od Bonnie.



Dochodzi 13.00.. Elena dzwoniła do niej w sprawie listu i przeprosiła za swoje upomnienia, chociaż Bonnie wiedziała, że zrobiła to nieszczerze. Gdyby nie list, to wcale by nie przeprosiła, tylko udawała, że nic się nie stało. Tak naprawdę jej koleżanka nadal sądziła, że to ona miała w tamtej sprawie rację.

Bonnie szła za ten czas do pensjonatu pani Flowers. Miała nadzieję, że nie napotka tam na Stefano, który prawdopodobnie teraz powinien być na polowaniu albo u Eleny.

Trzymała w swojej torbie książkę o duchach i miała nadzieję, że staruszka jej nie wywęszy.

-Dzień dobry, pani Flowers! - weszła do pomieszczenia, czując zapach wonnej ziołowej herbaty.

Już chciała odłożyć na półkę książkę, kiedy przestraszyła się głosem pani F:

-Bonnie, jak miło cię widzieć!

Więcej się nie zastanawiała, wsunęła książkę na byle jakie miejsce, chociaż wiedziała, że są poukładane zgodnie z użytkiem.

-Mam do pani sprawę - weszła do kuchni, w której kobieta zaparzała zioła.

-Słucham cię, droga Bonnie?

-Mogłabym od pani pożyczyć książkę?

-Jaką, moje dziecko?

-Na temat... No, ten.. Zaklęć - odpowiedziała niepewnym tonem. - Wiem, że nie powinnam do niej na razie zaglądać, A TYM BARDZIEJ używać, ale bardzo chciałabym zobaczyć, na czym polega.

-Och... - pani Flowers zdziwiła się jej prośbą. - Czyli zaprzeczasz, że wiesz cokolwiek o zniknięciu mojej książki o duchach?

Dziewczyna przegryzła wargę... Nie udało jej się. Ale to dobrze, przynajmniej nie ciążyło jej to na sercu.

-Przepraszam za to... Ale bardzo mnie ciekawiła...

-Nie ma problemu. Wolałabym jednak, żebyś pytała mnie o takie rzeczy tak, jak teraz. Dobrze, że się przyznałaś.

-Proszę zapomnieć o tej książce o czarach, nie będę pani przysparzała większych problemów... - mówiła smutno.

-Możesz ją pożyczyć - oznajmiła, a twarz Bonnie od razu się rozpromieniła. Właśnie na to po cichu liczyła.

-Dziękuję pani! - rzuciła się jej na szyję i pobiegła prosto do  domu.

Jedyne, co przyszło jej do głowy, to zerknięcie do księgi. Zamknęła swój pokój na klucz, by nikt nie mógł jej przeszkodzić. Pozasłaniała rolety i firany, żeby nieco zmienić nastrój w pokoju. Kartkowała strony książki.

-Zaklęcie miłosne - szepnęła. - Może się przydać... Otwarcia, Prawdy, Ugaszające ogień... Zaklęcie lokalizujące!

Przeleciała tekst oczyma i kiedy już zdecydowała się na to, żeby je wypowiedzieć, wzięła z szafki kolekcję drogocennych kamieni.

Dla czarownic był to wyjątkowy przedmiot. Kamienie, zioła, talizmany, świece i księgi czarów były obowiązkami każdej czarodziejki. Wyciągnęła z pudełka po butach nieco mniejsze pudełko podpisane "Kamienie surowe, niegładzone". Wzięła ametyst, który, jeśli dobrze zapamiętała, miał pomagać w rozwoju duchowym, działać na ochronę i spokój umysłu. Zaraz potem  zabrała kolejny kamień, tym razem agat czarny, który miał pomagać w stresie, trudnych sytuacjach i obawach (a była ich pełna, w końcu to jej pierwsze zaklęcie). Wzięła kamienie w ręce i wypowiedziała:

-Talizmany mocy, chrońcie mnie.

Kamienie zaświeciły się lekko i znowu przybrały odpowiednie kolory. Położyła je po swoim prawym boku, natomiast naprzeciw siebie ułożyła księgę. Na wszelki wypadek zapaliła jedną ze świeczek, a ponieważ nie chciała marnować białej i czarnej świecy, wybrała woskową o zapachu moreli. Każda świeca się przydawała, zawsze.

-"Phasmatos Tribum, Nas Ex Viras Sequita Saguines Ementas Asten Mihan Ega Petous" - przeczytała na głos, kiedy przed jej oczami ukazała się wyblakła postać (jeśli tak można to ująć).

-Jestem Strażnikiem Bramy Zaklęć, czego żądasz? - powiedziała kobieta z grobową miną.

-Chcę odnaleźć Damona Salvatore - mówiła. - On żyje, jestem tego pewna.

-Damon Salvatore - powtórzyła kobieta, jakby chciała zapamiętać. – Czarownico Bonnie McCullough. Wręczam ci właśnie twoje własne Światło Gwiazdy Północy, które wskaże ci drogę.

Zjawa zniknęła, zostawiając po sobie maleńką oświatę, a Bonnie była w szoku.  Nareszcie udało się go znaleźć! Tak bardzo chciała go już zobaczyć i uścisnąć, tak mocno, żeby mogła zapamiętać tę chwilę na długo. Nagle przed nią pojawiło się intensywne białe światło, które zmalało i zasiadło na jej dłoni.

-Gwiazda Północy... - szepnęła Bonnie.

