27 lipca 2016

[121] Clace "Pański syn jest wspaniały"

Tytuł: "Pański syn jest wspaniały"
Para: Clace ( Clary + Jace )
Rodzaj: Obyczajowy, romans
Uwagi: Złożony z wielu scen, narrator trzecioosobowy
Jace w przeciwieństwie do książkowego jest Brytyjczykiem





    Rudowłosa dziewczyna otworzyła pergaminową kopertę z wyraźnym zainteresowaniem. Zaskoczyła ją pieczęć nałożona na jej żółtawy środek. Oznaczała ona rodzinę Herondale. Ród jeden z najbardziej znakomitych na świecie, właśnie wysyła do niej list dostarczony przez wyjątkowo przystojnego Nocnego Łowcę. Próbowała wydusić z niego słowo, ale on jedynie wskazał palcem na list i uśmiechnął się zalotnie. Był piękny, jeśli można było tak opisywać faceta. Jego blond włosy były perfekcyjnie ułożone, śnieżnobiałe zęby zdobiły jego niesamowitą twarz. Miał mocno zarysowane rysy i anielskie oczy. Nie pociągał ją dotąd żaden mężczyzna, do tego tak mocno. Odczuwała przy nim skrępowanie, dlatego odwróciła wzrok i głośno wypuściła powietrze. Otworzyła kopertę jednym szarpnięciem.

Droga Clarisso Fray

  Słyszałem wiele pogłosek o zwiększeniu się w pani rejonie ilości demonów.

  Strasznie się zaniepokoiłem faktem, że wasz Instytut jest tak bardzo ubogi w wykwalifikowanych Nocnych Łowców. U nas w Londynie, jest ich aż zbyt wiele. Anglia jest od ponad dwudziestu lat cichym i spokojnym miejscem. Coraz rzadziej pojawiają się na naszej mapie demoniczne moce, dlatego zainteresowaliśmy się waszym – i wieloma innymi- przypadkiem. Z radością i nadzieją powiadamiam panią, że zaopatrzam waszą armię w mojego wybitnego i ambitnego syna, Jace’a. Mogę poświadczyć, że jest on nie tyle inteligentnym co i uczciwym człowiekiem. Z ubolewaniem go pani oddaje.
  Proszę również o dyskretnym informowaniu mnie o jego postępach i życiu w Nowym Jorku. 
Z nadzieją 

                             Stephen Herondale

Clary odłożyła białą kartkę zapisaną pięknym czarnym atramentem na blat biurka i z powątpiewaniem spojrzała na wysokiego blondyna. Świadomość, że on patrzył na nią z wyższością i nieodgadnioną śmiałością doprawiła, że wszystkie jej żyły zaczęły płonąć. Uniosła jedną brew i znów wypuściła powietrze tym razem z ulgą wypisaną na twarzy.

- Jace Hernondale, witam Cię w moich skromnych progach Instytutu – wydukała bardzo rzeczowym tonem.

- Nazywam się Clarissa Fray. Jestem twoją przełożoną. Mogę Cię oprowadzić i pokazać cały budynek, a nawet muszę. – uśmiechnęła się z zakłopotaniem. Dlaczego przy nim brakowało jej słów? Mężczyzna szybkim ruchem wstał z krzesła i oznajmił bez ogródek.

- Sam się dowiem co i jak. Nie musi się pani fatygować.

- Proszę nie zwracać się do mnie tak oficjalnie. Nie jestem dużo starsza od pana, dostałam ten Instytut w spadku po rodzicach, którzy zginęli przedwcześnie. Jestem taką samą osobą co pan. Może pan nazywać mnie Clary – odparła mocno akcentując ostatnie słowo. Jego wyraz twarzy nadal się nie zmienił, blondyn jedynie jeszcze bardziej zacisnął pięści. Co go tak niepokoiło?

- Jeśli chcesz, Clary.


