8 listopada 2017

Zamówienie [108] Fedemiła "Everything"

Tytuł: Everything
Para: Fedemiła (Federico + Ludmiła) 
Rodzaj: Romans, horror
Uwagi zamawiającego: Barcelona, z perspektywy Ludmiły
Moje uwagi: parę przekleństw
Zamawiający: Ania Więckowska
Autorka: Patty



Ciemność i chłód otaczała nas oboje. Jedynie z jego dłoni emanowało do mnie jakiekolwiek ciepło. Czułam, że to był zły pomysł, ale alkohol w naszych żyłach nie dawał nam tego do siebie dopuścić. Staliśmy oczekując na moment, który o krok dzielił nas od śmierci.
- Boisz się? - spytał mnie po tak wielu chwilach milczenia.
- Nie - zaprzeczyłam, choć na samą myśl o tym, co miało się za chwilę stać, przebiegały przeze mnie dreszcze. Zupełnie tak, jakby ktoś wbijał w moje ręce i nogi tysiące malutkich szpileczek, a po kilku sekundach wyjmował je wszystkie na raz. - A ty?
- Jeśli mam być szczery, tak. Boję się trochę - wzruszył ramionami. Gdy widziałam go opatulonego jedynie w dżinsową przetartą kurtkę, robiło mi się jeszcze zimniej. Choć promile powinny grzać moje ciało, raczej tego nie robiły. Żołądek miałam ściśnięty już od kilku minut. Ciężko było wypowiadać jakiekolwiek słowa.
- W takim razie ja też się boję - wyznałam. Spojrzał na mnie pytająco, ale po chwili odwrócił wzrok znów w kierunku ulicy.
- Może powinniśmy zawrócić? Nic nie jedzie już jakieś piętnaście minut - zaproponowałam i miałam ogromną nadzieję, że się zgodzi.
- Wyzwanie to wyzwanie - rzekł. Westchnęłam po cichu. Był zbyt honorowy, by po prostu sobie odpuścić. - Przecież wiesz, że razem przejdziemy przez wszystko.
- Tak - przeciągnęłam. - Wiem.
Spojrzał znów na mnie i uśmiechnął się lekko, powoli zbliżając do mnie swoją twarz. Milimetry dzieliły nasze usta, gdy gdzieś nieopodal rozległ się przerażający pisk. Odruchowo spojrzałam w miejsce, z którego dochodził, i mocniej ścisnęłam rękę Federico.
- Naprawdę się boję, wracajmy - wydukałam przerażona. Teraz już nic nie odwiedzie mnie od myśli, że to miejsce jest nawiedzone. Nienawidzę tego lasu od dziecka.
- Jeśli naprawdę mamy wracać, to właśnie w to samo miejsce, z którego było to słychać.
Zagryzłam wargę. Potrzebowałam jego bliskości i choć był tuż obok mnie, nie potrafiłam zrobić sensownego kroku.
- Przytul mnie, proszę - wyszeptałam jakby do siebie, ale doskonale mnie usłyszał i zrobił to, o co go poprosiłam.
- Nie bój się, jestem z tobą - oparł podbródek na mojej głowie, a ja wtuliłam się w jego tors.
Miałam ochotę go pocałować, naprawdę. Ale strach, który we mnie ciągle siedział, nie chciał na to pozwolić. Chciałam pozostać w tym uścisku na zawsze wiedząc, że jestem w nim bezpieczna.
Poczułam trzecią rękę na swoim ciele, a później ktoś krzyknął mi do ucha kilka niezrozumiałych słów. Automatycznie odtworzyłam oczy z sercem u samego gardła i pisnęłam głośno, gdy zobaczyłam czyjąś sylwestkę z czarną maską na twarzy.
- Wyluzuj, Lu - wrzasnął Leon zupełnie tak, jakby to była najśmieszniejsza reakcja na świecie.
- IDIOTO - warknęłam, uderzając go w bark. To był naprawdę zły moment na tego typu żarty.
Zobaczyłam Violettę i Maxiego, którzy stali tuż za nim.
- Zrobiliście już to zadanie? - westchnęła Violetta. - Impreza się rozkręca, a wy nadal tu ślęczycie. Zaczęliśmy już myśleć, że zajęliście się czymś innym.
- Uspokój się - sapnęłam. - Po prostu nie ma tutaj żadnych samochodów.
- Diego nam kazał sprawdzić, czy na pewno wykonacie wyzwanie, więc musimy tu na was poczekać. I oby jakiś pieprzony samochód w końcu przyjechał, bo nie zamierzam tracić takich atrakcji jak tańcząca w staniku Camila - zaśmiał się Maxi, a Leon porozumiewawczo klepnął go w ramię.