Nieoczekiwanie, gwiazda przemówiła:

-Wskażę ci drogę do Damona Salvatore - zaśmiała się, niczym mała dziewczynka.

Bonnie ciekawiło, czy każda gwiazda zachowuje się jak małe dziecko. Chociaż właściwie Bonnie też była dzieckiem... Mimo to, zareagowała uśmiechem.

-To daleko? Muszę wiedzieć, na co się szykować.

-Konkretnie przecznicę dalej, numer domu 43 - mówiła gwiazda.

Przecznicę od niej, pod numerem 43, mieszkała Elena. Jeśli Damon tam jest.... Nie wybaczy sobie tego. Nie wybaczy sobie tego, że nic nie zrobiła. I że do niej nie przyszedł, bo wolał odwiedzić Elenę.

-Coś nie tak?

-Wszystko w porządku - odezwała się. - W jak najlepszym porządku. Prowadź.

Jedyne, czego chciała, to go zobaczyć. I przekonać się, czy to prawda. Mimo wszystko wzięła swoją torbę i na chwilę włożyła do jednej z kieszeni gwiazdę. Szła po schodach na dół, kiedy usłyszała mamę:

-Bonnie, wychodzę!

-Tak się składa, że ja też - mruknęła, ale na tyle cicho, że nikt jej nie usłyszał.

-Tata wróci przed 18.00, bądź już wtedy w domu, żeby się nie martwił.

Bonnie przytaknęła głową, mimo, że była poza zasięgiem wzroku każdego. Szybkim ruchem przeszła przez trawnik swojego domu i maszerowała  chodnikiem w kierunku domu Eleny, gdyż właśnie ten kierunek wskazywała jej gwiazda. Kiedy dotarła i stała naprzeciw domu Eleny Gilbert, wzdrygnęła się.

-To tu? - zapytała niepewnie.

-Tak - zaśmiała się  gwiazda. - Jeśli jeszcze kiedyś będziesz mnie potrzebowała, to daj znać! Będę czekała w głębi twojej mocy, Bonnie.

I światło zgasło, a Północnej Gwiazdy już nie było. Rudowłosa miała wątpliwości, ale jeśli już, to powie, że chciała pogadać z Eleną.

Zapukała do drzwi, żeby na wszelki wypadek nie zwrócić na siebie uwagi. Otworzył jej wujek Eleny, Robert.

-Bonnie! Elena właśnie wyszła do sklepu, ale już do niej dzwonię, że przyszłaś.

-Nie, nie ma potrzeby - uśmiechnęła się dziewczyna bardzo wiarygodnie. - Chciałam jej zrobić niespodziankę. Poczekam na nią w pokoju.

-Oo.. To nic nie powiem - zaśmiał się.

Weszła do jej domu tak, jak zwykle. Nikt pewnie niczego się nie spodziewa, taką przynajmniej miała nadzieję.

Uchyliła delikatnie drzwi pokoju przyjaciółki. Zobaczyła jakąś postać. Otworzyła drzwi jeszcze szerzej.

-To on – pomyślała, a w kącikach jej oczu zebrały się łzy. - To na pewno on...

Bonnie nie mogła powstrzymać cierpienia, nie mogła powstrzymać płaczu, nie mogła powstrzymać bólu, ale i też zawrotów głowy, które spowodowała magią tradycyjną. Dlaczego od samego początku nie domyśliła się, że on kocha tylko Elenę?! Dlaczego była na tyle głupia, że pozwoliła sobie zakochać się w kimś takim? Bonnie bardzo przywiązywała się do ludzi, jak i nie często na poważnie się zakochiwała. Tak samo, jak w Mattcie... Rok wytrzymywała u boku przyjaciółki, która całowała się z nim na powitanie.

Było jej tak głupio... Kolejny raz dała się oszukać. Poświęcała się, by go znaleźć, podczas gdy on był tutaj i romansował z dziewczyną swojego brata – tak po prostu. A Elena Gilbert zgadzała się na to. Ba, jeszcze jej to odpowiadało.

-Czemu mi to zrobiłeś? - szepnęła do siebie.

Już jej się zdawało, że ją usłyszał, bo mruknął coś pod nosem. Dopiero jednak później zrozumiała, że po prostu oglądał kolekcję książek Eleny.

-Drań - powiedziała już głośniej.

Teraz miała pewność, że usłyszał. Może nie wiedział, że to ona, ale usłyszał...

-Elena, już jesteś? - zapytał.

Tak dobrze było usłyszeć jego cudowny głos... Dla Bonnie to było prawdziwe ukojenie.

-Spadaj - powiedziała i wybiegła z płaczem z domu Gilbertów.

Zdawało jej się, że Robert chciał zapytać, co się stało, ale nie zdążył... Bonnie była bardzo szybka, ale nikt o tym nie wiedział. Płakała, bardzo mocno. Nawet nie zauważyła, kiedy wpadła na Elenę.

-Bonnie? Co się stało? Wybiegłaś z mojego domu, co jest?

-Zostaw mnie w spokoju! Wy wszyscy jesteście tacy sami! - krzyknęła na nią, patrząc czerwonymi od łez oczami.

I pobiegła dalej. Elena nie rzuciła się w bieg, zamiast tego wolała iść do domu i zapytać, o co chodzi. Albo raczej – wrócić do Damona.

