Tytuł: "Gra się zaczęła"
Osoba: Katherine Pierce
Rodzaj: Kryminał, obyczajowy, dramat
Uwagi: W przeciwieństwie do serialu, Kat jest człowiekiem [ przynajmniej na początku ]
Uwagi: W przeciwieństwie do serialu, Kat jest człowiekiem [ przynajmniej na początku ]
- Odłóż broń!
Czarny kaptur jedynie głośno wyśmiał moje błagania i
przyłożył pistolet bliżej mojego serca. Nie widziałam jego twarzy, jedynie
trupo bladą maskę, którą zakładał każdego spotkania.
- Błagam, zrobię co zechcesz!
Czułam się zażenowana faktem, że nie dowiem się kim jest mój
oprawca nawet w ostatnich chwilach życia. Na próżno próbowałam wyswobodzić
dłonie z wiązadeł. Z każdym mocniejszym szarpnięciem sznury zostawiały na mojej
skórze krwawe rany.
- Jakieś ostatnie życzenia? – zapytał wyraźnie młody męski
głos.
Zacisnęłam usta w cienką linię i próbowałam przypomnieć
sobie ten ton. Znałam go, lecz jego obraz całkowicie zaginął w dziurach mojego
umysłu. Wtedy poczułam zimny metal, dotykający moich dłoni i już po chwili uwolniłam ręce. Reszta sznurów również została przecięta, a ja mogłam
wreszcie wziąć spokojny oddech. Czarny kaptur, kiedy zobaczył postać która
stała się moim wybawcą, uciekł z dachu wieżowca nie pozostawiając po sobie
jakichkolwiek śladów.
Nie zdając sobie nawet z tego sprawy, zemdlałam na widok
moich pokaleczonych dłoni. Ostatnim widokiem była rozmazana sylwetka,
najpewniej mężczyzny. Zapamiętałam jego ciemne włosy i brązowe oczy.
***
Obudziłam się w swoim łóżku z
pogniecioną kołdrą u nóg i mokrą poduszką.
Tamta noc nie okazała się jednym
z moich wielu koszmarów. Wydarzyła się naprawdę, a potwierdzeniem tego były
liczne siniaki i jeszcze nie zaschnięte rany. Wstając z łóżka, próbowałam nie
przewrócić się na zimnej podłodze. Czułam jak moje ciało zaraz eksploduje, więc
pobiegłam do kuchni i nalałam sobie szklankę wody. Błądziłam w myślach,
próbując znaleźć odpowiedź na dręczące mnie pytania. Chciałam powiadomić policję
o całym zdarzeniu, ale byłam całkowicie pewna, że nic z tym nie zrobią. W końcu
jeszcze żyłam. Nie chciałam tak jak typowa ofiara zaszywać się w czterech
ścianach i bać się każdego dźwięku. Musiałam przezwyciężyć to sama.
Postanowiłam wyjść na zewnątrz i poszukać śladów wczorajszej nocy. Jeszcze raz
przejrzałam się w lustrze i postanowiłam wziąć szybki prysznic, zanim będę
musiała pokazywać się w tym stanie ludziom.
Po wysuszeniu włosów i
doprowadzeniu siebie do porządku, wyszłam z mojego mieszkania. Z domów sąsiadów
dochodziła głośna muzyka. Odkąd wprowadzili się tutaj nowi mieszkańcy, nie mogłam
zasnąć. Kradłam tabletki mojej matki, aby nie wymęczyć się na śmierć. Przyszło
mi do głowy, że to one mogły być powodem mojej amnezji. Nie pamiętałam jak się
dostałam na ten dach, ani w jaki sposób mnie porwali. To wszystko wydawało się
okropnym koszmarem.
Na klatce schodowej natknęłam
się na nowe graffiti, oraz parę nastolatków namiętnie całujących się w kącie.
Nie spuszczając ich z oka zeszłam na niższe piętro. Tam również czekały mnie
podobne obrazy, jednak tym razem nie zamęczałam się ich widokiem i po prostu
spuściłam wzrok.
Drzwi mojego bloku były już tak
stare, że właściciel nie musiał ich zamykać. Złodziej nie miał żadnego problemu
z wtargnięciem do środka. Dlatego ja również nie cackałam się z otwieraniem
ich, po prostu je kopnęłam. Poczułam świeże powietrze mieszające się z dymem
papierosowym. Pomyślałam, że muszę się w
końcu wyprowadzić z tej menelskiej dzielnicy.
Na ulicach było mnóstwo ludzi.
Po kilku minutach w bocznej uliczce zauważyłam cień, który szedł za mną od
dłuższego czasu. Odwróciłam głowę i zobaczyłam tę samą osobę, która
przetrzymywała mnie wczoraj na dachu. Czarny kaptur znikł mi z oczu, a ja nie
tracąc ani chwili wytchnienia, pobiegłam za nim. Zorientowałam się , że chce
zaprowadzić mnie do pewnego miejsca, ponieważ cały czas zwalniał abym mogła za
nim nadążyć. Tak też się stało. Wylądowałam w ciemnej hali fabrycznej, nieużywanej
od lat. Czarny kaptur zniknął, a ja pozostałam sama. Przerażało mnie doszczętnie
wszystko w tym pomieszczeniu. Szczury w kątach, stare maszyny albo zostawione
pudełko po papierosach i butelki. Nagle światło zgasło, a drzwi zamknął ktoś od
zewnątrz. Usłyszałam dźwięk mojej komórki. Z lękiem wyciągnęłam ją z kieszeni i
przeczytałam wiadomość od nieznanego numeru.
