29 lipca 2015

Zamówienie [049] Fedemila " για σενα"



Tytuł: "για σενα" [grec. do ciebie]
Para: Fedemila
Miejsce: Obóz herosów, NY
Rodzaj: Romans, Fantasy
Moje uwagi: Pojawiają się przekleństwa.
Uwagi zamawiającego: Lu jest córką Zeusa, ale o tym nie wie, ma w sobie bardzo potężną moc. Zeus ukrywa fakt o jej istnieniu, by ją chronić. Ares wysyła swojego najpotężniejszego syna, by ją zabił Fede. Lu studiuje na uczelni, wraz z przyjaciółmi, którzy są wysłani przez Zeusa by ją chronić. (Zostawiam autorce ilu będzie przyjaciół i kogo będą dziećmi). Fede zakochuje się w niej, a ona w nim. Później ona się dowiaduje o powodzie przybycia Fede do NY. Happy End. 
Zamawiający: Patricia Wentz
Osoba wykonująca zamówienie: Vicky Victorious




 -Kto to?-Spytała pewna dziewczyna o kruczoczarnych włosach. Dopiero od niedawna tu jest, tak samo jak niedawno dowiedziała się, że jest córką Hery.
-Jeden z synów Aresa.-Odparła rudowłosa, córka Ateny. Dziewczyny przypatrywały się, jak dwóch chłopaków walczy ze sobą. Ten, o którego pytała czarnowłosa, zdecydowanie wygrywał. Jego ruchy były precyzyjne, zdecydowane i automatyczne. Natomiast przeciwnik też był niezły, ale nie tak dobry, jak on.
-Jest synem Afrodyty, jedynym.-Wyjaśniła przyjaciółce dziewczyna o krwisto czerwonych włosach. W końcu jeden z nich poległ.
-Jakbyś poćwiczył ruchy mieczem to może byś wygrał...-Skwitował z uśmiechem brunet i pomógł wstać swojemu przyjacielowi.
-Nigdy. Walka jest brutalna. Ja osobiście uważam, że ludzie powinni się kochać, a nie bić.-Ogłosił zdecydowanym tonem szatyn.
-A ty tylko o jednym.-Westchnął chłopak.
-Jeszcze odczujesz siłę miłości.-Wyszczerzył się syn Afrodyty.
-A propo miłości, czy te dwie jędze przypadkiem się na nas nie gapią?-Wskazał na dwie dziewczyny, stojące przy drzewie i przyglądające się nim.
-Fede...-Jęknął szatyn.-Jak wam dzień mija piękne istoty?-Zwrócił się dziewczyn.
-Świetnie, a wam?-Spytała rudowłosa.
-Wspaniale!
-León, ogarnij testosteron i idziemy.-Zadecydował Federico i ruszył w stronę domków obozowych.
-Muszę już iść.-Odparł smutno León.-Do zobaczenia i pozdrów ode mnie swoją siostrę.-Zwrócił się do córki Ateny. Po chwili dogonił swojego kumpla. Jak tylko przekroczyli próg domku syna Aresa, przywitał ich biały w czarne paski i z morskimi oczami tygrys.
-Ja nie rozumiem, jak ojciec mógł ci go dać. Przecież on może zrobić komuś krzywdę.-Stwierdził cierpko Verdas.
-Ale Avari'ego dostałem od wujka Posejdona, ciołku. Sam go stworzył i dlatego on ma takie niespotykane oczęta i wspaniałe zęby.-Pasquarelli zaczął się wygłupiać ze swoim pupilem.
-Pogryzłbyś kogoś, co nie?