-Robert, wiesz co się stało Bonnie? - zapytała, nie wiedząc co innego ma zrobić.

-Wybiegła tak po prostu, jakby nie wiadomo co zobaczyła.

Wtedy Elena zrozumiała... Bonnie już wie, że... Że DAMON tu jest.



Bonnie nie mogła przestać płakać, odkąd wróciła do domu. Już trochę się uspokoiła dzięki przedmiotowi, jakim była kulka, którą darował jej Damon w Mrocznym Wymiarze. Miała ich cały karton, co wiązało się z tym, że miała w nim również miliardy wspomnień. Jej drugim medalionem, z którym praktycznie się nie rozstawała, była szmaciana bransoletka z jej imieniem, którą dostała od Matta, gdy byli kilka miesięcy temu na wycieczce szkolnej we Włoszech. Wtedy każdy jej coś podarował, bo Bonnie złamała kostkę i nie mogła jechać. Meredith przyniosła jej pełno włoskich słodyczy i cukierków, kilka paczek lodów włoskich, które zjadła prawie tego samego dnia, a nawet dziesiątki ciastek z wróżbą. Bonnie nadal je wszystkie miała, zjadała słodycze tylko w wyjątkowych sytuacjach. Elena podarowała jej śmieszną koszulkę z nadrukiem Teletubisiów i jakimś dziwnym włoskim napisem, którego Bonnie nie rozumiała. Caroline dała jej wtedy naszyjnik z szafirem, który podobno był jej kamieniem. Do tej pory nie wiedziała jednak, gdzie on się znajduje.

Przypomniała sobie również o naszyjniku z czarnym krukiem, którego również dostała od ukochanego jej Damona. Zrozumiała, że ma go na szyi. Natychmiast odczepiła z frustracją zapinkę i rzuciła medalion w kąt pokoju. Nie była nawet pewna, gdzie dokładnie upadł.

Teraz leżała pod kołdrą, owinięta tak, jakby siedziała w ptasim gnieździe i zjadała czekoladki jedną po drugiej. Lubiła bombonierki z czekoladami z kandyzowanymi wiśniami. Je też miała od Meredith. Rozmyślała sobie trochę o tym, dlaczego właściwie chociaż raz jej się czegoś nie przyzna. Czemu zawsze Elena musi, i to MUSI, jej wszystko odbierać? Chłopaka, zdrapkę z niedźwiadkami, torebkę na paseczku, którą pożyczyła jej już rok temu, los na szkolnej loterii (gdyby jej go nie zabrano, wygrałaby 2 bilety do kina... I tak skończyło się na tym, że Elena zabrała jej nagrodę i zaprosiła Meredith na seans, mimo, że tradycyjnie powinna zaprosić Bonnie w ramach odpłaty... Tylko to zdenerwowało rudowłosą)... Nagle usłyszała stukanie w okno.

-Mogę wejść?

Zobaczyła właśnie umięśnioną sylwetkę chłopaka z czarnymi włosami i skórzaną kurtką.

-Nie wejdziesz tu bez mojego zaproszenia, bo nie możesz.

-Właśnie, że mogę - powiedział.

-Nie - odwróciła się na drugi bok, tak, aby uniknęła jego spojrzenia i czasem nie wymiękła, pozwalając mu wejść.

-Dobra, mała ruda ptaszyno - mówił, a ona czuła jego uśmiech. - Skoro nie chcesz, to pójdę.

Nie chciała go teraz widzieć, ale mimo to, odezwała się:

-Po co chcesz tu wejść?

Zaśmiał się, jakby wiedział, że o to zapyta.

-Chciałem ci wszystko wytłumaczyć.

-Wejdziesz tutaj, jeśli wyjdziesz po 5 minutach.

-Okej, ale tylko jeśli będziesz mi kazała.

-Stawiasz warunki? - podniosła brew, odwracając się do niego.

-Tak jak zawsze.

Uśmiechnęła się pod nosem.

-Możesz wejść - powiedziała tylko.

Czując, że jest na to gotowy, Damon Salvatore przeszedł przez okno i znalazł się w jej pokoju.

-Mów, jeśli ci tak na tym zależy - opadła swobodnie na poduszkę.

-Nie chciałem zrobić ci krzywdy - przemówił. - Elena powiedziała mi, że wybiegłaś z jej domu.

-Wiesz, ile czasu poświęciłam, żeby cię znaleźć? - zarzuciła mu. - Znaczy.... Mów dalej.

-Czyli mnie szukałaś, rudziku? - zapytał z uśmiechem na twarzy, siadając na fotelu. - Więc, nie chciałem, żeby ktokolwiek o mnie wiedział. Wiesz, że jestem w Fell's Church.

-Tak, ale jakoś z Eleną nie miałeś problemu? - poczuła się obrażona.

-Elena to co innego...

-Tak, to miłość twojego życia - odparła. - Zostaw mnie już, okej?

-Ten temat sprawia ci aż tyle trudności?

