14 października 2017

[162] Les Richesses „Czerwcowy wieczór”

Znalezione obrazy dla zapytania shot tumblr gif
Tytuł: „Czerwcowy wieczór”
Osoba:
Rodzaj: akcja.
Uwagi: pojawiają się wulgaryzmy.
Autorka: captain o.



Czerwcowy wieczór zapowiadał się niezwykle miło — żaden nieproszony gość jak dotąd się nie pojawił, Mały Charlie nie denerwował się na myśl o przybyciu kilku nieznajomych znajomych, a niebo wyglądało tak pięknie w pomarańczowych barwach, że sam szef siedział z uśmiechem na poharatanej buźce. A szef nie zawsze był aż tak zadowolony, choć zwykle tryskał pewnością siebie, a na twarzy miał kpiący uśmieszek, to dzisiaj miało wydarzyć się coś znaczącego, nawet dla Małego Charlie'ego, który wcale taki mały nie był.
Klub nosił nazwę Les Richesses i był największym osiągnięciem szefa w całym jego trzydziestosześcioletnim życiu. A trzeba zaznaczyć, że nie miał on zbyt wygórowanych marzeń, bo ich szczytem było posiadanie podrzędnego klubu z paniami do towarzystwa, własnego ochroniarza i wieczorne spotkania z degeneratami. Ruch jednak miał calkiem duży, z uwagi na to, że nie przyjmował byle jakich kobiet, poza tym nazwa klubu była francuska, co większości kojarzyło się rzeczywiście z bogactwem i wygodą. Niestety, gdy weszło się do środka, nawet nazwa nie pomagała; wszystko zostało urządzone bez wyczucia, przez co w klubie panował chaos. W pokojach, zamiast drzwi, umieszczono wzorzaste zasłony, a przy małym barku znajdowały się tylko trzy drewniane krzesła. Całe szczęście, goście mogli spocząć na małych kanapach porozstawianych w kątach ciemnego pomieszczenia, w którym paliła się tylko fioletowa lampa sufitowa z frędzlami. I właśnie pod tą lampą, na czerwonej kanapie, siedział szef i uśmiechał się szeroko, oczekując gości.
Szef naprawdę nazywał się Keegan Reed i z samą Francją miał niewiele wspólnego, a może nawet nic. Nigdy o tym nie mówił, a zapytany niegdyś, zmienił szybko temat. Nigdy również nie chwalił się swoją przeszłością i lubił powtarzać, że kogoś takiego jak on jeszcze na świecie nie było. Nie mówił również skąd liczne blizny na twarzy, nawet Małemu Charlie'emu — najlepszemu kumplowi i ochroniarzowi zarazem. Wszyscy więc mogli sobie tylko wyobrażać, co takiego robił ten dziwny mężczyzna z brązowymi dredami, że doprowadził się do takiego stanu.
Choć w Les Richesses ciągle puszczano głośną muzykę, Reed bardzo dobrze usłyszał pukanie do drzwi, bo trzeba zaznaczyć, że na tę specjalną okazję, klub został zamknięty dla innych gości. Szef skinął głową na Małego Charliego, który poszedł otworzyć, a otwierając burknął:
— Kto?
— Wściekły — usłyszał w odpowiedzi — z Blondasem.
Nowo przybyli mężczyźni weszli do środka. Pierwszy z nich, niski i rudy, pokiwał głową słysząc Salt-n-Pepa w radiu, a widząc Reeda uśmiechnął się krzywo. Drugi z nich, Blondas, był Afroamerykaninem z afro i ani trochę nie podzielał entuzjazmu Wściekłego.
— Siema, szefuńciu. Jak interesy? — odezwał się rudy.
— Nie chrzań, a mów normalnie — odpowiedział Keegan. — Macie forsę?
Blondas posłał krótkie spojrzenie swojemu towarzyszowi, po czym jednym, szybkim ruchem wyjął pistolet.
— Plany się zmieniły — powiedział Wściekły. — Teraz to my potrzebujemy kasy.
Panie przebywające w pomieszczeniu pisnęły głośno i zaczęły uciekać do innych pomieszczeń. Mały Charlie znieruchomiał, a Reed oparł dłonie o kolana i parsknął śmiechem, co nie spodobało się Wściekłemu.
— Co, myślisz, że jak ściągniesz sobie grubego czarnucha, to będziesz bezpieczny? Gówno, a nie bezpieczny! — wykrzyknął i zbliżył się do szefa Les Richesses, wyciągając broń. — Dawaj pieniądze! Potrzebujemy dziesięciu tysięcy. — Przyłożył pistolet do skroni Keegana.