I wyszedł z pokoju, trzaskając drzwiami. W tym człowieku było coś bardzo intrygującego. Dziewczyna postanowiła nie odpuszczać tak łatwo i zaczęła wyszukiwać w komputerze odpowiedniej misji dla tak trudnego blondyna. 
***
    Siedział w kuchni opierając się o blat stołu i z zacięciem rozmawiał z Alec’iem. Zdziwiła się na ten widok. Chłopaki szczerze się do siebie uśmiechali i wymieniali poglądy. Podsłuchiwała ich przez pewien czas, a gdy wątek zszedł na jej osobę uważniej wytężyła słuch. Młody Lightwood opowiadał przybyszowi z Londynu zabawne historie związane z jej niedopatrzeniami i niedopracowanymi pomysłami. Jace niewzruszony, nawet nie udawał zaskoczonego.

- Od razu wyglądała mi na wariatkę. – powiedział łagodnym tonem.

To wystarczyło, aby rudowłosa weszła do gry. Ze zgrozą wypisaną na twarzy podeszła do dwójki jej „kolegów’’ po fachu. Spiorunowała wzrokiem ich oboje, po czym gwałtownie rzuciła im przed nos kartkę wypisaną instrukcjami. Chłopcy spoglądali na nią ukradkiem i z udawanym zapałem wgłębiali się w podany im tekst. Pierwszy odezwał się Alec, który jak na starszego przystało postanowił podjąć się zadania. Chwilę później dołączył do niego blondyn, lustrując zaciekle wzrokiem Clary i zastanawiając się czy słyszała ich wcześniejszą rozmowę.

- Dobrze Alec’u, że jesteś taki chętny do współpracy z nowym kolegą. Jednak tobie powierzam inne zadanie.

- Jakie? – odparł niezbyt zaciekawiony, podnosząc do ust kubek gorącej herbaty

- Pojedziesz z Church’em do weterynarza. – szatyn zakrztusił się napojem i zaczął dramatycznie kaszleć.

- Clary, nie jestem opiekunem tego kota! – krzyknął wzburzony. Miał w planach poważniejsze zadania.

- Proszę Cię, to Magnus go tutaj przywlekł i z tego co mi wiadomo masz z nim bliższy kontakt niż my. To jest wystarczający argument. – zaopiniowała.

- Czekaj, kto to Magnus i co on ma do rzeczy? – wtrącił się Jace, który najwidoczniej nie doszedł jeszcze z Alec’iem do tej części rozmowy.

- Nieważne. Ty idziesz ze mną. – wskazała palcem na blondyna i lekko poruszała brwiami. Nie wiedziała dlaczego, ale chciała spędzić z Herondale’m więcej czasu.

- Nie, nie idę. Wolałbym się zakopać niż spędzić z tobą więcej niż piętnaście minut. – parsknął Jace. Zamroził ją spojrzeniem.

- Nie wiem gdzie byłeś wcześniej i czego cię nauczono, ale tutaj panują pewne zasady, kochaniutki. – nie dała za wygraną i przybliżyła się do niego, całkowicie zapominając o obecności Aleca.

- Słabo podrywasz. – mruknął niezadowolony. Zwlekł się z krzesła i ruszył w stronę zbrojowni, którą już zdążył poznać. Rudowłosa nie opatrzyła już tego żadnym komentarzem.

- To do jakiego weterynarza mam jechać? – spytał jak zawsze zagubiony Alec. Dziewczyna podała mu łagodnie wizytówkę i zniknęła za najbliższymi drzwiami. 
***
   - Tu jest naprawdę ciemno!

Oboje znaleźli się właśnie w opuszczonej posiadłości, niedaleko Central Parku. Co weekend odbywały się tutaj huczne imprezy nastolatków. W tygodniu miejsce to stało niemal całkowicie puste, ale jedynie Przyziemni niczego tu nie dostrzegali. Roiło się tutaj od demonów, ciemnych, okropnych stworzeń. Nigdy ich nie brakowało, a zaraz po śmierci jednego gdzieś na świecie odradzał się inny. Każdy normalny człowiek ujął by to komentarzem: „Walka z wiatrakami” , ale w tym przypadku stanowiło to ich zawód i powołanie. Nie mieli wyboru. Dodatkowo ich praca była zawsze niebezpieczeństwem.