-Nie rozumiesz, że mam już dosyć?! - wstała z podenerwowaniem, tak, że omal nie przewrócił się z fotela. - Bez względu na to, co się dzieje, każda rozmowa toczy się wokół biednej Eleny. Ja nigdy się nie liczę. Podejmujecie jakąś decyzję, Matt się zgadza? OK. Meredith się zgadza? OK. Elena się zgadza? ALEŻ OCZYWIŚCIE, ŻE TO ZROBIMY, W KOŃCU TO GWIAZDA ESTRADY!... Nikt mnie nie pyta o zdanie! Nie rozumiesz, co ja czuję?! Przez całe życie żyję w cieniu Eleny Gilbert! Wszyscy zwracając uwagę tylko na piękną i boską Elenę, podczas gdy Bonnie nie ma już żadnego znaczenia! Bonnie wygasła już dawno, ona jest tylko jej giermkiem. Elena jest świetna, nie ma między nią a Bonnie żadnego porównania! Ale wiesz, że mi z tym źle? Każdy zapewnia mnie, jaka to ja nie jestem ładna, podczas, gdy każdy chłopak, którego miałam, był ze mną góra miesiąc! A czemu? Bo chwilę później zakochiwał się w Elenie Gilbert!

Bonnie czuła się sobą, kiedy mu to powiedziała. Damon tylko siedział, jak zszokowany.

-Jeśli masz mi zamiar o niej paplać, to wyjdź. Nie obchodzi mnie, że Elena to, Elena tamto, Elena siamto! Koniec tematu Eleny. Mam już jej dosyć, szczerze dosyć! Moja przyjaciółka, która stopniowo odbierała mi wszystko! WSZYSTKO! A teraz wynoś się...

Bonnie usiadła na łóżku i podparła czoło rękę opartą na kolanie. Nie chciała mu ukazać, że po raz kolejny dała upust emocją i zwyczajnie się popłakała.

-Nie zdawałem sobie sprawy, że aż tak ci z tym źle... Przepraszam.

-Ty nigdy nie przepraszasz, łżesz.

Nie odzywał się przez ok. 15 sekund, które dłużyły im się jak godziny.

-Pierwszy raz przepraszam szczerze, Bonnie.

Nie powiedziała nic, chociaż okropnie ją to ucieszyło. Damon przepraszał ją za coś, za co nie mogła go winić, a jednak to zrobiła. Czuła się skrzywdzona, kiedy zobaczyła go w pokoju Eleny.

-Dlaczego tak bardzo denerwuje cię Elena? - zapytał ją powoli.

Wiedziała, że nie powiedziałby nikomu, gdyż był człowiekiem/wampirem bardzo honorowym. Nadal miała jednak wątpliwości..

-Oj, no bo wiesz... - przełamała lody. - Tak bardzo mi was żal...

-Czemu, coś nie tak? - wstał i usiadł koło niej na łóżku.

-Bo... Elena nigdy nie była taka, że skupiała się na jednym facecie. A teraz, kiedy ciebie nie było, to Stefano i ona.. Oni są razem, prawda? A teraz ty wróciłeś... I ja wiem, że zapewne u niej w pokoju tyle się działo... Pewnie wyznawaliście sobie jak bardzo się kochacie... A ja nie chcę, żebyś cierpiał - powiedziała, ale później dodała. – Znaczy… Nie chcę, by Stefan poczuł się odrzucony.

-Bonnie, nie musisz się o nic martwic - objął ją ramieniem. - Nie tylko wokół Eleny toczy się moje życie.

Popatrzyła na niego z zainteresowaniem, ale nie doczekała się dalszego ciągu zdania.

-Może i tak. Ale wiem, że ją kochasz. Tak jak każdy, kto kiedykolwiek z nią był. Elena zawsze przyciągała chłopców jak magnes. I cieszyła się z tego. Ale nie wie, czego chce od życia. Nie chcę, żeby coś ci się stało. No... I Stefanowi też.

Kłamała. Nie zależało jej na Stefanie tak bardzo, jak na Damonie. Stefan mógł pocierpieć za własną głupotę i za to, że związał się z Eleną. Że cały czas jej wybaczał, chociaż wiedział, że na boku spotyka się z jego bratem. Ale jeśli ona skrzywdzi Damona... Elena w końcu przekona się, jaką silną czarownicą jest Bonnie.

-Wiem, że ci na tym zależy - próbował podnieść ją na duchu. - Zawsze byłaś troskliwą osobą, rudziku. Ale nie musisz się o mnie martwic. Elena jest dla mnie ważna, ale nie tylko o niej ciągle myślę.

Uśmiechnęła się, przez chwilę myśląc, że to może być ona. Ale zaraz wyrzuciła to z głowy.

-Damon? - zagaiła. - Umiesz czytać w myślach? W myślach każdego?

-Absolutnie tak - uśmiechnął się tajemniczo.

-To ty wiesz, co teraz myślę?

-Masz pełne prawo do swoich uczuć, powstrzymuję się od tego, żeby przejrzeć twój umysł. Myślisz, że pytałbym cię o Elenę, gdybym mógł się sam dowiedzieć?

-Racja... Czasem wydaje mi się, że jestem głupia.

-Nie jesteś - zaśmiał się.

-Jestem, bo nie potrafię się nigdy otwarcie przyznać do tego, co czuję.

-A co czujesz?

-A co cię to tak ciekawi? - naśladowała jego ton.

-Żebyś się czasem nie zakochała w Mattcie...

-Niby dlaczego? - uśmiechnęła się.

-Bo słyszałem, że taki jeden się w tobie podkochuje - podszedł do drzwi. - Nie chcę zniszczyć jego nadziei.

Bonnie opuściła z uśmiechem głowę.

-Możesz go zapewnić, że daję mu wolną rękę - mówiła. - Z całą pewnością dam się gdzieś zaprosić.