-Jakim cudem my się przyjaźnimy?-Westchnął z powątpiewaniem León i zwalił się na fotel.
-Takim, że się przyjaźnimy.
-Dużo to wyjaśnia.-Zakpił szatyn i zaczął z obrzydzeniem przyglądać się najróżniejszemu rodzajowi broni, porozwieszanej na ścianach.
-To jest okropieństwo. Jak można w ogóle coś złego zrobić komuś? -Spytał sam siebie.
-Taka jest nasza natura. Kochamy i nienawidzimy.-Federico zajął miejsce na fotelu, obok swego kumpla.
-Feder!-Do salonu wszedł wysoki, dobrze zbudowany blondyn. Tygrys stanął przed nim i zaczął na niego warczeć.
-Doprawdy? Federico, mógłbyś go zabrać ode mnie?-Spytał chłopak.
-Czemu? Wykonuje tylko swoje obowiązki.-Zaśmiał się brunet.-A od dawna nikogo nie pogryzł.
-Szczujesz tygrysa na własnych braci? Dlaczego?
-Bo was nie lubię, Joe.-Zaśmiał się Pasquarelli.-Ale niech ci będzie... Avari, wpuść go.- Na słowa swego pana zwierzę ruszyło w stronę swego kojca.
-Dziękuję ci wielki wybawco.-Zakpił Joe.-Ojciec chce się z tobą widzieć.
-Już idę...-Westchnął i wstał. Następnie obaj bracia udali się do budynku, w którym dzieci bogów mogły rozmawiać ze swoimi rodzicami.
-Ojcze przyprowadziłem go.-Ogłosił Joe, gdy znaleźli się w odpowiednim pomieszczeniu, po czym wyszedł.
-Federico...-Chłopak spojrzał w stronę, z której dobiegał głęboki i zdecydowany głos. Zobaczył dobrze zbudowanego mężczyznę o długich ciemnych włosach, stojącego pośrodku białego dymu. Ubrany był oczywiście w zbroję.
-Witaj ojcze.-Zrobił kilka kroków w stronę dymu.-Dlaczego chciałeś się ze mną widzieć?
-Federico Pasquarelli, najsilniejszy z synów Aresa, niezwyciężony, najlepszy.-Zaczął wymieniać mężczyzna. -Tak o tobie mówią, choć masz tylko dwadzieścia lat.
-Jeżeli chciałeś mnie pochwalić to mogłeś to przekazać Joe. Pewnie by się ucieszył.-Zakpił brunet.
-Jesteś taki sam jak ja.-Odparł z dumą.-Po matce masz tylko nazwisko.-Dodał ciszej. -Jestem tutaj, bo jesteś mi potrzebny.-Oznajmił poważnie Ares.-Odkryłem, że Zeus ma córkę.
-No wiem... Przecież niedawno dołączyła do nas.
-Nie! Mówisz o córce Hery, a ja mówię, że Zeus ma córkę, ale jej matką nie jest Hera.-Zdenerwował się.
-No dobrze... ale po co ci ja jestem potrzebny?-Spytał Federico.
-Zadanie jest proste. Masz ją zabić.-Odparł Bóg Wojny.
-Jasne, a gdzie ona jest?
-W Nowym Amsterdamie.-Odparł mężczyzna, a jego syn zaczął pękać ze śmiechu.
-Serio? Nowy Amsterdam? Już nikt tak nie mówi! Teraz to jest Nowy York.-Chichrał się brunet.
-Niech ci będzie...-Westchnął zrezygnowany.-Wiem, że od piętnastu lat nie opuszczałeś Obozu Herosów, ale myślę, że sobie poradzisz w ludzkim świecie. Tylko pamiętaj, że to córka Zeusa. On ją chroni najlepiej jak potrafi.-Odparł Ares i rozpłynął się we mgle.