- Damy sobie radę - parsknął Federico. - Poza tym nie musieliście robić po drodze takiej furory.
- Jakiej furory? - dopytała Violetta.
- No, piszczałaś. Wystraszyliśmy się nieco, ale chwała, że to tylko te wasze głupie żarciki.
- Um, nie - rzekł Maxi. - Violetta nie piszczała, myśleliśmy, że to Ludmiła i że coś się stało.
- Znowu ciśniecie z nas bekę? - syknęłam. - Daruj Maxi, ale to nabieranie wcale mnie już nie śmieszy. Jest tu zimno, nieprzyjemnie i ciemno. Tylko brakuje waszych głupich wymysłów.
- Przysięgam, że mówi prawdę - pokręciła głową szatynka.
Spojrzeliśmy po swoich twarzach.
- Pewnie ktoś przesadził na imprezie i odwala cyrki - sprostował Leon z myślą, że nas tym udobrucha.
Pokiwaliśmy głowami. Zawsze lepiej przyjąć optymalną wersję niż tą najgorszą.
Usłyszeliśmy szmery na autostradzie, a po chwili zza zakrętu wyłoniły się dwa jasne światła. To było to. Nasze zbawienie.
Federico i ja odwróciliśmy się w kierunku ulicy i usłyszeliśmy, jak nasi towarzysze za nami klaskają w ręce. Nie wiem, czy w takiej sytuacji wypada komuś kibicować. Ścisnęłam rękę Federico. Samochód był coraz bliżej i jechał zdecydowanie za szybko. To wyzwanie było bez sensu i naprawdę nie chciałam tego robić. Nie chodziło tylko o mój honor, lecz o moje życie, które za kilka sekund może się zakończyć.
Federico porwał się do przodu, a ja zaraz za nim, próbując dotrzymać mu kroku. Czułam, że jestem w tyle. Obiecałam sobie, że tego nie zrobię, jednak spojrzałam w bok na światła pojazdu, który okazał się być ciężarówką. Prawa fizyki zaprzeczały temu, żeby udało mi się zdążyć - ruszyłam za późno. Poczułam mocne szarpnięcie mojej ręki i przeleciałam przez ostatni odcinek ulicy, upadając prosto na Federico. Czułam szybkie bicie naszych serc, które niemal się dotykały. Leżąc wciąż na nim podniosłam głowę i spojrzałam mu w oczy.
- We did it, cholera - zaśmiał się.
Nie mogłam się powstrzymać, by również nie zachichotać. Bez wahania złączyłam nasze usta w szybkim pocałunku i wstałam, otrzepując się. Złapałam go za rękę, choć wiedziałam, że i tak nie udałoby mi się go samej podnieść. Podpierając się, wstał i ujął moją dłoń.
- I co, stary! Udało wam się! - Maxi przebiegł kawałek ulicy i zatrzymał się na jej środku, rozkładając ręce ku niebu.
Usłyszeliśmy długie trąbienie, a ostatnie, co udało mi się zobaczyć, to obracający się w jego stronę Maxi. Ciało chłopaka wybiło się w górę i wraz z jadącym samochodem ruszyło do przodu. Pisk opon. Maxi, niczym szmaciana lalka, upadł na podłogę i poturlał się kilka metrów asfaltem.
Otworzyłam usta ze zdumienia i szybko zakryłam je ręką. Czułam, że powoli osuwam się na ziemię, ale Federico podtrzymywał mnie ze łzami w oczach. Kierowca samochodu wysiadł. Był to mężczyzna o dosyć potężnej sylwetce. Podszedł do ciała, by najprawdopodobniej sprawdzić puls, a następnie spojrzał w naszą stronę. Nie udało mi się zobaczyć nawet jego twarzy w tak gęstym mroku. Otworzył drzwi swojego audi, a we mnie rosło napięcie, że zamierza odjechać bez poniesienia konsekwencji.
Violetta zerwała się do biegu w kierunku Maxiego, a za nią ruszył powolnymi krokami Leon. Ja i Federico przeszliśmy na drugą stronę ulicy, oglądając się rozważnie w obie strony. Nie chcieliśmy popełnić tego samego błędu.
Również udaliśmy się powoli w stronę najprawdopodobniej już zmarłego chłopaka. Ręce trzęsły mi się niemiłosiernie.