Damon popatrzył na nią z uśmiechem, który potrwał zaledwie ułamek sekundy.

-Przekażę mu. Myślę, że będzie zadowolony z tego, co usłyszy - powiedział, a później na chwilę podszedł do łóżka. - Zaklęcie lokalizacji? Nie ładnie - parsknął z entuzjazmem.

-Każdy sposób jest dobry - odpowiedziała mu. - Musiałam znaleźć batonika.

-I tego się trzymajmy - przykucnął i włożył książkę z powrotem pod łóżko. - Ej, tu coś.. Zwisa.

Pociągnął za sznurek i w jego ręku pojawił się naszyjnik z szafirem.

-Znalazłeś go! - podbiegła i rzuciła mu się wdzięcznie na szyję. - Szukałam go dniami i nocami, a ty go znalazłeś od tak?

-Ma się ten talent - szepnął, jednak Bonnie usłyszała jego głos. Właśnie zrozumiała, że z całej siły go obejmuje, więc w popłochu się odsunęła.

-Masz - podała mu batonik, który dostała z Włoch. - Mam go od Meredith, zachowuję tylko na wyjątkowe okazje.

-Rozumiem, że ja nią jestem?

-Nie... - zaprzeczyła niesłusznie. - Znaleziono mój naszyjnik. Więc razem możemy pochrupać wafelki z karmelem.

Zaśmiał się.

-Masz naprawdę optymistyczne podejście do świata... - powiedział jakby z zastanowieniem.

-A co, mam być smutna?

-Nie, to dobrze. Całkiem chrupko, jeśli wiesz, co mam na myśli - podniósł batonik lekko do góry.

Wiedziała, więc zaczęła się śmiać.

-Jak będziesz wiedział, co to znaczy, to chyba będziesz moim guru - podała mu koszulkę z napisem, którego nie rozumiała.

-Ruda ptaszyno, mieszkałem we Włoszech od zawsze. Grzechem byłoby nie wiedzieć, co tu napisane.

-Czyli? - spytała.

-"Almeno mi sono". Można to przetłumaczyć jako "Przynajmniej jestem sobą".

-Najwidoczniej muszę się jeszcze wiele nauczyć.

Chciał chyba coś jeszcze powiedzieć, ale zrezygnował.

-Pięć minut już dawno minęło, a ty mnie nie wyprosiłaś - popatrzył na zegarek na swoim prawym nadgarstku.

-To chyba nawet lepiej, co?

-Właśnie - pokazał w uśmiechu białe zęby. - Lepiej już pójdę, zgłodniałem.

-Pa - posłała mu nieśmiały uśmiech.

-Pa - pocałował grzbiet jej dłoni. - Jestem nieco staroświeckim dżentelmenem, przyzwyczaj się do takich gestów.

,,Z chęcią" - pomyślała Bonnie, a on uśmiechnął się tak, jakby to usłyszał. Otworzył okno, posłał jej ciepły uśmiech i wyskoczył, unosząc się później w powietrze w postaci kruka. Bonnie położyła się, czytając księgę zaklęć, wyjętą spod łóżka, z myślą, że może coś jeszcze z tego będzie...



Sen Bonnie opowiadał o czymś złym.. Bardzo złym.

Damon wrócił, ale ciągle coś ich prześladowało. Pokonali fantoma, a i owszem, ale nadal coś mówiło Bonnie, że ktoś czyha na ich dusze... Tym razem była to chyba czysta zazdrość. Okropnie denerwował ją fakt, że gdzieś tam Elena myśli o tym samym, co ona: O Damonie. Może właśnie podzieliła się z nim swoją krwią? Może właśnie całują się w najlepsze, kiedy ona jest z nim po prostu na ty?

Szybko odrzuciła od siebie tę myśl. Wstała z uśmiechniętą twarzą, bo w końcu Damon żyje! Nie miała na kim się wyżalić, jak bardzo za nim tęskniła. Pewnie wszystkim zdawało się, że utrata Damona jest najgorsza dla Stefano i Eleny. Bo w końcu, Stefano był jego bratem. A Elena go kochała. Ale to Bonnie najbardziej obarczała się poczuciem winy. W końcu oddał życie, by ją uratować. A to było raczej najgorszym rozwiązaniem dla niej. Mogła już tam umrzeć, zamiast narażać go na niebezpieczeństwo i sprawiać, że teraz przed wszystkimi się ukrywa. Przed wszystkimi oprócz niej... I oczywiście oprócz Eleny.. Boże, zawsze ona - pomyślała Bonnie. Miała już serdecznie dosyć Eleny Gilbert i tego, jak myślała, że jest pępkiem świata. I co najważniejsze, że ciągle należą do niej wszyscy chłopcy z okolicy.

Przyjaźniła się z Eleną, ale powoli miała jej dosyć. Coś kazało jej się od niej odsunąć. Ale Bonnie jeszcze tego nie rozgryzła.

-Szałwia... - szepnęła, kiedy przewróciła na następną stronę księgi zielarskiej. - Właściwości lecznicze i relaksujące... A to ciekawe.

Bonnie już zaplanowała sobie wieczór. Dowiedziała się wiele na temat ziół, więc wybierze się za chwilę do nowego sklepu w mieście, w którym sprzedawano amulety, medaliki, zioła, talizmany i kamienie. Wszystko, co tylko pozwoli na odprawienie jakiegokolwiek rytuału.