♣♣♣

 Dziewczyna powoli otworzyła oczy. Przeciągnęła się i ociężale wstała z łóżka. Po drodze wzięła komplet świeżej bielizny i szlafrok w kolorze morskim, i udała się do łazienki. Wykonała poranne czynności i wróciła do swojego pokoju. Otworzyła szafę wykonaną z dębu i zaczęła wybierać w ciuchach. W końcu postawiła na kwiecisty, krótki kombinezon z grubym ramiączkiem oraz na białe balerinki. Rozczesała swoje długie blond włosy i nałożyła na twarz delikatny makijaż. Następnie opuściła swoją sypialnie i skierowała się do kuchni, w której byli już jej przyjaciele.
-Cześć wszystkim!-Przywitała się i zajęła miejsce przy stole. Do miski nasypała sobie płatków śniadaniowych i zalała je mlekiem.
-Hej!-Odparła jej Camila, bardzo mądra dziewczyna o objętych, długich, rudych włosach. 
-Jak ci się spało? Bo mi się śniło, że spotkałam tego jedynego.-Rozmarzyła się czarnowłosa, Francesca. 
-A... dobrze.-Wydukała z uśmiechem Ludmila. 
-Dziewczyny, o której mamy zajęcia?-Spytał Diego, chłopak o ciemnych włosach i czarnych, jak węgiel oczach. 
-Za godzinę.-Odpowiedziała mu rudowłosa. 
-Woda już wystygła.-Stwierdziła smutno Ferro, dotykając czajnika. Nagle woda zaczęła bulgotać i wrzeć, choć czajnik był odłączony z prądu.-A to dziwne...-Blondynka z osłupieniem w oczach spojrzała na przyjaciół, po czym nalała wody do kubka, w którym była kawa.  Cami posłała znaczące spojrzenie w stronę Diego. Syn Posejdona przewrócił oczami. On, jak i Fran oraz Camila mieli za zadanie chronić Ludmily. Jednakże przez życie wśród ludzi nie mogą sobie pozwolić na używanie swojej mocy, na tyle na ile, by chcieli. Po kilkunastu minutach zakluczyli mieszkanie, które we czwórkę wynajmowali i ruszyli na uczelnie. Wszyscy studiowali historię. Blondynka uwielbiała ten przedmiot, a szczególnie jego odłam, czyli starożytną Grecję. Fascynowała się mitologią grecką i religią. Nie wiedziała, dlaczego. Od dziecka uwielbiała Grecję i marzyła, by kiedyś zwiedzić ten kraj. Zajęcia mijały monotonnie. Oczywiście Camila wszystko wiedziała. Opowiadała o nowym temacie, jakby tam była, a przecież ona się w ogóle nie uczy. Ludmila wiedziała o tym najlepiej. Po skończonych lekcjach paczka wyszła z budynku college'u.
-Jaka piękna pogoda... W sam raz na spotkanie tego jedynego.-Rozmarzyła się Włoszka. 
-Chodźmy, gdzieś usiąść.-Zaproponował Diego i skierował się w stronę fontanny. 
-Czemu mnie to nie dziwi.-Mruknęła Torres. Dziewczyny po chwili dołączyły do kumpla. 
-Zapomniałam książki z historii!-Oznajmiła z przerażeniem Ludmila.-Zaraz wracam!- I pobiegła z powrotem do budynku. W tym czasie, gdy dziewczyna szukała książki na placyk przed szkołą wjechał chłopak na motorze, budząc zainteresowanie wszystkich obecnych. Zaparkował pojazd w dozwolonym miejscu i ściągnął kask i położył na bagażniku maszyny. Jego idealne włosy były teraz w kompletnym nie ładzie. Odruchowo przeczesał je ręką, mierząc wzrokiem przy tym wszystkich zgromadzonych. Uśmiechnął się pod nosem, widząc znajome twarze przy fontannie. Czyli ich wysłał, by ją chronili. Zsiadł z pojazdu i wolnym krokiem skierował się do nich. 
-Fede!-Pisnęła Francesca i rzuciła się na szyję przyjacielowi. Chłopak odwzajemnił gest. Następnie przywitali się z nim Diego i Camila.
-Co cię tu sprowadza?-Spytał Hernandez.
-Znudził mi się Obóz, więc postanowiłem pozwiedzać i przyjechałem do Nowego Yorku.-Odpowiedział. 
-To wspaniale! Wiesz, jak bardzo nam brakuje używania mocy?-Jęknął Hiszpan.-Opowiesz nam, co się zmieniło.-Uśmiechnął się do kumpla.
-Jasne...-Rzucił Federico.
-Tylko nie przy Ludmile.-Wtrąciła się Francesca ze swoim rozmarzonym spojrzeniem. Dzieci Afrodyty, wszystkie są takie same. Wystarczy spojrzeć na Leóna. Stwierdził w myślach Federico. 
-Kto to?-Zdziwił się Włoch. 
-Córka Zeusa, ale nie wie nic o tym, kto jest jej ojcem, ani jaką wielką moc posiada.-Wyjaśniła Camila. Może i jest mądra, ale inteligencją nie grzeszy. 
-Aha... Rozumiem. -Posłał jej szczery uśmiech. Wtedy wróciła do nich uśmiechnięta blondynka.
-O czym gadacie?-Spytała. Nie zauważyła stojącego przy nich chłopaka. 
-O tym, że Federico powinien mieć dziewczynę.-Wypaliła Fran.-W Końcu jest wiosna!
-Francesca...-Jęknął Włoch. Wtedy dziewczyna zwróciła na niego uwagę. Napotkała jego czekoladowe oczy, w których utonęła. 

