29 maja 2016

[110] Leonetta "Shadowhunter"



Tytuł: "Shadowhunter"
Para: Leonetta
Rodzaj: Horror, Paranormal
Autorka: Crazy D.


 

   I pomyśleć sobie że moja stuknięta matka miała rację. W naszym świecie istnieją duchy, demony i wszystkie potworne stworzenia, te które podobno siedziały nam pod łóżkami gdy byliśmy młodsi, te w których rzeczywistość nie wierzyłam. Przynajmniej do czasu do kiedy moja rodzicielka została zamordowana w tajemniczy sposób a wszystko wskazuje na to że to nie była to żadna żywa istota. Najzabawniejsze-czujecie sarkazm?- że gdy za pierwszym razem zdarzyło jej się zauważyć coś dziwnego to całkowicie ją zbyłam, a teraz mam za swoje. Zostałam sama bo nie umiałam pomóc najbliższej mi osobie.

   Siedzę sobie spokojnie w fotelu z książką w ręku i raz za czasu popijam herbatę z kubka stojącego na stoliczku obok miejsca na którym się rozsiadłam. Kilka stron dalej zaczyna się akcja która pochłania moje myśli w stopniu maksymalnym. Zaraz ma się okazać czy główna bohaterka zabije chłopaka w którym skrycie podkochiwała się od liceum. Sięga po sztylet ukryty za paskiem i patrzy w oczy ukochanego ze smutkiem ale i złością. Zamachuje się i.... I moja mama wpada do pokoju z krzykiem który mógłby obudzić co najmniej pół miasta.
   - Czemu się wydzierasz? Właśnie Annie dokonuje wyboru co do zabicia Devona!
   - Ww...ww...wiwi...widziałam ducha!
   - Maaamo no! I dlatego mi przerywasz? Akurat w kulminacyjnym momencie?!
   - Ale ja nna prawdee ssię boje... Zrób coś
   - Do czego to doszło żeby córka musiała tłumaczyć matce że duchy nie istnieją- wyszeptałam do siebie po cichu a dodałam już głośniej- Mamo, jest różnica między światem realnym a fikcyjnym. W świecie fikcyjnym bowiem dzieją się takie  opowieści o duchach, wilkołakach i innych stworzeniach nadprzyrodzonych. Świat realny bowiem, a przypomnę ci że do niego należymy, różni się od tego nieprawdziwego tym że tutaj nie ma miejsca na takie sytuacje. Rozumiesz? To co widziałaś nie istnieje! Możliwe że za dużo naoglądałaś się filmów mamusiu- uśmiechnęłam się jeszcze i z powrotem zasiadłam z książką na fotelu.

--------------

   Ubieram przygotowane dzień wcześniej ubranie mające za zadanie zakryć jak największą powierzchnię mojego ciała i związuję w kitkę ciemne długie włosy pozostawiając je na plecach. Następnie wychodzę z domu i zatapiam się, jak codziennie zresztą, w czarną jak kawa noc. Może dzisiaj coś mi się uda zdziałać. Kieruję się dobrze znanym mi szlakiem, przechodząc przez spowite w mroku kamienice. Zabawne że są tak mroczne jak moje serce.
   Znajduję się na opustoszałej dawno ulicy. Ulicy uważanej za nawiedzoną. Co zabawne, jest ona celem mojej teraźniejszej podróży. W każdym zakątku może chować się coś niezwykłego. Wszędzie coś mnie może zaskoczyć. Na wszystko zwracam szczególną uwagę by niczego nie przegapić, zwłaszcza że mogę nie przeżyć spotkania z czymś niezwykłym z tej ulicy.
   Podchodzę do zniszczonego rdzą znaku z nazwą alejki i dziwię się ponieważ nigdy wcześniej jej nie zauważyłam. Z rozwagą kieruję swój wzrok na daną uliczkę i ze szczególną uwagą lustruję każdy jej zakamarek. Powolnym krokiem kieruję się w jej wgłąb nie wiedząc co może mnie spotkać. W oddali widzę zarysy budynków i jakieś mury. Jakby ukryta dzielnica. Natychmiast, mimo że dalej w spowolnieniu, skręcam w tamtą stronę.
   Po przekroczeniu zniszczonej, prawdopodobnie wyjedzonej przez korniki, bramy rozglądam się po całej przestrzeni rozciągniętej przede mną. Szczerze mówiąc nic specjalnego się tu nie znajduje. Kilkanaście obskurnych budynków, porozwalane wszędzie kartony i ta stęchlizna wymieszana z odorem alkoholu oraz dymem papierosowym sprawiają że nie można nazwać tego miejsca inaczej niż slumsami. 
   W pewnym miejscu świeci się przekrzywiona latarnia pod którą zauważam jakiegoś mężczyznę ze spuszczoną głową odzianą w kaptur. Odziany jest podobnie do mnie; na nogach błyszczą czarne, wysokie buty, ciemne jeansy i ciemna bluza. Im bliżej podchodzę tym wyraźniej czuję bijącą od niego pewność siebie. Moment później widzę jego tęczówki. Są niepokojąco zbyt zielone. Zbyt czyste i lśniące by mogły być prawdziwe. A jednak jestem pewna że to wszystko dzieje się na prawdę.
   - Jestem Leon - mówi głębokim głosem i wyciąga dłoń w moją stronę. - A ty jesteś Violetta.
   - Tak, jestem Violetta - powtarzam nieufnie.
   Uśmiecha się szeroko pokazując ostre zęby w pełnej okazałości. Nie jest człowiekiem. Na pewno nie.
   - Tak, masz racje. Nie jestem człowiekiem w porównaniu do ciebie - oznajmia. - Należę do starego rodu demonów. Sam istnieję dłużej niż potrafisz sobie to wyobrazić. Znałem także twoją matkę. Ciekawa była z niej osoba, choć trochę zbyt ciekawska. Chciała poznać zagadkę dręczącą każdą matkę. Czy jej dziecko, ty, będzie zdrowe, czy poradzi sobie w życiu.
   - Po co mi to mówisz? - zapytałam nie rozumiejąc jego monologu.
   - Ponieważ wiem co się z nią dzieje.
   - Tak, ja też wiem. Nie żyje.
   - To tylko ty tak myślisz. Tylko zrzuciła cielesną powłokę. Za informację które jej powierzyliśmy musiała zapłacić wysoką cenę. Teraz błąka się po świecie jako jedna z nas. 
   - O czym ty znowu pieprzysz?
   - O tym że twoja matka żyje, tyle że odmieniona. Ona już nic nie czuje.
   - W takim razie już dla mnie umarła. Dwa lata temu.
   - Skoro tak uważasz to niech będzie, ale pamiętaj że jeszcze się spotkamy.
   Wraz z tymi słowami zniknął z miejsca w którym widziałam go jeszcze minutę temu.