- Jakaś ty spostrzegawcza. Może byś wyjęła swój kamień? – zaproponował blondyn, wyjmując z pochwy swój seraficki miecz. Uwielbiał ten rodzaj broni.

- Kretynie, nie mo… - przerwała kiedy oślepił ją nagły błysk. Z czujnością rozglądała się po bokach i nagle dostrzegła rój demonów. W efekcie rzuciła się w nich z rozświetlonym serafickim ostrzem. Zdesperowany Jace ruszył za nią, kręcąc z niedowierzaniem głową.

- Mówiłem Ci, że jestem najlepszy! – ujął delikatne jej ramię i z uśmiechem na ustach wypominał jej ilu demonów zgładził.  Ona przysłuchiwała mu się lekko speszona, ponieważ dała się omotać i w czasie walki więcej czasu poświęcała na przyglądaniu się jego sylwetce, niż na rzeczywistym pomaganiu w bitwie.

- Gdzie te łapska! I jak już powiedziałam musiałam się Ci przyglądać, aby sprawdzić jak walczysz. – odpowiedziała bez zastanowienia. On lekko zmrużył oczy i posłał jej radosny uśmiech, który nie był ani trochę szczery. Sztucznie udawał, aby zrobić na niej wrażenie.

- Wiem, że przyglądałaś się mi z innego powodu. Przecież jestem boski! – mrugnął zalotnie i odwrócił się w jej kierunku, skutecznie zablokowując drogę.  

- Boski? – zaśmiała się z niedowierzaniem – Ani trochę.

- Wiem jak działam na kobiety, Clary. -wyszczerzył zęby, ale nie przepuścił jej. Stał nad nią i powalał ją zabójczym spojrzeniem.

- Jeśli myślisz, że już się na Ciebie rzucę to jesteś idiotą. – prychnęła – Zresztą już nim jesteś.

Zręcznie go wyminęła i biegiem puściła się do samochodu. Po kilku minutach znalazł się na miejscu pasażera, oddychając ciężko i popijając wodę z butelki.

- Aż tak Cię dzisiaj wymęczyłam? – przysunęła się bliżej niego i spojrzała mu w oczy.

- Jeszcze zobaczymy kto tu kogo wymęczy – wysapał, oddalając się od niej i wbijając wzrok w zachmurzone niebo Nowego Jorku.
***

Kilka tygodni później…



   Aktualnie zbliżał się koniec roku kalendarzowego z tym przychodziły również podsumowania i refleksje. Jak każdego sylwestra cały Instytut miał świętować razem, w wielkiej sali balowej. Organizacją zawsze zajmowała się Clary, gdyż jedynie ona znała się na urządzaniu takowych przyjęć. Zawsze wyglądały one bardzo oficjalnie, ale w tym roku postanowiła całkowicie zmienić klimat. Ktoś podsunął jej pomysł na zrobienie totalnej imprezy. Zastanawiające jest to, że tym kimś okazał się Jace, który postanowił jej pomóc. Od pewnego czasu całkowicie wyzbył się swojej ironii i można było z nim normalne porozmawiać. Wymieniali się poglądami i często rozmawiali do późnych godzin, aby odejść do swoich pokoi ze smutkiem i żalem wypisanym na twarzy. Rudowłosa właścicielka Instytutu postanowiła zmienić ich relację już tego magicznego wieczora. Po prawdzie, od pierwszego wejrzenia spodobał jej się ten blondyn z powalającym głosem.