♣♣♣

 -I jak? W końcu jesteś w Nowym Amster... Yorku od miesiąca.-Spytał Ares, gdy wyłonił się z białego dymu. 
-Nawet, nawet. Syn Posejdona, Córka Ateny, córka Afrodyty. I, jako moi starzy kumple od razu wypaplali mi wszystko.-Wyszczerzył się Pasquarelli, po czym usiadł na łóżku. Przez ten czas wynajmował apartament w hotelu. 
-Co?-Zainteresował się mężczyzna.
-To, że córka Zeusa nazywa się Ludmila i nie wie kompletnie nic o swojej mocy, ani kim jest. 
-Wspaniale!-Ucieszył się mężczyzna. Jego syn zerwał się z łóżka i podszedł do szafy. Otworzył ją i wyciągnął z niej czarną koszulę, którą założył.
-A ty, gdzie się wybierasz?-Zainteresował się Bóg Wojny.
-Wychodzę z Ludmilą. Jestem w trakcie zdobywania jej zaufania.-Wyjaśnił obojętnie Fede.
-Naprawdę? A ktoś jeszcze będzie?
-Nie.
-To załatw ją!
-Nie, bo wszyscy wiedzą, że idę z nią. Wolę to zrobić, gdy nikt nie będzie wiedział z kim jest.
-Bardzo mądrze synu.-Pochwalił go zadowolony Ares.-Tylko zrób to tak, żeby każdy wiedział, że to syn Aresa tego dokonał.-Oznajmił i rozpłynął się we mgle. Federico wykonał ostatnie poprawki swojej fryzury i wyszedł z pokoju. Zjechał windą na dół i po chwili opuścił hotel, kierując się na miejsce, w którym umówił się z Ferro. 
 Dziewczyna dotarła na miejsce, w którym umówiła się z nim. Bardzo ją to cieszyło, bo odkąd go poznała czuje się inaczej. Fran jej powiedziała, że się zakochała. Dziewczynę nie dziwił fakt, że jej przyjaciółka o tym wiedziała, ale to, że stało się to tak nagle. Zatonęła w jego oczach i już. Kocha go. Boi się mu to powiedzieć, ale umówił się z nią. To chyba dobry znak? Ludmila spacerowała po parku od dobrych kilku minut. Dlaczego przyszła za wcześnie? Bo nie chciała się spóźnić. Nagle z cienia wyłonił się mężczyzna. Był wysoki i umięśniony. Spojrzał na nią i uśmiechnął się do siebie. Podszedł do niej.
-Co taka lala robi sama w tym miejscu?-Spytał lustrując ją wzrokiem, a od niego można było wyczuć woń alkoholu.
-Nie twój interes.-Warknęła Ferro i postanowiła go zignorować. 
-Twarda sztuka. Lubię takie.-Stwierdził i złapał ją za ręce, po czym przywarł ją do najbliższego drzewa. Krzyknęła.
-Cicho bądź...-Szepnął, a w jego ręce pojawił się nóż. Nie wiedziała, kiedy go wyciągnął. Postanowiła siedzieć cicho, a łzy lały się jej strumieniami. Dobrze wiedziała co to oznacza i co się z nią stanie. Bała się strasznie, ale nic nie mogła zrobić. Gdy spodziewała się najgorszego, ktoś odciągnął mężczyznę od niej. Spojrzała z przerażeniem w oczach na swego wybawcę. Okazał się nim Pasquarelli, który walczył z nim. Pijak próbował się bronić nożem, ale Federico zwinnymi i szybkimi ruchami złapał za rękę, w której ten miał nóż i wycelował w jego klatkę piersiową. Po chwili pchnął rękę, tym samym wbijając całe ostrze w ciało mężczyzny. On upadł na ścieżkę, a dłoń miał zaciśniętą na rękojeści.
-Pomyślą, że sam się zabij.-Odparł z satysfakcją chłopak. Dawno nie walczył, a zwycięstwo przysparzało go dodatkową dumą. Dziewczyna poderwała się i zawisła na jego szyi. 
-Dziękuję.-Wyjąkała chlipiąc. Brunet ją objął. Poczuł coś niezwykłego. Zapragnął bronić ją przed całym złem na świecie. 
-Wszystko będzie dobrze...-Westchnął, gładząc jej jedwabiste włosy. Spojrzała na niego, a on został zahipnotyzowany w jej spojrzeniu. Zapragnął ją pocałować, jednakże dobrze wiedział, kim jest i jakie miał zadanie. Nigdy nie przypuszczał że będzie ono takie trudne, gdyż najpotężniejszy z synów Aresa odczuł siłę miłości. 