-------

    Wchodzę do opuszczonego miasta i od razu patrzę na mur pod którym stał on. Nie ma go. Nie ma go tak samo jak nie było go tutaj ostatnie trzysta dwanaście razy gdy tu byłam. Za to stała tam zupełnie inna osoba. Osoba której nie spodziewałam się spotkać już nigdy więcej. Podczas gdy ja nieufnie podchodziłam i uważnie lustrowałam ją wzrokiem, moja matka bez żadnego uczucia patrzyła na mnie i na moje poczynania. Gdyby nie to że codziennie przyglądałam się jej zdjęciu i widziałam kontury jej twarzy w ogóle bym jej nie poznała. Kiedyś kobieta której z twarzy nie schodził uśmiech teraz wyglądała na skazaną za to marną imitację człowieka.
   Nagle, bez tego ni owego, skoczyła ku mnie z uniesionym sztyletem pragnąc najprawdopodobniej ugodzić mnie w serce. Cudem zdążyłam odskoczyć na bok zdziwiona agresywną postawą kobiety. Chociaż zaraz... Leon wspominał że to już nie jest ta sama kobieta. Że się zmieniła, i to wcale nie na lepsze.
   Kolejny skok. Tym razem nie zdążyłam się ruszyć więc zostałam przygnieciona ciałem dość drobnej kobiety która, mimo wszystko, nie należy do najlżejszych osób. Wyciągnięta przed momentem broń zza paska spodni nie miała nawet szans mi pomóc ponieważ kobieta trzymała skutecznie moje ręce. Drugą zaś ręką wzięła zamach i jestem pewna że gdyby nie czyjaś dłoń spychająca ją ze mnie, nie było by mnie tu już. To wszystko w ogóle nie mieści mi się w głowie.
   Ostatnim spojrzeniem rejestruję mojego wybawcę.
   Leon.
   Ciało demona leży niecałe 10 metrów dalej, a mój wybawca podchodzi do mnie i kuca.
   -Śpij. Gdy się obudzisz twoja matka będzie zdrowa, a i ty będziesz czuć że to nigdy nie miało miejsca. 
   - A co z tobą?
   - Ze mną? Ja będę tuż obok.
    I tak faktycznie się stało.

HOLA!
Szczerze mówiąc to podoba mi się to co wyżej napisałam. Wszystkim hejterom od razu podziękuję za planowaną interwencję ponieważ tym razem uważam że się postarałam i że to jedna z lepszych moich prac. Mimo że na początku miała być inna to teraz wyszła nawet lepiej niż planowałam. 
No ale ostateczne decyzje należą do was.
Adios! :D

1 komentarz:

  1. To jest piękne
    Fantastyczne
    Fanny pomysł miałaś na tego One Shota.

    OdpowiedzUsuń

Każdy, najdrobniejszy komentarz daje nam motywację do publikowania kolejnych prac. Może poświęcisz dla nas chwilkę i wyrazisz swoją opinię? ☼

Szablon by
InginiaXoXo