Zamknęła szybkim ruchem książkę i złożyła listę, którą wykonała pod jej pomocą. Dzięki księgom wiedziała, co może kupić, żeby dzisiejszego wieczoru poczuć się należycie. Kąpiel ziołowa będzie idealna.

,,Mama jeszcze nie wróciła? Dziwne" - stwierdziła w myślach, widząc kartkę na stole, była zapisana drukowanymi literami.



TATA WRÓCI DOPIERO PO POŁUDNIU. PRZEDŁUŻYŁAM SWÓJ POBYT U JUDITH I BĘDĘ DOPIERO WIECZOREM. W LODÓWCE ZOSTAWIŁAM WAM ZAPIEKANKĘ Z TUŃCZYKIEM, ODGRZEJCIE JĄ SOBIE NA OBIAD. SKŁADNIKI NA ŚNIADANIE MASZ NA BLACIE. KOCHAM, MAMA

PS: ZJEDZ SEREK CZEKOLADOWY, NIEDŁUGO STRACI DATĘ WAŻNOŚCI :)



-No tak - powiedziała podchodząc do lodówki. - Znowu jej nie ma.

Dziwnie się czuła z tym, że mówi czasem do siebie. Ale całe szczęście, że nikt tego nie słyszy.

Wzięła jabłko z półmiska i położyła je na tacy. Następnie nalała do szklanki mleka (którą musiała z resztą napełniać 2 razy). Ukroiła kawałek chleba, wyciągnęła ten cały serek czekoladowy z lodówki i usiadła przy stole.

-Ciekawe - zastanawiała się, przegryzając jabłko. - Czy dzisiaj uda mi się spotkać z Meredith i Mattem.

Nie widziała ich już od jakiegoś czasu, a była bardzo ciekawa, co się u nich dzieje. Może Alaric i Meredith wyznaczyli już datę ślubu, a Bonnie nie ma o tym pojęcia?

-Muszę się dowiedzieć - powiedziała, wstając po łyżeczkę. - Inaczej umrę z ciekawości.

Wybrała na telefonie numer Matta (sama nie wie czemu) i oczekiwała, aż chłopak odbierze.

Cisza.

Jeden sygnał, drugi sygnał...

Cisza.

Trzeci sygnał, czwar...

-Wybrany numer jest zajęty, proszę oddzwonić później - odezwał się głos. - The number...

Bonnie pospiesznie nacisnęła czerwonką słuchawkę. Upiła łyk mleka i tym razem zadzwoniła do Meredith.

-Proszę, odbierz - powiedziała do siebie w duchu.

-Wybrany numer jest...

-Cholera! - krzyknęła, nie mogąc powstrzymać złości. - Co się z nimi wszystkimi dzieje?

W piżamie i kapciach z wesołymi królikami, które piszczały z każdym kolejnym krokiem.

-La la la, la la la, la la la la la la la - podśpiewywała w rytm znanej jej kołysanki.

Rozejrzała się po ulicy, ale nikogo nie widziała.

Sama nie wie, dlaczego, ale usiadła na mokrej od rosy trawie. Czuła, że jej piżama zaczyna powoli przesiąkać, ale nic sobie z tego nie robiła. Zupełnie tak, jakby nie czuła... I wtedy właśnie to zaprzątnęło jej głowę.

Niedaleko niej pojawiła się Elena w aksamitnej, czarnej sukni, która głęboko odsłaniała dekolt. Stała tam chwilę, czasem kręciła się wokoło, podziwiając falbany sukienki.

-Elena? - zawołała na nią, ale dziewczyna nie reagowała.

Nagle zza rogu wyłowił się Damon.

-Damon! - krzyknęła również za nim, ale wydawało się, jakby ją ignorował.

Chłopak podszedł do Eleny i objął ją mocno w talii.

-Co tu się dzieje? - powiedziała do siebie Bonnie.

Chwilę patrzyła, jak wlepiają się sobie w ślepia, kiedy zaczęło kłuć ją serce.

-My się kochamy, Bonnie - powiedział Damon.

-Nie zabieraj mi tego - dopowiedziała Elena. - Bo pożałujesz.

-Należymy do siebie, nie masz prawa tego zniszczyć... - ostatnie słowa Damona w jej kierunku podążały do Bonnie powoli i boleśnie.

Kiedy nadal nie mogła zrozumieć, o co chodzi, oni się pocałowali. Na jej oczach.

To był bardzo namiętny i ostry pocałunek.

-Moja księżniczko - powiedział do Eleny Damon.

I wtedy...

I wtedy nagle Bonnie się obudziła.

-To tylko sen? - zapytała siebie dla pewności.

Objęła poduszkę ramionami i zaczęła się w nią wtulać. Właśnie.. Przecież jak mogła pomyśleć, że ona - mizerna i brzydka istota, w dodatku czarownica, a Damon takich nienawidził - mogła tak po prostu zniszczyć miłość, o którą walczyli już od dawien dawna? Bonnie nie miała szans. Nigdy ich nie miała. Na bal poszła z chłopakiem, którego wybrała jej Elena. A maturalny bal na zakończenie, nawet, jeśli ich wszystkich tam nie było z powodu wydarzeń w Fell's Chruch i magii Strażników, również wygrała ona, została królową balu. Zakończyła szkołę wspaniale, wiedziała o tym. A atrakcyjna Elena Gilbert była dla chłopców 100000 razy lepsza od jakiejś tam Bonnie, której nazwiska nikt nie pamiętał.