    Poprawił swój błękitny krawat i po raz kolejny przejrzał się w lustrze. Osobiście uważał, że wygląda zachwycająco, co Clary na pewno się spodoba. Jeszcze raz przeczesał włosy i z gracją wszedł do sali, trzymając szarmancko dłonie w kieszeniach. Co jak co, ale jego wybranka się postarała. Dostrzegł rudowłosą dziewczynę, ubraną w błyszczącą sukienkę do kolan. Na jej szyi lśnił perłowy naszyjnik, dodający uroku jej uroczej twarzy. Włosy zaplotła w warkocz, a usta pomalowała krwistą szminką. Kto by pomyślał, że on zakocha się w takiej wiewiórce. Ruda nie zwróciła najmniejszej uwagi na jego przybycie, dlatego on musiał jak zwykle wziąć sprawy w swoje ręce. Zwrócił się w jej kierunku, po drodze zabierając dwa kieliszki szampana. Kiedy znalazł się blisko niej, głośno odchrząknął, aby odciągnęła się od plotkujących koleżanek. Clary z olśniewających uśmiechem radośnie go powitała. Podał jej kieliszek szampana i postanowił wznieść z nią wyjątkowy toast.

- Za nas, Clary.

Zdezorientowana Clarissa pokiwała lekko głową i wypiła cały kieliszek. Spoglądała na niego ukradkiem, jednak starała się ukrywać coraz czerwieńsze policzki.

- Zatańczymy? – zaproponował, podając jej dłoń

Bez wahania, uścisnęła mu rękę i wbiegła na parkiet. Akurat grano bardzo wolny kawałek, więc twarz dziewczyny spochmurniała. Musiała dostatecznie się do niego zbliżyć i zatopić się w jego ramionach. Clary wyczuwała drogie perfumy, które podarowała mu na gwiazdkę. Delikatnie ocierał się o jej policzek, co wywołało u niej nagły dreszcz. Jego dłonie były chłodne i piękne. Długie palce pianisty łączyły się z jej wyjątkowo krótkimi w głębokim uścisku. Oddech Jace’a przyspieszył, kiedy dziewczyna odciągnęła się od jego szyi i spojrzała mu w oczy. Długo milczała, obdarzając chłopaka nieśmiałymi uśmiechami. Blondyn postanowił skupić się na tańcu, który z każdym krokiem był coraz bardziej intymny. Nie chciał psuć chwili nagłym wyznaniem.

- Nic nie powiesz? – wyjąkała zaskoczona.

- A co chciałabyś usłyszeć? – odparł i znów zakołysał ją w tańcu.

- Wszystko co siedzi w twojej głowie. – odrzekła, zmniejszając odległość między nimi do minimum

Rudowłosa ułożyła zgrabnie ręce na jego ramionach, a on położył dłonie na jej biodrach. Kiedy dostał pozwolenie na działanie, wyrażone w lekkim kiwnięciu głową, pocałował ją z wielkim zapałem i zachłannością. Clary przyciągnęła go do siebie, zaplatając palce na jego szyi. On jedną dłonią wplótł palce w jej włosy, drugą zataczał wymyśle wzory na jej plecach. Trwali w tej pozycji przez kilka minut,  byli w euforii. To Jace pierwszy odsunął się od rudowłosej i zachwycony przytulił ją do siebie.

- To było coś – oznajmiła w przypływie chwili

- Ach, to dopiera pierwsza z moich licznych umiejętności – powiedział, całując jej policzek.
***
    Szanowny Stephen’ie Herondale

   Tak, jak pan prosił odpowiadam na pański list z ogromną wdzięcznością. Jace świetnie sprawdził się w nowej roli, a naszą drużynę wzbogacił świetnymi kwalifikacjami. Teraz na pewno go panu nie oddam.

  Pański syn jest wspaniały.
 Z wyrazami wdzięczności

Clarissa Fray

Hey!
Ten shot miał całkowicie inaczej wyglądać i zdaję sobie sprawę, że zepsułam nieco końcówkę.
Nie jestem wielkim fanem serialu, ani filmu o Darach. Książki pokochałam całym serduchem i bardzo je polecam.
Zapraszam do składania zamówień i do następnego <3



2 komentarze:

Każdy, najdrobniejszy komentarz daje nam motywację do publikowania kolejnych prac. Może poświęcisz dla nas chwilkę i wyrazisz swoją opinię? ☼

Szablon by
InginiaXoXo