♣♣♣

 Po dwóch tygodniach od tego incydentu, Ares postanowił wysłać kolejnego swego syna. Bał się, że jego plan nie wypali, a wiedział, co dokładnie się wydarzyło. Sam nasłał na nią tego mężczyznę. Z jednej strony był dumny, że Federico tak szybko go zgładził, z drugiej bał się, że przez to sam zniszczył swój plan. Joe, którego wysłał właśnie znalazł się przed budynkiem college'u, w którym studiowała córka Zeusa. Ojciec mu nic nie powiedział. On miał tylko znaleźć Pasquarelli'ego. 
-Cześć!-Podszedł do Diego, Francesci i Camili.
-Hej Joe! Też przyjechałeś zwiedzać?-Spytała uśmiechnięta Włoszka.
-Tak... Jasne... Wiecie, gdzie znajdę swojego brata?-Ostatnie słowo wypowiedział z obrzydzeniem. 
-Nie...-Westchnęła Cami. 
-Kurcze... On miał zadanie i go jeszcze nie zrobił.-Jęknął sfrustrowany. Nie wiedział, że to oni pilnują córki Zeusa, więc nie widział powodu, żeby przed nimi milczeć.
-Jakiego zadania?-Zdziwił się Diego, co zaskoczyło blondyna.
-Fede nic wam nie powiedział? Ojciec wysłał go, żeby zabił córkę Zeusa. Chyba nazywa się Ludmila...
-Naprawdę?-Zdziwili się.
-Musimy coś zrobić...-Zaczęła Camila, ale w tej chwili podeszła do nich Ludmila. 
-Ludmila, poznaj brata Federico, Joe.-Przedstawiła ich niechętnie Francesca. Ona wyczuwała silną miłość pomiędzy blondynką a synem Aresa i była z tego powodu bardzo przygnębiona.
-Miło mi.-Uśmiechnęła się przyjaźnie.
-Mi też. Czyli to ty jesteś tą córką Zeusa, którą miał zabić Fede!-Dodał rezolutnie. 
-Co? Przepraszam, ale nie rozumiem.-Odparła blondynka, a jej przyjaciele modlili się, żeby chłopak załapał i się zamknął.
-No... Ares, nasz ojciec wysłał Federico, żeby cię zabił.-Wyjaśnił, a do oczu blondynki napłynęły łzy.
-Czy to prawda?-Spytała przyjaciół, a oni niechętnie potaknęli.
-Brawo idioto!-Wszyscy odwrócili się w stronę, z której dobiegał głos. Włoch podszedł do nich i był wściekły.
-Teraz właśnie mam pretekst to tego, żeby cię zabić!-Warknął.-Ona nic nie wiedziała debilu! Właśnie teraz spierdzieliłeś cały plan!
-Naprawdę?-Joe spojrzał na resztę, a jego brat walnął się otwartą dłonią w twarz.
-Teraz idź i powiedz ojcu, że jego plan nie wypalił! A ja w tym czasie lecę się pakować.-Oznajmił brunet i ruszył w stronę hotelu. Blondyn pobiegł za nim.
-Pakować... Zeus... Ares... Zabić...-Oszołomiona Ludmila zaczęła mamrotać pod nosem. Diego pomógł jej usiąść pomiędzy nim a Camilą.
-Możecie mi wyjaśnić, o co chodzi?-Spytała i przetarła łzy z twarzy.
-Dobrze... Powiemy prawdę...-Zaczęła rudowłosa.-Jestem córką Ateny, Fran Afrodyty, a Diego jest synem Posejdona. Zostaliśmy tu zesłani, by cię chronić przed niebezpieczeństwem. Naprawdę nigdy nie przypuszczaliśmy, że Federico przyjechał tu, by cię zabić. Dowiedzieliśmy się przed chwilą. -Ludmila patrzyła w jeden znany jej punkt.
-To by wszystko wyjaśniało... Czy mogę spotkać się z Zeusem?-Spytała.
-Teoretycznie tak, a w praktyce bogowie kontaktują się ze swoimi dziećmi, tylko wtedy, kiedy coś od nich chcą albo, żeby oni coś dla nich zrobili. -Wyjaśnił Diego.
-Idę do niego.-Zadecydowała Ferro.
-Nie wiem, czy to dobry pomysł...-Pokręciła głową Cami.
-A ja myślę, że Lu powinna to zrobić. Zawsze najlepiej jest słuchać swojego serca.-Stwierdziła Fran. Dziewczyna pożegnała się z przyjaciółmi i ruszyła do hotelu. Dotarła na miejsce i pojechała windą na odpowiednie piętro. Zapukała do drzwi, ale nikt nie otwierał. Nacisnęła klamkę i weszła do środka. Minęła pusty salon połączony z kuchnią i udała się do sypialni. Stanęła w progu i zajrzała do środka. Włoch stał nad wielką walizką i się pakował. Jego brat stał obok niego.
-Przecież możesz ją jeszcze zabić!-Próbował go przekonywać.
-Plan nie wypalił. Ojciec mówił, że każdy ma wiedzieć, że to jego syn...-Warknął.
-Och... Jak chcesz! Ojciec nie będzie zadowolony.-Zrezygnował i podszedł do ściany. Wymówił jakieś nieznane jej słowa i tym samym otworzył niebieski portal. Wszedł w niego.
-Federico...-Dziewczyna weszła do środka. Chłopak uniósł wzrok nad walizki. Widok osoby, którą miał zabić bardzo go zaskoczył.
-Co tu robisz?-Spytał.
-To prawda? Ares kazał ci mnie zabić?-Spytała ze łzami w oczach.
-Tak...-Przyznał.-Ale plan nie wypalił... Wszystko stracone.
-Przecież teraz możesz to zrobić. Patrz! Sama do ciebie przyszłam. Dlaczego mnie nie zabijesz?-Płakała.
-Bo nie zrobię tego.-Oznajmił patrząc w jej oczy. Ona od razu zrozumiała.
-Zostań.-Poprosiła.
-Nie mogę. -Zadecydował i zamknął walizkę.-Żegnaj.-Chłopak zabierając bagaż wszedł do portalu, tego samego, w którym chwilę temu zniknął Joe.