-Dlaczego zawsze mam takie sny? - zapytała samą siebie.

Bała się zejść na dół, żeby czasem nie spotkało jej to samo. Jej sny często były wizjami. Zrobiła parę kroków w stronę drzwi i po cichu schodziła po schodach, opierając się o barierkę. Przeraziła się, kiedy tylko zobaczyła białą kartkę papieru na blacie, miała niemal to samo przesłanie, co w jej śnie. Podarła ją, i chociaż ogarnął ją strach, że zobaczy Elenę i Damona razem na ulicy, zadzwoniła do Matta.

Jeden sygnał..

Drugi sygnał...

Trzeci...

Nie odbierał. Bonnie była zdruzgotana, nie wiedziała co zrobić. Nagle usłyszała głos przyjaciela w słuchawce komórki.

-Bonnie? Czemu dzwonisz tak wcześnie, coś się stało?

-Matt, dzięki Bogu! - krzyknęła radośnie. - Tak się boję, miałam...

Coś przerwało połączenie. Bonnie już miała mówić dalej, kiedy zrozumiała, że przyjaciel już jej nie usłyszy. Światła w domu zaczęły zapalać się i zgasić, mimo, że nie było tego prawie widać z powodu słońca za oknami. Rolety same się zasunęły, a Bonnie oparła się o krzesło kuchenne, ze strachem, że za chwilę stanie się coś okropnego.

-Bonnie - usłyszała zamglony głos, który przeciągał jej imię. - Wyciągnij mnie stąd! Wyciągnij!

Przerażona złapała się za głowę i zasłoniła uszy, żeby nie musiała słyszeć tych przerażających odgłosów. Wszystko zostało przerwane dzwonkiem do drzwi. Rudowłosa pisnęła głośno, tak głośno, że z całą pewnością mogłaby stłuc nawet najbardziej wytrzymałą szklankę. Mimowolnie podbiegła do drzwi, przystawiając oko do dziurki na klucz.

-Bonnie, otwórz!

Skądś znała ten głos, ale coś mówiło jej, żeby nie otworzyła. Kto wie, co się tam może czaić? Mimo swoich przemyśleń, przekręciła klucz i uchyliła drzwi.

-Matt! - zawiesiła mu ręce na szyi. - Jak dobrze, że jesteś!

-Coś przerwało, myślałem, że może ci się coś stać.

-Wejdź, proszę - zaprosiła go.

Całą sytuację widział czarny kruk siedzący na gałęzi drzewa. Obwiniał się. Damon się obwiniał. Kolejny raz nie zapewnił jej bezpieczeństwa. Kolejny raz się bała, a na pomoc przyszedł jej ten jakiś Mutt. A co ona zrobiła? Rzuciła mu się wdzięcznie na szyje. A przecież mogła to zrobić dla Damona.

,,Co ja wygaduję. Salvatore, ty idioto" - przeszło my przez myśl. Po raz pierwszy czuł, że liczy się ktoś inny oprócz niego samego. I Eleny. Nagle już nie myślał o Glibertównej, która zdobyła jego serce ledwie rok temu. Teraz ważniejsza stała się mała ruda ptaszyna, której nie mógł pomóc. Nic nie dawało dobijanie się do drzwi, walenie w okno. Siła, która znajdowała się w domu Bonnie była znacznie silniejsza niż jego wampirze zdolności. Obwiniał się za to, za jej nieszczęście. Słyszał jej krzyk, a nic nie mógł zrobić. W dodatku, w odwiedziny przyszedł Matt. A Damon nie miał okazji, żeby być pocieszycielem rudowłosej i udobruchać ją.

Jednak po paru minutach, kiedy Matt wyszedł od Bonnie, dziewczyna znowu usłyszała pukanie.

-Matt, zapomniałeś czegoś? - powiedziała, kiedy już przekręcała klucz.

-Tym razem to ja - uśmiechnął się Damon. - Chciałem przyjść tu wcześniej, ale...

"Ale byłeś u Eleny?" - pomyślała Bonnie i skarciła się w myślach. "Daj mu dokończyć".

-...Po prostu.... wybacz, ale nie potrafię tego z siebie wydusić.

-Może wejdź? - zaproponowała łagodnie i wskazała mu salon.

Popatrzył się na nią niepewnie i postąpił do przodu, zakręcając w prawo. Mieszkanie Bonnie wydawało mu się nieco zbyt nowoczesne, wolał stare klimaty, ale ten w sumie też mu się podobał. Dominowały tu głównie jasnobrązowe lub kremowe barwy, więc było nieco jasno. Damon zdecydowanie wolał ciemno, mrok... No cóż zrobić. Mimo wszystko, jej rodzice mieli gust. 

-Zabawnie się to wszystko potoczyło - podrapał się w kark i rozłożył się wygodnie na fotelu. Podłożył poduszkę pod łokieć, a kiedy dziewczyna usiadła naprzeciw niego, kontynuował: - Myślałem, że Elena jest miłością mojego życia.

-Zaczyna się... - pomyślała Bonnie, ale dopiero chwilę później zorientowała się, że jej słowa wybrzmiały na głos. 

-Nie, proszę. Wysłuchaj.

