Tytuł: "Love's to blame"
Para: Dramione
Nie było możliwości cofnięcia czasu.
Hermiona musiała podjąć jedną z najważniejszych decyzji w swoim
życiu. Obiecując ją wypełnić zmieni swoje życie i nigdy nie powróci do normalności.
Odrzucając, prawdopodobnie skaże świat na przegraną i niszczycielskie
zwycięstwo Voldemorta. Odpowiedź nie potrafiła wypłynąć z jej ust.
Zdezorientowana przyglądała się Gryfonom szukając w czyiś oczach oparcia. Oni jedynie odwracali
wzrok, nie chcąc okazać po sobie w jak trudnym położeniu się znaleźli. Pewne
niebieskie tęczówki zaparcie wpatrywały się w podłogę. Szatynka nie spodziewała
się tego Ślizgona tutaj. Sądziła, że ostatnim miejscem gdzie mogłaby znaleźć
Dracona byłby Hogwart. Nie wiedziała co czaiło się w jego duszy i w jakim
stopniu była ona złamana.
Objęła się swoimi rękami, marząc aby czas mógł się
zatrzymać. Wiedziała, że jest ostatnią deską ratunku. Tylko dlaczego nikt nie
chciał jej pomóc? Dlaczego musiała sama skazywać siebie na samotność? Dlaczego to ona miała poświęcić swoje życie? Dlaczego to właśnie ją wskazano?
Usłyszała ciche stęknięcie i odwróciła głowę w stronę
blondyna. Jego mroczny znak lśnił w świetle Księżyca. Przez chwilę wpatrywała
się w jego długie i smukłe palce. Potem zwróciła oczy ku jego twarzy i
zauważyła podkrążone oczy. Mocniej zarysowane rysy twarzy świadczyły o
wyczerpaniu. Doskonale znała przyczyny jego chudej sylwetki,
sama nie wyglądała lepiej. W normalnych okolicznościach zapytała go o jego
samopoczucie, a on odgryzłby się jej jakąś wredną uwagą. W tamtej chwili
liczyło się jedynie jego spojrzenie, wyrażające więcej niżeliby chciała
wiedzieć.
Jesteś naszą nadzieją
Jedna jej strona wolałaby, aby zhańbiła swoje nazwisko i na
zawsze pozostała znienawidzona przez miliony czarodziei na całym świecie. Druga strona chciała jednak ratować szkołę i
przyjaciół.
Przerosło ją to i nie
ukrywała już dłużej łez.
Okazałe się one jeszcze cięższe niż wstrzymywanie ich przed
światem. Wydawało jej się, że ich potok żłobi na policzkach krwawe rany.
Harry przez chwilę się wahał, jednak podszedł do niej żwawym
krokiem. Wziął ją w objęcia, na co ta wybuchła niekontrolowanym szlochem.
Czuła, jakby było to ich ostatnie spotkanie, a następne miało nigdy nie
nadejść. Bezsilność przeplatała się ze strachem. Przeraźliwie się bała
spotkania z Czarnym Panem. Przeraźliwie się bała zostania z nim na zawsze.
Chłopak niechętnie się odsunął i spojrzał jej w oczy. Ufała
mu i pragnęła zapewnia o bezpieczeństwie jej misji. Pragnęła, żeby Wybraniec
poklepał ją po plecach, mówiąc: „Wszystko będzie dobrze”.
Dobro było w tym momencie takie nic nieznaczące, znikome.
Poczuła zimną dłoń, oplątującą jej. Rozpoznałaby ten palce o
każdej porze dnia i nocy. Głośno
przełknęła ślinę i spojrzała na stojącego obok Malfoya. Nie spoglądał jej w
oczy, ze śmiałością wypisaną na twarzy patrzył na wszystkich zgromadzonych.
Hermiona poczuła ciepło bijące z jego serca. Z serca, które jeszcze parę
tygodni temu było zamknięte na jakiekolwiek uczucie. Na jakąkolwiek miłość.
- Nie pójdziesz tam sama.
W tych czterech słowach znalazła się jej cała nadzieja i
ufność. Błagała w myślach, aby wieczność która jej jest pisana, nie okazała się
zgubna. Mocniej ścisnęła jego dłoń na znak poparcia.
On czuł się zobowiązany do pomocy, po tych wszystkich
krzywdach które wyrządził im, a w szczególności jej. W tamtym czasie nie miała znaczenia krew, nie było ważne
pochodzenie czy wychowanie. Zrozumiał jak bardzo próbował oszukiwać sam siebie
i wmawiał sobie, że ucieknie przed odpowiedzialnością. Już więcej nie walczył
ze świadomością swojej porażki.
Oboje chcieli wyjść z tego cało. Jeszcze raz obdarzyli
swoich przyjaciół tęsknymi spojrzeniami i nieoczekiwanie wpadli sobie w
ramiona. Był to bardzo czuły gest, może i najczulszy w życiu chłopaka. Życiu,
które stało się takie kruche z dnia na dzień.
Jako najdzielniejsza z wszystkich, do przodu wystąpiła Ginny Weasley. Nawet ona z trudem przemawiała:
- Będziemy się starać cię wydostać. Was wydostać. –
poprawiła się po chwili
Jej głosie towarzyszyła nurtująca cisza. Wiele chciała
powiedzieć – szatynka odczytała to w jej oczach. Na niewiele miała odwagę.
- Nie lubię pożegnań. – Hermiona uśmiechnęła się słabo –
Dlatego nie przedłużajmy, dobrze?
Milczenie oznaczało obustronną zgodę. Draco w
przeciwieństwie do Hermiony nie miał nawet z kim się żegnać. Nikt mu nie
pozostał. Ta świadomość wierciła coraz większą dziurę w jego umyślę, a
zaspokoić mogła ją jedynie ona.
Stojąca obok szatynka.
- Będę tęsknić – wyszeptała, przerywając płaczem.
- Wszyscy będziemy – dodał ponuro Ron.
Rudzielec chciał ją objąć, pozwolić jej na chwilę smutku.
Niestety, dziewczyna pośpiesznie rozkazała wrócić mu na miejsce.
- Przepraszam, ale nie mogę się teraz złamać. To sprawiłoby
większy ból.
Zamknęła oczy i mocniej ścisnęła chłodne palce blondyna. On,
nie czekając na więcej znaków, pomyślał o lochach Voldemorta i deportował się
razem z dziewczyną.
Znaleźli się w pustym, ciemnym pomieszczeniu. Dookoła
otaczały ich szare ściany przesączone krzykiem śmierci. Niespełnione marzenia
zalewały ich z każdej strony. Cierpienie jakiego doznali w swoim krótkim życiu,
było niczym w porównaniu z tym.
Mieli jedynie siebie,
mieli jedynie siebie.
Dramione *-*
OdpowiedzUsuńMoja ulubiona para ♥
Uwielbiam ją ok
Dawno nie czytałam żadnych opowiadaniach właśnie z tą parą, a teraz wyczekując od Was jakiś OS jest Dramione!
Prawdziwa niespodzianka.
Jeśli chodzi o opowiadanie to uwielbiam jak jest narracja 1-osobowa a jak jest ONE SHOT to 3-osobowa!
Życzę wam wszystkim weny!
Pozdrawiam xx
Cudowny <3
OdpowiedzUsuń