♣♣♣

  Ludmila zapłakana wróciła do domu.
-Jesteś wreszcie!-Westchnęła Włoszka. 
-Wyjechał...-Wyjąkała i znowu się rozpłakała. 
-Wszystko będzie dobrze...-Cauviglia podeszła do niej i ją przytuliła. -A teraz chodź. Twój ojciec tu jest.-Oznajmiła. Obie dziewczyny udały się do sypialni blondynki, w której byli już Cami i Diego.
-Możecie zostawić nas samych?-Spytał starszy mężczyzna z długą brodą. Stał w białym dymie. 
-Ależ oczywiście.-Odparła rudowłosa. Wyszli. Ludmila została sama. Podeszła do dymu. 
-Córko... Przepraszam cię... Nie wiedziałem, że któremuś z Bogów może przyjść takie coś do głowy. A tym bardziej, że wykorzysta do tego swoje dziecko. Proszę cię. Nie miej żalu do Federico. Odkąd skończył pięć lat mieszka w Obozie. Ares jego jak i resztę swoich synów nauczył posłuszeństwa do niego.
-Nie jestem zła na Federico. Możesz coś zrobić, by wrócił?-Spytała. 
-Niestety. Jakbym coś mógł, to bym zrobił. Co tak patrzysz? Nie myśl, że cię nie pilnowałem. -Zaśmiał się.-Ale mam inny pomysł. Skoro już wiesz, że jesteś moją córką, to może byś przeprowadziła się do Obozu Herosów?-Zaproponował, mrugając porozumiewawczo.
-Oczywiście.-Odparła, lekko się uśmiechając. 

