28 czerwca 2016

[117] Sophie Borkowska „Panna Carter”

Tytuł: „Panna Carter”
Osoba: Sophie Borkowska
Rodzaj: obyczajowy
Uwagi: ja sama nie wiem, kiedy rozgrywa się akcja, ale załóżmy, że w XIX wieku. Poza tym, zupełnie nie wiem o co w tym chodzi, ale trzymajmy się tego, że jest inaczej.
Autorka: captain



Zaskoczona panna Carter otworzyła szerzej usta.
— To niedopuszczalne! — ryknęła na stojącą w kącie, bezbronną Sophie. — Jak możesz tak się pokazywać?! W moim domu!
Panna Carter parskała i hukała tak, że Sophie popłakała się ze strachu i beznadziejności sytuacji w jakiej została postawiona.
Dom państwa Wilsonów przypominał ogromną willę z opowieści o tych smętnych, przepełnionych pychą, bogatych snobach, o których opowiadała matka Sophie, pani Borkowska. Podobało jej się w nich najbardziej to, że nie zwracali zbytniej uwagi na to, na co wydają pieniądze i że mają czas na przyjemności takie jak rozmowa w Central Parku. Właśnie towarzyszenie szefowi i prawie-szefowej w spacerach skusiło ją do przyjęcia pracy w domu pana Wilsona i jego syna. Panna Carter wraz z pojawieniem się Sophie w domu, mianowana została na zastępcę pana Wilsona, co dawało jej wielkie pole do popisu i pozwolenie na wydzieranie się na resztę służby.
Sophie wiedziała dlaczego panna Carter jest zła. Domyślała się, że chodziło o jej potajemne spotkanie z synem pana Wilsona — Georgem. Spędzili razem potężne dwadzieścia minut, podczas których Sophie wyżaliła mu się jak okrutnie traktowana jest przez dowodzącą służby. Płakała, jęczała, zawodziła i choć było jej z tego powodu później wstyd, to nawet się nie zająknęła w swoim wielkim wywodzie. George Wilson za to złapał ją za dłoń i pocieszająco ścisnął, obiecując, że więcej taka sytuacja się nie powtórzy. I uśmiechnął się do Sophie tak urzekająco, że pod dziewczyną ugięły się kolana. Sophie poczuła przyjemny dreszcz, a jasne włosy na jej rękach stanęły dęba. Młodszy pan Wilson jej wysłuchał!
Ale gdy tak płakała i żaliła się, na taras z hukiem, tupiąc groźnie obcasami o chłodną posadzkę, wkroczyła panna Carter. Prawdziwa bestia z niej była — długie, platynowe włosy, mocno zaciśnięte duże usta w nienaturalnie jasnym kolorze i lodowate, błękitne oczy — choć nawet trzydziestu lat nie skończyła. Paliła cygaro jak mężczyzna, ale tylko gdy szef nie widział i zakładała nogę na nogę siadając w najwygodniejszym i największym fotelu w salonie z kominkiem. Tak. Panna Carter była straszna.
I raz pociągnęła m n i e za ramię! Jak b o l a ł o!
— Czego ryczysz, głupia? — zapytała schodząc z groźnego tonu. — O, tak, oczywiście. — Spojrzała na nią z kpiną. — Nie chodzi mi o twoje schadzki z panem Georgem. Mam to gdzieś. Tylko pan Wilson nie...
— Boże, błagam, nie! — zawyła Sophie jeszcze głośniej płacząc.
Panna Carter prychnęła głośno z odrazą i pokręciła głową.
— Nie wiem dlaczego w ogóle Dick zatrudnia takie osoby jak ty. Tylko ryczysz i ryczysz, a gdy cię o coś łaskawie proszę to nie wykonujesz polecenia. Wolisz iść do George'a. Masz szczęście, że sama robię te rzeczy, które ty powinnaś, dziecko. Masz szczęście, że mam cierpliwość i że pan Wilson jeszcze się nie dowiedział!
Sophie zatrzepotała rzęsami i zbliżyła się do panny Carter, składając ręce jak do modlitwy.
— A więc o co chodzi, dobra pani?
— O twoje buty! Są okropne! I brudne.
Panna Carter była jednak okrutną furiatką.


to jest za krótkie i w ogóle będę z tego powodu płakać, bo kompletnie nie miałam czasu, żeby coś napisać. Właśnie przed chwilą to zrobiłam, bo tak to w monitor ciągle gapi mi się siostra, a tego nienawidzę. Cóż, moje niezorganizowanie więcej się nie powtórzy. Wyślę ją na rolki czy coś. Strzałka. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Każdy, najdrobniejszy komentarz daje nam motywację do publikowania kolejnych prac. Może poświęcisz dla nas chwilkę i wyrazisz swoją opinię? ☼

Szablon by
InginiaXoXo