Kierowca wyłonił się ze środka. Trzymał coś długiego w dłoni. Nie wiedziałam o co chodzi, jednak Federico zatrzymał mnie swoją jedną ręką. Stanęliśmy. Violetta ukłoniła się przy Maxim. Kierowca stanął przed nią. Zobaczyliśmy zamach, a później ostry przedmiot wylądował w klatce piersiowej naszego przyjaciela. Violetta wrzasnęła, a wtedy już miałam pewność, że to ona krzyczała wcześniej w lesie. Jak najszybciej wycofywała się do tyłu, po czym zaczęła biec w stronę Leona z ogromnym płaczem. Leon zabrał się do ucieczki.
Stałam w szoku, gdy Federico pociągnął mnie za sobą do tyłu.
- Ludmiła - krzyczał. - Musimy uciekać, biegnij!
Łzy zebrały się w moich oczach, ale zrobiłam, co mi kazał. Pędziłam jeszcze szybciej, niż wtedy przez ulicę. Fede ciągle trzymał moją rękę i kierował, jak mamy biec. Był to dobry ruch, gdyż znał ten las o wiele lepiej niż ja.
Byliśmy już na skraju i mieliśmy zanurzyć się w lesie, gdy puściłam jego dłoń i obróciłam się, by zobaczyć sytuację. Widziałam Violettę. Oprawca wsunął w nią ostre narzędzie, a ona upadła na ziemię. Leon biegł ile tylko miał sił w nogach. Widziałam, jak mężczyzna rusza za nim pędem.
Federico złapał mnie ponownie za rękę i pociągnął. Widziałam coraz wyraźniej światła ogniska, co było dobrą oznaką.
- Uciekajcie stąd, cholera, uciekajcie! - krzyczał Fede.
Wszyscy spojrzeli po naszych twarzach, na chwilę widziałam w ich oczach przerażenie, ale potem szybko ustało.
- Kolejny żart dzisiejszego wieczoru, nie uda się, Federico - zaśmiał się Diego, a zaraz za nim większość towarzystwa.
- Kurwa, ktoś właśnie przejechał i przebił Maxiego! - wrzeszczał niemiłosiernie.
Natalia przestała się śmiać.
- Co proszę? - powiedziała cicho. Muzyka ustała.
- Violettę też - dodałam, niemal dławiąc się własnymi łzami.
- Uciekajcie stąd, kurwa, on jest coraz bliżej - popędzał ich.
- Jeśli to jest żart Federico, to nigdy więcej nie weźmiemy cię na żaden event - parsknęła Camila, zakładając na siebie bluzkę. No proszę, chłopcy nie kłamali.
- Dajcie spokój! Nie zamierzam tu przebywać ani sekundy dłużej, wam też to radzę, bo żadnego eventu nie będzie, kiedy wszyscy będziecie martwi - ryknął i ruszył szybko do samochodu. Bez wahania podążyłam za nim.
Widzieliśmy jak część imprezowiczów się zbiera.
- Calm down, ludzie! To tylko głupie kawały Federico, jak zwykle nieudane. Pewnie nie udało mu się wziąć dziewczyny w obroty i dlatego tak spina.
Wyrwałam rękę z objęcia i podeszłam szybko do Diego, celując pięść w jego policzek. Nigdy sukinkota nie lubiłam.
- Pierdol się - sapnęłam. - Oby ciebie załatwił pierwszego.
Wróciłam do swojego chłopaka i władowaliśmy się do samochodu. Widziałam, że na tyły naszego auta wsiada również Francesca i Marco. Byłam zadowolona, że kogoś przekonaliśmy.
- To prawda? - spytała Fran, kiedy Federico odpalał silnik.
- Sama zobacz - wycedził Federico, kiedy w samo centrum imprezy wpadł zakrwawiony Leon, a za nim biegnący z maczetą mężczyzna. Na oczach wszystkich świadków wbił mu ją w głowę, a wokół wylewał się strumień krwi.
Krzyki wszystkich były słyszalne nawet z wnętrza terenówki Fede.
Do naszego auta w ostatniej chwili wsiadła również Natalia, płacząc nieprzerwanie. Federico bez chwili zastanowienia wycofał kawałek i ruszył wzdłuż drogi wychodzącej z lasu.
Kurczowo trzymałam się podłokietnika.
Właśnie stał się największy koszmar naszego życia, a nic nie będzie już takie samo.
Popatrzyłam na zadrapania na ręce Federico, a później na swoje. Upadek po biegu pozostawił po sobie jakieś ślady. Nie chciałam myśleć o tym, co działo się w tamtym miejscu. Chciałabym wymazać to wszystko z pamięci jak najszybciej. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Każdy, najdrobniejszy komentarz daje nam motywację do publikowania kolejnych prac. Może poświęcisz dla nas chwilkę i wyrazisz swoją opinię? ☼

Szablon by
InginiaXoXo