Mruknęła pod nosem i pokiwała głową na "tak", po czym wpatrywała się w niego. Chłopak nawet nie zrozumiał, że przez jakąś chwilę milczał i wpatrywał się w jej piękne, rude loki... "Chwila. Ogarnij się" - upomniał się w głowie.

-Otóż, myślałem, że Elena to ta jedyna, której szukałem latami. Nie chcę się tutaj rozgadywać na ten temat, ale... Nie ona nią była.

-Nie? - spytała się Bonnie z ciekawością. Czuła w swoim sercu małą nutkę nadziei, która chwilę później od razu zgasła. Nie miała szans, prawda?...

-Szukałem ideału dziesiątkami lat, naprawdę. Po Katherine jakoś ciężko było mi się pozbierać. Ale to, co ostatnio poczułem... To zdecydowanie przewyższa moje uczucie do niej. Chodzi o to, że kocham kogoś innego i jestem tego pewny. Zrozum, ciężko mi to mówić, nienawidzę wyrażać emocji, o czym pewnie doskonale wiesz... Mimo to, jakoś się staram. 

-Pieprzony romantyk - zaśmiała się pod nosem. - W takim razie życzę ci powodzenia z tą dziewczyną.

-Słuchaj dalej - zatrzymał ją gestem. -.. Otóż wymagam od siebie tej szczerości i kilka dni myślałem nad formułą tych słów. Więc chcę, żebyś wiedziała, Bonnie...

Popatrzyła na niego w niepewności. Wiedziała, co usłyszy. Nie mogła jednak uświadomić sobie powagi tych słów. Jeśli on mówi o niej... Przecież wtedy cały jej świat nabierze lepszych barw i to o okrągłe 100%. Dotąd wyobrażała sobie swoje życie u boku Damona jako nie do spełnienia, a tutaj... Czy on naprawdę chce powiedzieć jej to, o czym marzyła tyloma latami?

-To ty jesteś tą dziewczyną. Dziewczyną z moich snów.

Stało się. Poczuła przyjemne ciepło, które przeszyło całe jej ciało. Nie wiedziała nawet, że aż tak będzie się tym ekscytować. Przez moment nie wiedziała, co odpowiedzieć, ręce zaczęły jej się trząść, a ona nie miała nad nimi kontroli. Tak, była zdecydowanie zbyt nieśmiała i niepewna siebie. Dziewczyno, właśnie spełnia się twoje marzenie, weź się w garść - zapewniała się. 

-Nawet nie wiesz - przełknęła ogromną gulę, która zebrała jej się w gardle. - jak bardzo chciałam to usłyszeć.

Z twarzy Damona natychmiast zeszło panujące na niej zmartwienie. Rozpromienił się natychmiast i obdarzył ją swoim klasycznym uśmiechem, ukazując dołeczki w policzkach. Zarzucił czarną czuprynę do tyłu i potarł palcami mały zarost, który zgromadził się na jego twarzy przez te kilka dni. Wyciągnął do niej rękę z teatralną pewnością, chociaż dziewczyna nadzwyczaj go onieśmielała. Nie czuł się przy niej jak przy pierwszej lepszej kobiecie, którą musiał oczarować. Aktualnie kryła się w nim ogromna chęć muśnięcia ręki Bonnie i przyciągnięcia jej do siebie na tyle mocno, by mógł objąć ją oboma ramionami. 
Rudowłosa ujęła jego dłoń i oboje wstali z miejsca. Zarzuciła ręce na jego szyję i wtuliła się w umięśniony tors. Wplótł palce w jej włosy i starał się nacieszyć tym wyjątkowym, pełnym jego miłości uściskiem. 
Bonnie nie wierzyła, że jej się udało. Zacisnęła mocno oczy myśląc, że to tylko sen, ale nie chciała się budzić.
Nie wyobrażała sobie, jak jej uczucie do Salvatore'a jest duże. Nawet nie wiedziała, że on obdarzy ją tym samym. Jedno było pewne... Kochali się.
I oboje wiedzieli, że razem wieczność.



Hejka x
Dzisiaj przychodzę z tym do was z tym
Mam nadzieję, że nikt się na tej pracy nie zawiódł, bo jest to wynik "edytowania" (?) mojej starej jak świat pracy. Jestem tak wielką fanką Pamiętników Wampirów w postaci książki, jak i serialu, że nie mogłam się oprzeć przed publikacją tutaj.
Od jakiegoś czasu obiecuję sobie, że porobię kilka zamówień i jestem w trakcie paru z nich, więc dam spojler dla osób, które czekają na swoją pracę: niedługo ukaże się os o dielettcie, chanelkach, fedemile. No chyba, że coś mi wypadnie z planów. Naprawdę staram się wyrabiać czy coś, ale momentami doskwiera mi totalny brak weny i czasu na spełnienie wszystkich waszych oczekiwań. Nie jestem osobą, która dodaje coś niedopracowanego i jeżeli czuję, że jest niekompletne, to po prostu nie jestem w stanie opublikować. Dlatego wybaczcie mi to moje pozorne lenistwo.

Zapraszam was do składania zamówień na wasze własne One Shoty  i zostawienie po sobie śladu w komentarzach. To naprawdę motywuje do dalszego działania.

 Enjoy!
Patty  




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Każdy, najdrobniejszy komentarz daje nam motywację do publikowania kolejnych prac. Może poświęcisz dla nas chwilkę i wyrazisz swoją opinię? ☼

Szablon by
InginiaXoXo