Reed zadrżał ze strachu, jednak mówiąc zabrzmiał bardzo pewnie:
— Nie mamy pieniędzy, do cholery. Gdybym je miał, to nie dawałbym wam pieprzonych prochów.
— Było trzeba się z nami nie umawiać! — odezwał się w końcu Blondas. — Te narkotyki byłe lewe, do cholery! Chciałeś mnie, kurwa, zabić?! — Zrobił krok do przodu.
Mały Charlie korzystając z nieuwagi Blondasa, ruszył na niego i przewrócił, przygniatając go swoją pokaźną masą. Zaskoczony mężczyzna nie zdążył zareagować, w przeciwieństwie do Wściekłego, który natychmiastowo wystrzelił dwa razy w brzuch ochroniarza. Charlie przewrócił się na bok, uwalniając Blondasa, i krzyknął z bólu. W tym samym czasie Reed rzucił się na Wściekłego i przez chwilę szarpali się, dopóki Keegan nie wytrącił mu broni z ręki.
— Moja noga! — zawył Blondas. — TEN CHOLERNY GRUBAS JĄ ZŁAMAŁ!
Szef przytrzymywał Wściekłego przez jakiś czas i próbował przemyśleć sytuację, jednak, gdy doszedł do wniosku, że jedyne co może zrobić, to przejąć broń od któregoś z gangsterów, rudy mężczyzna kopnął go w krocze i odepchnął daleko, daleko, na bordową scianę.
— Nie to nie — warknął Wściekły. — Sami sobie weźmiemy to, co nam potrzebne.
I mówiąc to, chciał oddać strzał do Reeda, jednak przeszkodził mu w tym odgłos pukania do drzwi.
Puk, puk, wszyscy umrzecie.
— Spodziewałeś się kogoś, brzydalu? — zwrócił się do Keegana. — Nie ujrzy cię w dobrym stanie.
Skierował pistolet na szefa Les Richesses, który zasłaniał twarz rękoma, gdy usłyszał wystrzał, jeden, drugi, trzeci, aż w końcu zamek w drzwiach puścił i do pomieszczenia weszła kobieta, ubrana w długi, czarny płaszcz z pistoletem Makarowa w dłoni. Twarzy nie było dobrze widać, przez jasne włosy i okulary przeciwsłoneczne, jednak wiadome było, że nie tryskała entuzjazmem.
Uniosła brew, widząc rannego Charliego, leżącego na podłodze i Blondasa trzymającego się za nogę i krzyczącego z bólu. Dopiero później przeniosła uważne spojrzenie na Wściekłego i Reeda, i nim ktokolwiek zdążył zareagować, strzeliła do rudego mężczyzny, a ten upadł na kolana.
Kobieta ruszyła pewnym krokiem w stronę Keegana, a będąc przy Blondasie, strzeliła mu w głowę, nie pozwalając mężczyźnie nawet krzyknąć z przerażenia. Bez słowa podeszła do rannego w klatkę piersiową Wściekłego i przykucnęła obok niego na brudnej od krwi podłodze.
— Co, do chole... — Nie zdążył powiedzieć, bo padł martwy na ziemię od strzału w sam środek czoła.
Kobieta spojrzała na szefa i prychnęła pod nosem jakieś wyszukane przekleństwo. Keegan drgnął ze strachu jeszcze raz, po czym patrząc z przerażeniem na nieruchomego Wściekłego, pisnął:
— Sukinsyn!
— Wstawaj — kobieta na to — i bądź mężczyzną. Masz szczęście, że mam własny wewnętrzny zegar. Gdyby nie moja spluwa, nie byłoby ciebie i twojego grubego.
Reed podniósł na nią błękitne oczy i jęknął żałośnie:
— Właśnie takich płatnych morderców potrzebuje pieprzony świat, kobieto.
A po chwili dodał, już spokojniej:
— Ale, kicia, nie zapłacę ci. Nie kazałem ci tego robić. Wszystko jeszcze przed nami. Teraz trzeba dzownić po cholerną karetkę dla tego kurewskiego nieroba. Wstawaj, Charlie! Wstawaj, do cholery! — Podniósł się i kulejąc ruszył w stronę wykrwawiającego się Małego Charlie'ego. Kopnął go. — Ciesz się, że ciągle u mnie pracujesz! A ty! — zwrócił się do kobiety w czerni. — Wychrzaniaj! Miałaś być jutro!
Ona jednak wsparła się o brudną od krwi scianę i założyła ręce.
— Zastanowię się.
A potem wyjęła pistolet i oddała strzał.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Każdy, najdrobniejszy komentarz daje nam motywację do publikowania kolejnych prac. Może poświęcisz dla nas chwilkę i wyrazisz swoją opinię? ☼

Szablon by
InginiaXoXo