♣♣♣

  Cała czwórka  przekroczyła bramę Obozu Herosów. Szli pewnie, aż doszli do centrum tego miejsca. 
-Nic się nie zmieniło.-Stwierdził z uśmiechem Diego. 
-Wy tutaj?!-Podszedł do nich uśmiechnięty León.
-Braciszku!-Fran rzuciła mu się na szyję. 
-Też tęskniłem siostra. O! Witam piękną panią.-Zwrócił się do Camili.
-Odpuść sobie.-Wystawiła mu język.
-León poznaj Ludmilę.-Hernandez wskazał na blondynkę.
-Witam śliczną panią.-Uśmiechnął się Verdas.-Pewnie ty do mojego przyjaciela Federa?
-Skąd wiedziałeś?-Zdziwiła się, a na jej policzkach zagościły rumieńce.
-Jako dzieci Afrodyty, my wyczuwamy miłość.-Wyjaśnił, obejmując swoją siostrę.-Fede powinien być u siebie. Tak mu się oberwało od Aresa, że gdyby nie ingerencja Posejdona, już by go nie było.-Dodał smutno. 
-Tak... Tata od początku go polubił. Z resztą... Leóna też.-Wyjaśnił z uśmiechem Diego. Wszyscy ruszyli w stronę domku syna Aresa. 
-Fede patrz kogo przyprowadziłem!-Krzyknął szatyn, ale odpowiedziała mu grobowa cisza.-Co jest?-Weszli do salonu. Wielki tygrys, dostrzegając, że przyszli przyjaciele pana przybiegł się z nimi przywitać.
-Nie wiedziałem, że Fede dalej go ma.-Stwierdził Diego, głaszcząc stworzenie.
-Tak... Avari jest przecież nieśmiertelny.-Westchnął León. Ludmila zaczęła się rozglądać po pokoju. Miała nadzieję, że ujrzy swojego ukochanego, ale zamiast tego zobaczyła pełno broni. 
-Gdzie on polazł?-Zdziwił się Verdas.-Avari szukaj pana.-Rozkazał. Zwierzę wybiegło z domu, a cała piątka podążyła za nim. Szli w dość szybkim tempie, by nie zgubić zwierzaka. Dotarli nad jezioro, przy którym rosło drzewo. Tygrys podbiegł do niego, zadowolony z siebie. Ludmila chciała tam iść, ale León zagrodził jej drogę.
-Chwileczkę...-Szepnął i podszedł do olbrzymiej rośliny. Zajrzał za nią i ujrzał swojego przyjaciela, głaszczącego  pupila.
-Fede...-Zaczął, a przed jego twarzą pojawiło się ostrze.
-A to ty...-Westchnął brunet i rzucił nóż na trawę.-Myślałem, że to któryś z tych nieudaczników, powszechnie nazywanych braćmi.
-Dlaczego wyszedłeś z domu? W twoim stanie...-Verdas spojrzał na niego wzrokiem wkurzonej matki.
-Ojciec postanowił mnie odwiedzić.-Zaśmiał się.-Najpierw mnie kolejny raz ochrzanił, a później przyznał, że ja jedyny mu się udałem.
-Okay... Aresa to nikt nie zrozumie...-Stwierdził szatyn.-Ktoś chce z tobą pogadać.
-Nie ma mnie... Powiedz mu, że nie żyję albo, że wyjechałem na walkę.-Odparł Pasquarelli i zaczął bawić się z tygrysem.-Co tam Avari? Pogryzłbyś kogoś, nie?
-To jest brutalne.-Odparł z obrzydzeniem syn Afrodyty.-A z nią i tak pogadasz.-Stwierdził i odszedł. Po chwili na jego miejscu pojawiła się blondynka. Usiadła obok chłopaka i przyglądała mu się. Włoch jej nie zauważył, był zajęty zabawą z Avari. Przyjrzała się każdej ranie, bliźnie pozostawionej na jego ciele. W końcu dotknęła jego przecięcia nad łukiem brwiowym. Włoch drgnął i powoli odwrócił głowę w jej stronę. Zdziwił się, widząc ją.
-Co tu robisz?-Spytał, przerywając przyjemną dla ucha ciszę.
-Przyjechałam... Do ciebie.-Odparła, patrząc mu prosto w oczy. Ich twarze powoli zaczęły się do siebie zbliżać, aż w końcu usta połączyły się w namiętnym pocałunku.

Koniec.
Mam nadzieję, że tobie Patricia Wentz oraz wam spodobał się ten One Shot.
Do następnego ♥

3 komentarze:

  1. Świetne *u*
    Jakie genialne :33
    I takie słodkie :3
    Jedno wielki WOW :D
    Naprawdę cudnie Ci to wyszło :**

    Kocham ♥♥♥
    ~Ola :**

    OdpowiedzUsuń
  2. To było niesamowite :*
    Cudnie ci to wyszło.
    Jestem bardzo zadowolona ♥♥♥

    Kocham ♥

    OdpowiedzUsuń

Każdy, najdrobniejszy komentarz daje nam motywację do publikowania kolejnych prac. Może poświęcisz dla nas chwilkę i wyrazisz swoją opinię? ☼

Szablon by
InginiaXoXo