Już się boisz?
Tyle wystarczyło, bym zaczęła
wydzierać się na cały głos. To był impuls. Wołałam i waliłam w drzwi, jakbym
miała jakąkolwiek nadzieję, że ktoś jest na zewnątrz. Nadzieja bywa złudna.
Nie widząc innego wyjścia,
zaczęłam szukać innych drzwi, co chwilę sprawdzając komórkę. W tej nędznej
dziurze nie było zasięgu. Wtedy natknęłam się na klamkę, kiedy przeszukiwałam
kolejną ścianę. Nie zastanawiając się, nacisnęłam ją i praktycznie wpadłam do
środka.
Tutaj było już jasno. I
rozpoznałam go od razu.
Dokładnie czyścił nóż
ubrudzony krwią. Wtedy coś we mnie wstąpiło i dosłownie krew zmieniła obieg w
moich żyłach. Ponowne oglądanie jego twarzy przyprawiało mnie o mdłości.
Zacisnęłam mocniej dłoń na telefonie, daremnie wierząc, że jest on moim
ostatnim źródłem ratunku. Dokładnie obejrzałam się dookoła i dostrzegłam kilka
innych znanych, bliskich mi osób. Wreszcie zaczęłam wierzyć wróżce, która
przepowiedziała, że najbliżsi przyjaciele okażą się moimi najgorszymi wrogami.
Udawałam pewną siebie, nie dałam po sobie poznać złamanego serca. Stałam i
lustrowałam ich wszystkich wzrokiem przez niecały kwadrans. Nikt nie śmiał się
odezwać. A ich „szef” zapalczywie mieszał złotą ciecz w szklanym pojemniku.
Moja miłość, mój największy życiowy błąd. W tamtej chwili obiecałam sobie,
nigdy więcej nie zaufać facetowi. Niezauważalnie złapałam klamkę drzwi, próbując
je otworzyć. Zamknięte. Możliwości się kończyły, a blondyn nabierał swój napar
do strzykawki.
- Jednak nie opłacało się ciebie
zabijać.
Wymruczał skupiony przy swojej
pracy. Wstrzymałam oddech i czekałam na rozwój wydarzeń. Kątem oka spoglądałam
na okno, nieopodal mnie. W ostateczności mogłabym wybić je własną ręką. Rzadko
musiałam posuwać się do tak drastycznych środków. Pobiegłam przez sale i całej
siły uderzyłam w szkoło. Pękło na tysiące kawałeczków, robiąc przy tym
niewyobrażalny huk. Wtedy dwójka chłopaków przytrzymało moje ręce, a reszta
unieruchomiła moje ciało. „Szef” nie wydawał się poruszony moją próbą ucieczki.
Jedynie obdarzył mnie wnikliwym spojrzeniem i razem ze strzykawką przybliżył
się do mnie.
- Proszę, odpuść sobie.
Chłopak w odpowiedzi wbił igłę w
moją szyję i nie spiesząc się, wpuszczał płyn do mojego ciała. Jak na zawołanie
przestałam wyczuwać moje nogi, a powietrze stało się trudne do zniesienia.
Teraz jesteś już nasza.
***
Wychodząc, zatrzasnęłam drzwi i
przejrzałam się jeszcze raz w kieszonkowym lusterku.
- Czy tak narodziła się
Katherine Pierce? – usłyszałam słodki głos, szeptany prosta do mojego ucha
- Och, skarbie. On zawsze tutaj
była. – wskazałam palcem na serce – Tylko teraz się obudziła.
***
Tak oto prezentuje się kolejny
One Shot.
Chciałam napisać coś bardziej
mrocznego, ale sama nie wiem co z tego wyszło.
Mniejsza tym, prosiłabym o waszą
ocenę.
Zachęcam również do brania
udziału w konkursie, bo naprawdę warto.
Zapraszam też do naszej strony na Facebook’u
Do następnego misie <3
Cudowny one shot
OdpowiedzUsuńAle nie zrozumiałam co się tam działa, ale podobał mi się jego styl pisania
Ta praca mnie urzekła i czekam jak najwięcej z prac tvd
Pozdrawiam :*
Patty;*
Pierwsze zdanie.
OdpowiedzUsuńI już ciarki mie przeszły.
One Shot nie jest tak bardzo mroczny, ale w pewnym stopniu jest. Sama nie wiem jak to wytłumaczyć :-P
Katherine od samego poczatku mi się spodobała. Sama nie wiem dlaczego,ale jednak.
Ona nigdy nie zaufa żadnemu facetowi. Przykro.
Kath! Chciałaś uciec przez okno? Serio? Wiadomo, że cię złapią. Oj Kath, Kath..
W sumie nie musiałaś iść za "panem w kapturze". Uniknelabys kłopotów. No, ale poszłaś. A mówiłam żebyś nie szła..
Cóż. Czekam na kolejną waszą pracę.
Pa!